niedziela, 24 kwietnia 2016

YEASAYER - AMEN & GOODBYE

Z dwóch słów składających się na tytuł czwartego, studyjnego albumu Yeasayer zdecydowanie wybieram "ejmen". "Gudbaj" mówić tej grupie nie zamierzam, gdyż po słabszym, trzecim krążku wydanym cztery lata temu wraca do życia w genialnym stylu.
Otwierające album Daughters of Cain jest niczym wschód Słońca, kiedy to do życia budzą się kolejne istoty, w tym przypadku instrumenty - od plumkającego pianina przez chórki początkowo nucące, stopniowo coraz głośniejsze aż do przeistoczenia się w rozmyte, nieco kosmiczne dźwięki. Ten przypominający klimatem Beatlesów kawałek płynnie przechodzi w I Am Chemistry, jak na razie najpoważniejszego kandydata do piosenki roku. Pisałem już o nim krótko tydzień temu, jest jednak tak dobry, że nie wypada nie poświęcić mu kilku kolejnych zdań. Początek z typowym dla Yeasayer efektem wciągniętej taśmy, zwrotka podobna nieco w brzmieniu Sisters Of Mercy przechodząca w refren, przy którym trudno nie złapać fazy. I o ile przy "pierwszym okrążeniu" jest kosmicznie, to przy drugim następuje już odlot w stronę innej galaktyki i to bez panoramicznego obrazka pod językiem. Po drugiej zwrotce otrzymujemy bowiem brzmiący niczym Lucy In The Sky With Diamond "most", który przechodzi w...kolejnym "bridge" tym razem transowy, przywodzący na myśl Archive. I kiedy już stajemy się na moment "rudym kojotem" nasze uszy atakuje niewinny śpiew, brzmiący niczym kościelna scola, zakończony ostatnia, najgenialniejszą minutą tego utworu, której nie sposób opisać. Powiem tylko, że właśnie za takie fragmenty wielbię ten zespół.
Silly Me to nieco mniej udany klon O.N.E. z płyty Odd Blood, przebojowy, chwytliwy ale nieco wtórny. Jeśli chodzi o bardziej dyskotekową twarz Nowojorczyków zdecydowanie wolę tą spod numeru 5, czyli Dead Sea Scrolls ukazujące funkowe oblicze zespołu. Zaczyna się ona co prawda głupawo od słów "pa pa pa", na które mam wyjątkowe uczulenie, na szczęście bardzo szybko przechodzą one w świetną partię basu, jąkający, odbijający się echem wokal i czaderskie solo na saksofonie. Wcześniej jednak, pod numerem 4 kryje się jeden z największych rarytasów z Amen & Goodbye. Pierwsze 50 sekund Half Asleep, sennych niczym tytuł, nie zapowiada cudów, które następują chwilę potem. Tajemniczy, żeński chórek, fragment menueta i pokaźna dawka orientu tworzące razem przecudowną kompozycję momentami brzmiącą podobnie do spokojniejszych kawałków Kasabian, zwłaszcza tych śpiewanych przez Sergio. Równie pięknie jest w kolejnym na krążku Prophecy Gun, idealnej kołysance rodem z XXI wieku. Myślę że nawet Jarosław Psikutas bez s rozmarzyłby się przy niej przenosząc myślami do czasów, gdy najważniejszą dla niego rzeczą było nie 600 baniek tylko smoczek.
Kiedy wydaje się, że nic lepszego nas na tym krążku już nas raczej nie spotka Yeasayer podbija stawkę serwując fenomenalne Divine Simulacrum.  Pełen szacun za tajemniczy, bajkowy klimat tego numeru, w którym zespół znalazł kolejne patenty na oryginalne, przepiękne współbrzmienia, dodatkowo potrafiące utrzymać słuchaczy w napięciu mimo spokojnego tempa piosenki. Genialnie wypada także Gerson's Whistle, gdzie "groźna" zwrotka prowadzona przez wwiercający się w mózg dźwięk przechodzi w pogodny, radosny refren. Najlepsze w tym utworze jest jednak to, że każde jego kolejne 30 sekund brzmi jak inna piosenka.
Mógłbym tak pisać i pisać o tej płycie, choć tekst dawno już przekroczył standardową długość recenzji na Bonomuzie. Zamiast czytać dalej posłuchajcie koniecznie Amen & Goodbye kilka razy pod rząd, gdyż dobre płyty zazwyczaj za pierwszym razem "nie podchodzą". Ten natomiast stanowi kolejnz dowód na to, iż Yeasayer to jeden z najlepszych obecnie tworzących zespołów na świecie.

wtorek, 19 kwietnia 2016

PLAYLISTA ŻYCIA - ODC. 12 - WITH A LITTLE HELP FROM MY FRIENDS

Ten piękny numer pojawił się już na Bonomuzie niecałe półtora roku temu, przy smutnej okazji śmierci jego wykonawcy. Dziś trafia do Playlisty Życia jako jeden z najlepszych coverów w historii muzyki. Joe Cocker z przeciętnego i nieco infantylnego kawałka Beatlesów stworzył bowiem najprawdziwsze arcydzieło. Melodia zwrotki chwyta mnie za gardło niemal za każdym razem, gdy ją słyszę.
With A Little Help From My Friends w tej wersji do końca życia kojarzył mi się będzie z Cudownymi Latami, absolutnie najlepszym serialem w historii kinematografii. Filmem, który w każdym z 20-minutowych odcinków bawił, wzruszał, pokazywał historię świata i muzyki oraz poruszał życiowe problemy, z którymi boryka się każdy człowiek. Po raz pierwszy można go było obejrzeć na początku lat 90-tych w telewizyjnej Dwójce. Pamiętam tamte weekendowe projekcje, jakby wydarzyły się wczoraj. Kojarzą mi się jednoznacznie ze szczęśliwą czteroosobową rodziną wspólnie przeżywającą to samo, chociaż na swój sposób.



Na początku lat 90-tych, kiedy oglądałem go po raz pierwszy wielu z przytaczanych tam historii nie rozumiałem, bądź odbierałem je dość powierzchownie. Dziś, kiedy oglądam poszczególne odcinki po raz kolejny, choć dużo z nich znam niemal na pamięć, kumając całą treść w nich  przekazywaną dosłownie łapię się z zachwytu za głowę i rozumiem dlaczego 25 lat temu rodzicom podczas wspólnego oglądania często szkliły się oczy.
Ale przede wszystkim dużo i często myślę o tym jak swoje własne cudowne lata będzie wspominał mój syn i co zrobić, że pamiętał je jako naprawdę wspaniałe.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

AXL ROSE WOKALISTĄ ACDC

Gdyby 25 lat temu ktoś wypowiedział zdanie z tytułu tego posta na głos, lub chociaż pomyślał w ten sposób najpewniej otrzymałby potężną dawkę psychotropów dożylnie i przez długi czas nie opuścił szpitala bez klamek. Przynajmniej na moim podwórku, o czym pisałem dwa miesiące temu (KLIKNIJ TU ABY PRZECZYTAĆ). Myślę zresztą, że dla wielu fanów ACDC ta informacja jest dość szokująca i nie do końca przyjmują ją do wiadomości. W każdym razie do kilkunastu godzin wiadomo, iż miejsce mającego problemy ze słuchem Briana Johnsona za mikrofonem zespołu AC piorun DC zajmie wokalista Guns'n'Roses. Oficjalny komunikat mówi o tym, że głównie po to aby dokończyć trasę koncertową Rock Or Bust. Oznacza to też pewnie niestety iż za kilka tygodni ten australijskie band przestanie istnieć. Cieszę się, że miałem okazję zobaczyć ich koncert jeszcze z poprzednim wokalistą. Panowie dali czadu, zeszłoroczny show w Warszawie był naprawdę super, oprócz tego, że, jak to na Narodowym, w wielu momentach trudno było odróżnić wokal od perkusji.

Chętnie zobaczyłbym w akcji tę przedziwną w sumie hybrydę. Przedsmak można było poczuć na festiwalu Coachella, na którym do wracających na scenę Guns'n'Roses dołączył Angus Young. Oto pierwszy rezultat owego spotkania:



Swoją drogą jak patrzę na te obrazki to myślę sobie, że:

a) trzeba mieć naprawdę dużego pecha żeby złamać nogę tuż przed powrotem na scenę po tylu latach (w prawie oryginalnym składzie)
b) czas z Axlem nie obszedł się zbyt łagodnie
c) na koncertach ACDC Axl zbierze trochę gwizdów ale będą one niezapomniane, a na pewno oryginalne

A oto i druga próbka Axla w nowym repertuarze:


Jak to widzicie?

sobota, 16 kwietnia 2016

NOWE OD...YEASAYER

Niniejszym ogłaszam, że panowie z Yeasayer wrócili na jasną stronę Księżyca. Od dwóch tygodni dostępny jest ich nowy, czwarty studyjny album, W przyszłym tygodniu znajdziecie na Bonomuzie jego szczegółową recenzję, a na razie jako przedsmak pierwszy zapowiadający go singiel. Muszę przyznać, że tęskniłem za Nowojorczykami w takiej formie. Efekt wciągniętej taśmy na początku, kąsające wokalne wielogłosy, nutka orientalizmu, totalne zmiany tempa i klimatu, kosmiczna wstawka ze śpiewającymi dziećmi... To i dużo więcej znajdziecie w tych 5 fantastycznych muzycznych minutach.

środa, 13 kwietnia 2016

HEY PRZEDBŁYSK - KONCERT STODOŁA 13.04.2016

Właśnie wróciłem z ostatniego w ramach mini-trasy Przedbłysk koncertu Heya w Stodole. Będzie więc krótko, na gorąco i chaotycznie. Nowa płyta zapowiada się REWELACYJNIE. Usłyszałem dziś 10 wchodzących w jej skład kawałków po raz pierwszy (nie licząc singla oczywiście) i oprócz otwierającego całość, nieco dziwnego, mówionego intro pozostałe uradowały mnie niczym fistaszki wiewiórkę. Gdybym musiał opisać nowe kompozycje Heya jednym zdaniem powiedziałbym: przepiękne i nieoczywiste melodie oraz genialne, świeże i oryginalne brzmienie. Te kilka słów śmiało można przypisać do każdego z dziesięciu kawałków, które znajdą się na nowym krążku. Poniżej szczątkowe opisy ich klimatu, które udało mi się zanotować w telefonie w przerwach między piosenkami:

1. Dziwny numer, Kasia mówi zamiast śpiewać, niemal cały kawałek spoza sceny
2. Szum - rewelacyjny, wkręcający elektroniczny motyw dominujący pozostałe instrumenty, fantastyczny numer
3. Morales - dużo spokojniejszy, krótki, spoko.
4. Prędko Prędzej - singiel promujący Błysk na żywo to prawdziwa petarda, genialna solówka i fajne chórki klawiszowca
5.2015 - super melodia i wibrująca gitara
6. - mega utwór - zwrotka napędzana przez  dwa dźwięki gitary brzmiące podobnie do tej z Dalekiej Drogi Do Domu COMY ("pierwszy oddech wiosny budzi lęk...), nieco mocniejszy refren i genialna, nieoczywista melodia
7. Heyheyhey - najlepszy jak dotąd utwór, mega surowa zwrotka z fantastycznym brzmieniem i partią gitary, mocniejszy i szybszy refren
8.  "Współczesna Małgośka" - jeszcze lepsza niż numer 7, murowany hicior z ciekawym rytmem, super melodią i brzęczącą nisko gitarą
9. Balladowy początek w stylu Imagine i szybszy, mocniejszy refren
10. Pozytywne, fajne zakończenie płyty.


Dość równoważników zdań, czas na opis klimatu towarzyszącego dzisiejszemu wieczorowi. Po wejściu do Stodoły zdziwiły mnie 2 rzeczy: zamknięty bar na dole i zaryglowane wejście na koncertową salę. Kiedy w kolejce po piwo w barze na górze odwróciłem się w poszukiwaniu znajomych twarzy w miejscu, gdzie normalnie znajdowała się druga szatnia zobaczyłem...scenę. Zrozumiałem wtedy napis Open Stage na bilecie i niewielką ilość osób w klubie, Przedbłyskowy koncert widziało nie więcej niż 300 osób, dzięki czemu klimat był wyjątkowo kameralny.
Największym zaskoczeniem dzisiejszego koncertu była wyjątkowo "rozgadana" Kasia, która powiedziała chyba więcej słów niż na kilkudziesięciu koncertach Hey, na których byłem, razem wziętych. Super było posłuchać o inspiracjach i okolicznościach towarzyszących powstawaniu nowych piosenek, wspomnień ze Szczecina, "ciągotach do bycia na estradzie" i sposobach trzymania mikrofonu oraz wielu innych anegdot czy żartów. Czegoś takiego nie widziałem na koncercie tej grupy nigdy, czuć było, że Katarzyna ma naprawdę dobry klimat. Świetny był również tekst na temat wolności, której nie można zabrać, bo nie można jej dać jeśli tylko jest się dobrym człowiekiem.

Po przedpremierowym zaprezentowaniu nowej płyty zespół zagrał jeszcze kilka starszych utworów, wszystkie jednak z czasów, od kiedy Piotra Banacha zastąpił Paweł Krawczyk. Fenomenalnie wypadły Piersi Ćwierć, Kto Tam Kto Jest W Środku oraz Muka, ciekawie rozpoczynające bis wykonane w duecie Nie Więcej. Po wyjściu ze Stodoły w głowie zostały mi jednak głównie brzmienie nowych utworów. Odliczam dni, kiedy nowa płyta, dziś zamówiona w przedsprzedaży, trafi do mojego odtwarzacza. Szczegółowa recenzja już wkrótce.

niedziela, 10 kwietnia 2016

MUZYCZNA PRASÓWKA: WYWIAD Z NOELEM GALLAGHEREM

Na zakończenie weekendu zachęcam do przeczytania wywiadu z Noelem Gallagherem. Nie zawsze pasowała mi jego buta i kontrowersyjne wypowiedzi. Tym razem przy wielu odpowiedziach trudno odmówić mu racji. Oto dwie małe próbki:

Dlaczego Adele ciągle śpiewa ballady? Komu są potrzebne? Świat płonie, terroryści szlachtują ludzi, połowa Syrii ucieka do Europy, czysty Armagedon, a co robi ta kobieta? Śpiewa: "Hello, buu, mój chłopak mnie zostawił, chlip"...

I tak powstaje anonimowa muzyka klasy średniej, która nie porusza nikogo naprawdę. Muzyka bez kantów, robiona przez ludzi bez kantów. Tym rozpuszczonym chłopaczkom brakuje doświadczenia życiowego, by robić muzykę, która cokolwiek by znaczyła. Mama i tata kupią im gitarę i przy niej synek śpiewać będzie pioseneczki o swojej dziewczynie z klasy średniej. To upadek...

Całość znajdziecie klikając w TEN LINK.

wtorek, 5 kwietnia 2016

PLAYLISTA ŻYCIA - ODC. 11 - SWALLOWED

Dziś przypada 22 rocznica śmierci Kurta Cobaina. Tamten dzień wspominałem już 2 lata temu, tym razem czas na piosenkę zespołu, którego debiutancka płyta ujrzała światło dzienne również w 1994 roku, kapeli, która przez pewien czas był dla mnie namiastką a mówiąc ładniej następcą Nirvany. Kiedy dwa lata później po raz pierwszy usłyszałem Swallowed myślałem, że to nieznany wcześniej kawałek Kurta i spółki. Niemalże identyczny brzmiący głos w zwrotce, abstrakcyjny momentami tekst, piękna i urzekająca melodia połączona z przejmująco zaśpiewanym i zagranym refrenem... Te 4 minuty były wystarczającym powodem, żeby przyjrzeć się zespołowi Bush bliżej. Brytyjczycy nagrali kilka fantastycznych kawałków, żadna ich płyta nie dorównała jednak Nevermind czy In Utero, to znaczy nie była fantastyczna od A do Z. Swallowed potrafiłem jednak wałkować po kilkanaście razy pod rząd, aż w końcu kaseta, na której nagrałem ten numer z radia "nie wytrzymała presji". Drugim utworem Bush, który wielbię do dziś to Glicerine, o wiele spokojniejsza, złożona z tych samych akordów co With Or Without You U2 ballada, która udowadnia, że wystarczy aby stworzyć muzyczne piękno wystarczą najprostsze środki, 4 dźwięki, jedna gitara i melodia, która po jednym razie zostaje w duszy na zawsze.
Nigdy nie widziałem Bush na żywo, jakimś trafem przegapiłem niestety ich warszawski występ w 2013 roku ale wierzę, że "jeszcze kiedyś się zobaczymy". Tym bardziej, że zespół wydał w tej dekadzie dwa albumy. Zawsze, gdy słyszę The Chemicals Between Us zastanawiam się czy, gdyby Kurt Cobain żył Nirvana brzmiała by podobnie.  Z powodu oczywistego nigdy się tego nie dowiemy Pozostaje cieszyć się tym co na płytach. Twoje zdrowie Kurt!   

piątek, 1 kwietnia 2016

NOWE ROZPORZĄDZENIE DLA BLOGOSFERY

Wczoraj wieczorem Instytut Monitorowania Blogosfery wysłał do mnie maila o następującej treści. "W związku z wprowadzeniem planu Morawieckiego zakładającego dynamiczny rozwój polskiej gospodarki również w przemyśle muzycznym i filmowym nakłada się na wszystkich blogerów obowiązek promocji polskiej muzyki i teledysków przynajmniej w co drugim opublikowanym poście. Przepis ten obowiązuje od dnia 1 kwietnia i dotyczy wszystkich autorów blogów prowadzonych w języku polskim".
Poprzedni wpis no Bonomuzie dotyczył U2, zgodnie z nowym rozporządzeniem czas więc na utwór polski. Nie mam najmniejszych wątpilwości, że ten cytowany dziśp rzejdzie do historii polskiej muzyki rozrywkowej, jest w końcu "naj naj naj, słodka aj aj aj". Teledysk również robi wrażenie, ambitny, nieoczywisty, z przekazem i Kamilem Glikiem w roli głównej ;-))))))
No i warstwa liryczna:

"Najważniejsze moja mała
żebyś wiersze me lubiała"

Wstrząsające!