niedziela, 20 listopada 2016

GREEN DAY - REVOLUTION RADIO

Zupełnym przypadkiem, gdzieś pod koniec lata natknąłem się w Antyradio na premierę piosenki Bang Bang zapowiadającej nowy krążek Green Daya. Pierwsze przesłuchanie pozostawiło mi w pamięci dwa przymiotniki: mocno i punkowo. Utwór ten brzmiał bowiem tak, jakby jego autorzy mieli po 20 lat i właśnie dostali po raz pierwszy gitary do ręki i znając jedynie cztery chwyty postanowili po prostu grać je na przemian niedostatki przykrywając mocnym przesterem.
Po Revolution Radio sięgnąłem z ciekawością ale również z nastawieniem, że tyłka mi ona raczej nie urwie. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Co prawda nadal siedzę na własnych „czterech literach” ale płyta podeszła mi, niczym Kargul do płota. Zaczyna się ona trwającą 45 sekund zmyłką w postaci balladowego wstępu, po którym zabawa zaczyna się jakby na nowo, zwłaszcza w refrenie, który w prosty i genialny sposób pokazuje, że „ludzie to nie wiedzą jaka siła drzemie w gitarach”. Kolejne piosenki mijają szybciej niż pociąg Pendolino Pińczów. I choć utwory te są raczej proste i nie wnoszą niczego oryginalnego do historii muzyki to są wprost genialnym pociskiem energii sprawiającym, iż usiedzenie w miejscu przy jej dźwiękach to zadanie dla Toma Cruise, tzn. Misja Niemożliwa.
Do dziś pamiętam wrażenie, jakie wywołała na mnie ponad 20 lat temu płyta Dookie. Revolution Radio niesie w sobie identyczny potencjał, z tą różnicą, że członkowie Green Daya są dziś lepszymi muzykami i czadu dają jeszcze bardziej. Do skocznego rytmu i prosto grającej gitary dodają fantastyczne melodie, chwytliwe, nośne i skłaniające do tupnięcia nóżką. Wśród 12 umieszczonych tu utworów słabego nie uświadczycie. Moja ulubiona trójka z nowego krążka Green Daya to Bouncing Of The Wall, Still Breathing i Troubled Times.
Każdy, kto kiedykolwiek darzył amerykańskie trio sympatią przy dźwiękach ich kolejnej płyty wyszczerzy się niczym koń do owsa. Revolution Radio ma w sobie spore pokłady energii, równie duży potencjał przebojowy i co najważniejsze brzmi, jakby wyszła spod rąk młodych gniewnych a nie kapeli z ponad dwudziestoletnim stażem. 


sobota, 19 listopada 2016

NUTA NA SMUTA

Listopad w pełni, czerstwa bułka bardziej niż z mielonym kojarzy się z próbą samo-okaleczenia. Bonomuza, niczym Adam Słodowy, ma rozwiązanie na wszystkie problemy ludzkości. Jeśli "brazylijski serial już nie cieszy jak co dzień", spoglądając przez okno macie nieodpartą chęć przez nie wyskoczyć, bądź też wycelować prawym sierpowym w pierwszą napotkaną postać, ewentualnie ścianę mamy dla Was antidotum! Już dziś, pod kryptonimem NUTA NA SMUTA,  startuje Muzyczny Front Antydepresyjny. 
Na początek mega pozytywna nuta z Jamajki. Chociaż ta pieśń ma ponad 30 lat nadal buja niczym Donald Trump swoich wyborców. INDŻOJ!!!

 

środa, 16 listopada 2016

ALEŻ RYŚKU !!!

Podczas przerwy obiadowej na telewizyjnym pasku informacyjny ujrzałem wiadomość o treści "piosenkarz Ryszard R. został aresztowany przez policję, po tym jak wymachiwał pistoletem w swoim ogródku". Do głowy zaczęły napływać różne myśli i jedno, nurtujące pytanie: "co się stało się". Konduktor łaskawy chciał zabrać go do Warszawy? Dziewczyny przestały lubić brrrrrąz? Przestało być intymnie, czy skończyły się dary losu? Ależ Ryśku - chce się krzyknąć niczym Bożenka. Przecież Ryśki to fajne chłopaki. Ryszard Lwie Serce, Richie Rich, Rysiek z Klanu - przykładów można by mnożyć do woli. 


Tak już zupełnie poważnie to życzę Ryszardowi szybkiego powrotu do równowagi. Mam do pana RR duży szacun, z jego gardła wypłynęło wiele naprawdę pięknych piosenek. Poniżej moje dwie ulubione. Pierwsza sentymentalna,..



druga żywsza i weselsza.



wtorek, 15 listopada 2016

PIERWSZA TRÓJKA OPENERA 2017

Pierwsze trzy zespoły potwierdzone jako gwiazdy Openera 2017 pozwalają wierzyć, że przyszłoroczna edycja będzie fantastyczna. Wprawdzie listę moich koncertowych marzeń roku siedemnastego otwierają dwie kapele na "G", czyli Guns'n'Roses i Green Day i po cichu nadal liczę, że zwłaszcza tych pierwszych zobaczymy w Polsce, na którymś z letnich festiwali, ale obok trio, które zaprezentuje się na przełomie czerwca i lipca w Gdyni nie można przejść obojętnie.

1) Radiohead

Zawsze uważałem, że Radiogłowi to zespół przereklamowany i przekombinowany. Fakt, że stworzyli kilka wiekopomnych pieśni nie każe mi stawiać ich w roli "odkrywców muzycznej Ameryki". I choć wiele osób uważa to za bluźnierstwo ten stan trwa u mnie do dziś. Nie zmienia to faktu, że chętnie posłucham Toma Yorka i spółki. Recenzje zeszłorocznych koncertów były, delikatnie mówiąc marne, chociażby tego z Primavery. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zespół będzie prezentował nieco bardziej "festiwalowy" set. Tak, czy inaczej poniższego kawałka raczej nie zabraknie.



2) Foo Fighters

Z zeszłorocznego koncertu Foo Fighters musiałem zrezygnować w ostatniej chwili. Widziałem ich za to cztery lata wcześniej, kiedy zamykali Hurricane Festival. I powiem Wam, że cieszę się, iż na Openerze Foo wystąpią drugiego dnia, gdy poziom energii będzie jeszcze mega wysoki a stan zakwasów niski. Bo występy Amerykanów na żywo wymagają naprawdę porządnego treningu kondycyjnego. I choć nie widać tego podczas poniższej piosenki zarejestrowanej właśnie podczas Hurricane Festival to na wiele chwil takiego spokoju raczej 29 czerwca nie liczcie.



3) Prophets of Rage

Obecność na jednej scenie członków Rage Against The Machine, Cypress Hill i Public Enemy to prawdziwie wybuchowa mieszanka. Nigdy nie widziałem na żywo tych pierwszych, latem, choć bez Zacka, usłyszymy zapewne sporo kawałków wszystkich trzech wyżej wymienionych zespołów. Prophets ma bowiem na razie w dorobku jedynie kilka własnych kawałków składających się na EP-kę. Coś mi mówi, że to właśnie ten koncert może okazać się największą petardą przyszłorocznego Openera.


poniedziałek, 7 listopada 2016

NOWE LISTOPADOWE FROM POLSKA

T.LOVE - T.LOVE (premiera 4.11)

Premiera tego krążka już za nami. Jego recenzję znajdziecie na Bonomuzie jeszcze w tym tygodniu. Na razie powiem Wam tylko, że na T.Love znajdziecie masę lepszych kawałków niż poniższy drugi singiel pochodzący z tego wydawnictwa. Co więcej, nawet Pielgrzym, poprzedni, fantastyczny utwór zapowiadający ten album nie łapie się do jego "TOP 3".



SORRY BOYS - Roma (premiera 18.11)

Kiedy pierwszy usłyszałem ten zespół w Jarocinie o porze pasującej bardziej na drugie śniadanie niż koncert w życiu bym nie przypuszczał, iż kilka lat później będę czekał na ich album ze sporą niecierpliwością. Może nie aż taką jak Piasek nucący, że "noc się kiedyś skończy" ale Wracam zaciekawiło mnie niczym niegdyś powracający wkrótce na antenę program Idol.



ŁĄKI ŁAN - Syntonia (premiera 18.11)

Po 4 latach z nową studyjną porcją muzycznego wariactwa wraca jedna z najoryginalniejszych warszawskich grup. Zapowiadający płytę Pola Ar pozwala wierzyć, że Paprodziad, Bonk, Poń Kolny, Mega Motyl i reszta z Łąki znowu dostarczą wiele odlotowych klimatów.



VAVAMUFFIN - V (premiera 18.11)

Po, delikatnie mówiąc średnio udanym poprzednim krążku, którego najlepszą częścią była okładka, Vavamuffin już za 2 tygodnie zaprezentuje swoje piąte studyjne wydawnictwo. Mam nadzieję, że powrócą z hukiem. Chociaż pierwszy singiel z V przypomina mi niestety, iż "przysłowia mądrością narodu". A wiadomo czyją matką jest nadzieja. Oby to były złe dobrego początki.