poniedziałek, 31 stycznia 2011

STO LAT JOHNY !!!

Dziś 55. urodziny obchodzi Johnny Rotten. Dlatego też chciałbym zaintonować dla Jaśka gromkie „stooooo ljaaaaaat”! Szczerze mówiąc, myślałem, że frontman Sex Pistols jest trochę starszy, widać, że chłopaczyna się w swoim punkowym życiu nie oszczędzał. W każdym razie mam nadzieję, że Johnny wykrzesa z siebie jeszcze kiedyś siły i będziemy mieli okazję zobaczyć Sex Pistols na żywo, czego Jankowi i sobie życzę. Koncert podczas Openera 2008 był dla mnie fantastyczny. I choć wyglądało to troszkę jak obwoźny cyrk to muzyka, która popłynęła z głośników miała w sobie autentyczną moc i moim skromnym zdaniem nie postarzała się ani trochę. A członkowie zespołu zachowali do siebie zdrowy dystans, parodiując samych siebie i nazywając trasę koncertową Combine Harvester Tour, którego hasłem przewodnim było „reap the hay while the sun shines”. Sto lat Johnny!

piątek, 28 stycznia 2011

KASZANA SONGS: AQUA - BARBIE GIRL

Jako, że do otwarcia sezonu „grylowego” pozostało jeszcze sporo postanowiłem zaserwować Wam kaszankę w nieco innej postaci. W ciągu najbliższych kilku piątków na blogu będą się pojawiały kolejne odcinki Kaszana Songs. TU możecie przypomnieć sobie o co w tym cyklu chodzi.
Dziś „na gryla” wrzucamy lalkę i to nie byle jaką. W 1997 roku norwesko-duński kwartet Aqua podbił listy przebojów swoim hitem Barbie Girl. Co to był za przebój! Co to był za klip! Do dziś dosłownie poraża. W ciągu 3 minut z okładem  widzimy m.in. sztucznego ćwierkającego ptaszka, wypasioną różową furę Kena mówiącego „kiss me here, touch me there, hanky panky”, poznajemy Lene, Rene,Sorena i Clausa oraz dmuchanego pieska, obserwujemy szorowanie pleców Barbie szczotą ryżową, widzimy ją także w dżokejce całującą konia oraz Sorena przygrywającego na gitarce. Duże wrażenie robią miny Kena, który czasem wygląda jakby jego tył miał bliskie spotkanie z żądłem.( 2:15 ) lub jakby aqua wpadła do jego oka (1:54). A potem wiadomo: Barbie goes party, czyli driny, balanga i wężyk a’la „jedzie pociąg z daleka”, podczas którego tytułowej lali urywa się ręka. Nie zraża to jednak Kena, któremu nadal jest dobrze (2:55). I o ile cały teledysk jest z kosmosu to jego zakończenie, kiedy przystojniak z irokezem na boku macha kikutem jest już z innej galaktyki.
Dla wszystkich fanów Aquy i Barbie Girl mam też wspaniałą wiadomość! Zespół się reaktywował i wiosną ma się ukazać jego nowy album! Czy możecie sobie wyobrazić lepszą informację na  początek weekendu ?!?!?

czwartek, 27 stycznia 2011

HURTS - HAPPINESS

Ostatni tydzień w Polsce należał zdecydowanie do grupy Hurts. Najpierw ogłoszono ich występ na tegorocznym Openerze a potem odbyły się 3 w pełni wyprzedane koncertu „zranionych” panów. Nie da się ukryć, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy na ten zespół zaponowała  w naszym pięknym kraju swoista „jazda”. Córka Stinga może czuć się zagrożona, o Hurts mówi się, równie często jak o niej. Trzeba przyznać, że chwytliwe melodie dwóch panów wpadają w ucho. I o ile rozumiem, że podobają się one masom to tego, co ten zespół robi na antenie rockowych rozgłośni już kompletnie nie. Przez większą część płyty mam bowiem wrażenie, że jest to zwykły boysband, którego ckliwe piosenki niewiele różnią się od twórczośći New Kids On The Block czy Take That. Katowane obecnie przez większość rozgłośni Stay emocjonalnym ładunkiem i klimatem przypomina „bejb, ajm hir egejn”. Pamiętacie?

poniedziałek, 24 stycznia 2011

ALTAN - RED CROW

Dziś czas na kolejne "występy gościnne". Tym razem Pan Joel wziął na warsztat płytę, której pewnie nikt z Was nie słyszał. Mam nadzieję, że poniższa recenzja zachęci Was do zapoznania się z twórczością Irlandczyków. Ja na pewno spróbuję.


Już ponad 20 lat zespół Altan promuje irlandzką muzykę ludową, pochodzącą z rejonów Donegal. Kilka milionów sprzedanych płyt, występy na najlepszych scenach w kilkudziesięciu krajach świata sugerują, że zła kapela to nie jest. Wziąłem więc na tapetę ich drugie wydawnictwo, pochodzące z 1990 roku Red Crow. I co?

czwartek, 20 stycznia 2011

OPENEROWA TRÓJCA


Całkiem ciekawa trójca została ogłoszona dziś jako wykonawcy, którzy wystąpią na tegorocznym Openerze. Po pierwsze „jazda, jazda”:

Po drugie “gibu, gibu”:

Po trzecie “pisku pisku” (wśród publiki):

wtorek, 18 stycznia 2011

THE NATIONAL - HIGH VIOLET



Muzyka The National jest dość ponura i smutna. Utwory mają taki klimat, jakby każdy z nich opowiadał o osobach mocno dotkniętych przez życie. Pomimo tego piosenki Amerykanów niosą w sobie jakieś dziwne ciepło, głównie za sprawą niskiego głosu wokalisty i przyjaznych dla ucha gitar i instrumentów klawiszowych.
Często stosowane różnego rodzaju pogłosy sprawiają, że przy tych dźwiękach można się momentami rozpłynąć i oderwać od rzeczywistości. I zwolnić.

niedziela, 16 stycznia 2011

NIEZMIENNY PROLETARYAT

   

Kiedy mniej więcej miesiąc temu usłyszałem ten kawałek w radio byłem pewny, że to jedno z nagrań Proletariatu, które przegapiłem słuchając tej kapeli w połowie lat dziewięćdziesiątych. Po słowach prezentera, że jest to singiel zwiastujący nowy album Oleja i spółki pomyślałem, że czas zatrzymał się dla nich w miejscu. Muzyka się zmienia, zespoły urozmaicają swoje brzmienie a Proletaryat brzmi tak samo jak 20 lat temu. Z tego powodu przy pierwszych kilku przesłuchaniach tego numeru chciało mi się trochę śmiać. A dziś myślę, że fajnie, że są jeszcze kapele, które są wierne obrane na początku drodze. Kiedyś brzmiało to tak:

    

Moim zdanie do dziś brzmi świetnie. Ten klip przywołuje mi do głowy niesamowite wspomnienia. I myślę, że każdy, kto choć raz wysiadł  pociągu w Żarach i pokonał tę drogę czuje to samo.

czwartek, 13 stycznia 2011

KATE NASH - MY BEST FRIEND IS YOU

Kate Nash śpiewa czasem głosem pogodnym i infantylnym niczym dziecko z podstawówki. Za sprawą singlowych Do-Wah-Doo i Kiss That Girl taką Kasię znamy z radio. Ci którzy na jej drugiej płycie spodziewają się tylko takich piosenek zdziwią się i to bardzo. Bo My Best Friend Is You to album zróżnicowany i ciekawy. Słuchając go nasuwa się wiele muzycznych skojarzeń. Jako pierwsza uwagę przykuwa Don’t You Want To Share Guilt With? za sprawą charakterystycznego brzmienia gitary będący jakby lżejszą wersję kawałka Crystal Visions otwierającego płyte The Big Pink.

wtorek, 11 stycznia 2011

PIOSENKI Z JEDYNKĄ W TYTULE

Dzisiejsza data, którą można zapisać za pomocą samych jedynek zobowiązuje. Z okazji 11.1.11 proponuję 11 utworów, w których tytule pojawia się ta cyfra. Wybór nie był prosty, ponieważ jedynka wyśpiewywana jest niemal we wszystkich językach i stylach muzycznych.

METALLICAOne

To jeden z najbardziej niesamowitych utworów Metalliki okraszony dodatkowo klimatycznym teledyskiem. Ten kawałek ma dwa oblicza, po pierwszej, spokojnej części następuje mega uderzenie, które wielokrotnie wprowadzało w konsternację niejednego młodzieńca uskuteczniającego wolny taniec podczas dyskoteki w podstawówce. Trzeba było naprawdę nerwów ze stali aby dotrwać w tango-przytulango przy fenomenalnej solówce Kirka Hammetta.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

SKŁADANKA 2010

Poniższa składanka, zawiera kawałki, które kojarzą mi się z minionym rokiem. Znalazły się tu zarówno piosenki nowe jak i starsze, wybitne i kaszaniaste. Jak to na składance. Pierwsza czwórka to utwory, które w zeszłym roku totalnie opanowały mój umysł . Kolejne to miks zeszłorocznych skojarzeń koncertowych, turystycznych i wszelkich innych.

W minionym roku „prześladowały” mnie 4  piosenki. Styczeń i początek lutego należał zdecydowanie do MUSE, którego Undisclosed Desires zaczarowało mnie jeszcze w 2009. Do dziś zresztą jest to dźwięk dzwonka w moim telefonie.
Drugim utworem, którym fazowałem się w zeszłym roku było Crystalized, ktore nadal mam ustawione jako dzwiek na. Do dziś, gdy słyszę The XX cały świat wokół wydaje się zatrzymywać.
W połowie wiosny miejsce Shelter zajął kolejny kawałek, przy którym kompletnie się wyłączałem. I choć nie lubię śpiewu falsetem tu brzmi on wręcz anielsko. A refren tego kawałka jest samospełniającą się przepowiednią bo naprawdę „tkwi w mej pamięci przez cały czas”.  
To muzyczne dzieło na stałe weszło mi do głowy 1 lipca podczas pierwszego dnia Openera. I „prześladuje” mnie do dziś, wywołując emocje za każdym razem, mimo iż słyszałem go kilkaset razy. Trwa to już ponad pół roku, ciekawy jestem, jaki utwór zajmie jego miejsce.
Ta piosenka już zawsze będzie mi się kojarzyć z najbardziej energetycznym koncertem roku 2010.
Moim skromnym zdaniem najciekawsza polska piosenka zeszłego roku.
Nie wierzyłem, że kiedykolwiek usłyszę tę piosenkę na żywo. Udało się w Istambule i nigdy nie zapomnę tej chwili.
W Turcji udało mi się też pobić rekord częstotliwości wpadania na daną piosenkę. Lejdi Dżi usłyszeć można było średnio co 15 minut zarówno na północy jak i na południu Turcji.
To było najpiękniejsze pięć minut roku 2010 i cudowne zakończenie sentymentalnej podróży w przeszłość podczas koncertu chwilowo reaktywowanego projektu Lenny Valentino.
Szkockie trio to drugi zagraniczny zespół, który widziałem w tym roku na żywo dwukrotnie.
Zdecydowany zwycięzca w kategorii „odlot roku”. Nooooooooo.
Rok 2010 był też moim pierwszym kontaktem na żywo z rodziną Cobainów. I chociaż NIRVANY Kurta nic nie zastąpi to koncert jego żony był czadowo wyluzowany.
Powrót Edyty Bartosiewicz na scenę był piękny. Szkoda tylko, że był tylko jednodniowy, mimo iż na jesień zapowiadano nową płytę.
„Taminami a łe e, łaka łaka e, e”. W końcu w 2010 roku odbył się pierwszy mundial w Afryce.
Powód umieszczenia tego kawałka na składance jest oczywiście ten sam, co w przypadku „łaka łaka”.
Krzyż był zdecydowanie jednym z głównych bohaterów zeszłego roku stając się jednocześnie przedstawicielem polskiego folkloru i bohaterem wielu muzycznych utworów.
Składankę zamyka stary, polski szlagier, którego pojawienie się na składance 2010 związane jest z próbą podbicia Azji przez „bajeranckich” chłopaków oraz 5-odcinkowym serialem „Pełna Bajera w Azji”, który mieliście okazję śledzić na blogu w lutym.

A jakie piosenki Wam kojarzą się z minionym rokiem?

niedziela, 2 stycznia 2011

MODEL 11

Nim człowiek się zorientował minęła pierwsza dekada XXI wieku i rozpoczął się Model 11. Z tej okazji życzę Wam wielu fantastycznych płyt, koncertów, spełnienia wszelkich marzeń i duuuuuużo uśmiechu. Już wkrótce na blogu pojawi się kilka nowych działów, zachęcam do regularnego zaglądania na stronę.
Rok 2001, model 01, był jednym z najfajniejszych w moim życiu. Miniony, choć ciężki, również trzeba zaliczyć do bardzo udanych. Mam taką teorię, że nieparzyste lata są lepsze. I czuję, że model 11 będzie naprawdę dobrym rokiem.