Bardzo byłem ciekawy tego koncertu. Nowa płyta Heya jest tak inna od poprzednich, że naprawdę trudno było sobie wyobrazić wykonanie na żywo niektórych z nowych piosenek przez rockowy zespół.
A Hey, jakby na przekór zagrał całą nową płytę od początku do końca. 10 piosnek z „Miłość, uwaga, ratunku, pomocy” wypełniło pierwszą połowę koncertu. I jeśli ktoś wcześniej miał wątpliwości czy są to dobre piosenki po tym koncercie powinien się ich wyzbyć na zawsze. Zaczęło się od Vanitas z taśmy, podczas piosenki zespół (oprócz Kasi) kolejno zjawiał się na scenie, by po wybrzmieniu ostatnich słów wokalu zaserwować 3-minutowe instrumentalne zakończenie tej piosenki, która na płycie urywa się nagle, zdecydowanie przedwcześnie.
Dzięki temu, że w nowych utworach Heya brzmienie gitar jest nieco schowane na koncercie można podziwiać kunszt Jacka Chrzanowskiego. Nie zdawałem sobie dotychczas sprawy, że jest on tak świetnym muzykiem. Bas rządził w Stodole bezapelacyjnie.
Hey wystąpił w 6-osobowym składzie, z klawiszowcem Krzysztofem Zalewskim (o ile się nie mylę). Nowy nabytek Heya odpowiada dodatkowo na koncertach za drugi wokal. Daje to super efekt, czasami nieco zaskakujący, gdy w „Piersi Ćwierć” klawiszowiec śpiewa dwie oktawy wyżej niż Kaśka (na płycie obie partie wokalne wykonuje Nosowska). Generalnie cała nowa płyta zabrzmiała super, a dodatkowo muzyce towarzyszyły proste lecz ciekawe wizualizacje.
Potem przyszedł czas na oczekiwane przez wszystkich hiciory. I choć Hey ma ich w swym repertuarze dziesiątki to tych największych zabrakło. I za to wielki szacun dla zespołu. Super było przeżyć koncert Heya bez Zazdrości, Mojej i Twojej Nadzieji, Dreams itp.
Większość piosenek zaprezentowanych w drugiej części koncertu miała nowe aranżacje, nowoczesne, elektroniczno-taneczne, trochę w klimacie nowej płyty. Prawie wszystkie wypadały piorunująco, ze szczególnym wskazaniem na Wczesną Jesień i Cudownie. To były dwie najstarsze piosenki zagrane przez Heya i dwa absolutne topy koncertu. Równie dobrze wypadła nowa wersja „Że”.
Niestety nie wszystkie piosenki obroniły się w nowych wersjach. Wśród nich znalazł się niestety mój ulubiony kawałek Heya czyli Antiba. Słabo wypadło też Je-Łe w dziwnej wersji a’la country i Heledore Babe w wersji disco zabijającej piękno tego utworu.
Koncert trwał 90 minut i zakończył się numerem Luli Lali, który nie jest, moim zdaniem, najlepszym koncertowym „zamykaczem”. Dodatkowo podczas bisów zdecydowanie pogorszyła się jakość dźwięku.
Generalnie koncert był jednak super. Wielki plus dla zespołu za nowe aranżacje starszych piosenek i odważną, zdecydowanie nieszablonową setlistę. Bardzo się cieszę, że nowy duch, który wstąpił w Heya nie był tylko efektem zabiegów w studio nagraniowym ale jest wyraźnie widzialny i słyszalny na koncertach. Oby tak dalej!
Pod tym linkiem „Że” w nowej aranżacji (z koncertu w Zabrzu z listopada 2009).
http://www.youtube.com/watch?v=o7uQCaMEp0I&feature=related - Że
Hey sie skonczyl na Killem' All.
OdpowiedzUsuńMnie nowa płyta 'nie wzieła' za bardzo..
OdpowiedzUsuńale tak szczerze, to tylko raz lub 2 razy jej słuchałem..
Może jeszcze 'dojdzie'..
A pod tym linkim moje fotki z koncertu w Zabrzu :) z 13.12.2008
http://gallery.me.com/darekpro1/100068
A set był tak:
01. O Suszeniu
02. Fate
03. A Ty?
04. Dreams
05. Byłabym
06. Moogie
07. O Podglądaniu
08. Missy Seepy
09. Ho
10. To Tu
11. Mru Mru
12. [sic!]
13. Całą Noc
14. W Imieniu Dam
15. Luli Lali
16. Mimo Wszystko
17. Cudzoziemka W Raju Kobiet
18. Teksański
---------------------------------------------
19. Angelene
20. Zazdrość
Dzieki za linka Depe! A nowa plyte polecam, jest barzo inna ale tez bardzo dobra. Zreszta wkrotce na blogu pojawi sie jej recenzja. A przekonywanie do niej proponuje zaczac od kawalkow numer 5 i 8
OdpowiedzUsuń