wtorek, 31 maja 2016

PLAYLISTA ŻYCIA - ODC. 13 - MASTER OF PUPPETS

Długo zastanawiałem się, którą piosenkę Metallicy wybrać do Playlisty Życia. W finałowej rozgrywce oprócz Master Of Puppets pozostały Memory Remains z fenomenalną partią Marianne Faithfull oraz One fantastycznie pokazujące dwa różne oblicza tego zespołu. Master to jednak Master, fantastyczny utwór z czasów, kiedy Metallica, zgodnie z nazwą była jeszcze zespołem metalowym. W tym roku ten kawałek obchodzi swoje trzydziesta urodziny i nadal ma w sobie niesamowitą moc. Wersja studyjna być może momentami brzmi nieco oldschoolowo ale wystarczy odpalić jakiekolwiek wykonanie koncertowe, żeby przekonać się jak potężny to utwór. Za każdym razem, gdy słyszę refren ze słowami "come crawling faster..." czuję się przez niego pokonany. Sposób, w jaki w tym kawałku pracują gitary oraz zmiana klimatu w środkowej, instrumentalnej części to prawdziwe mistrzostwo świata. A okładka albumu Master of Puppets, jedna z pierwszych, jakie zobaczyłem w życiu, pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć ale do dziś, gdy patrzę na ów "las krzyży" czuję dziwny przypływ emocji. 

niedziela, 29 maja 2016

AKCJA COVER: SOUND OF SILENCE

Kiedy w 2001 roku po raz pierwszy usłyszałem Disturbed, w roli supportu Marylina Mansona, nigdy w życiu bym nie pomyślał, że 15 lat później stworzą jeden z najlepszych coverów, jakie w życiu słyszałem, w dodatku w tak łagodnej odsłonie. Co prawda wtedy na Torwarze Amerykanie zagrali fragment coveru Eurythmics, próbując wkręcić publiczność, iż podczas wykonywanego właśnie Sweet Dreams na scenę wkroczy za chwilę główna gwiazda wieczoru ale mimo wszystko, to co pokazali przy okazji Sound of Silence po prostu rozkłada na łopatki.

Uwielbiam oryginał tej piosenki, delikatny, cały wyśpiewany w dwugłosie przez Simona i Garfunkela, już od pierwszego dźwięku przenoszący do krainy dzieciństwa i bajek. Wersja Disturbed zaczyna się zwyczajnie, pojedynczymi dźwiękami fortepianu i niskim wokalem, po minucie dołączają skromne partie gitary i instrumentów smyczkowych. Jednak od początku jego trzeciej minuty napięcie zaczyna rosnąć szybciej niż pączki na turbo-drożdżach. Duża w tym zasługa rytmicznie pojawiającego się dźwięku kotła ale przede wszystkim głosu Davida Draimana, który w ciągu ostatnich 90 sekund piosenki wykreował ze swych strun głosowych coś wyjątkowego, chwytającego za gardło, niezwykle emocjonalnie poruszającego i pięknego, coś co na bank przejdzie do historii muzyki. Słuchając oryginału nigdy nie zastanawiałem się o czym jest ta piosenka, dopiero wersja Disturbed skłoniła mnie to bliższego "przyjrzenia" się jej tekstowi. Od kilku dni nie mogę się uwolnić od tego kawałka. A właściwie to wcale nie chcę.

piątek, 27 maja 2016

HEY - BŁYSK

Mając świeżo w pamięci przedpremierowy koncert w Stodole podczas pierwszego przesłuchania Błysku zaskoczyła mnie "lajtowość" jego brzmienia. Otwierające album Dalej oraz Historie na koncertach wypadają o wiele lepiej. Szkoda zwłaszcza tej drugiej, przepięknej piosenki z cudownie mądrym tekstem, fantastyczną melodią, która w wersji studyjnej ma w sobie jakiś dziwny, zbędny "francuski sznyt" niepotrzebnie odwracający uwagę od jej naturalnego piękna. W początkowych fragmentach nowego krążka ma się wrażenie, że nie do końca na wysokości zadania stanął realizator. Tym bardziej to dziwne, iż na Błysku znajdziemy sporo świetnego i świeżego brzmienia. Za najlepszy przykład może posłużyć choćby Hej Hej Hej, mroczny i dość ascetyczny kawałek, w którym każdy instrument gra jakby oddzielną partię, które mimo wszystko tworzą intrygującą i wyjątkowo smakowitą całość. Podobnie Szum atakujący wwiercającym się w głowę, chcącym rozsadzić głośniki przesterowano-brzęczącym motywem genialnie współgrającym z głosem Kasi, zachrypniętym niczym na pierwszej płycie.
Moi absolutni faworyci z tej płyty to jednak I Tak W Kółko oraz Cud, dwa zupełnie różne utwory, które łączy fakt, iż można ich słuchać po kilkanaście razy pod rząd. Ten pierwszy ma w sobie wszystko, czym HEY raczy nas od ponad 20 lat, m.in. świetny gitarowy riff, ciekawą, fantastycznie wkomponowaną warstwę elektroniczną, nie dającą się wybić z głowy melodię czy zmiany tempa i klimatu. Cud początkowo wydaje się mniej udaną wersją Imagine Lennona, nie warto jednak poddawać się po kilku pierwszych sekundach, gdyż utwór ten okazuje się jednym z najpiękniejszych w historii zespołu. Wszystko za sprawą porażającej ostatniej minuty, która jednostajną dotąd, smutną piosenkę przemienia w niosącą nadzieję petardę porażającą każdym ułamkiem sekundy niesionej zachrypniętym głosem Kasi i brzęczącą gitarą, do opisania piękna której język polski nie posiada wystarczających słów. Dużo ciekawego dzieje się również w przedostatnim na krążku 2015, a singlowe Prędko Prędzej zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem.
Jedenasty studyjny album Heya to płyta, której nikt z Was nie powinien przegapić. Na 10 umieszczonych na Błysku kawałków 6 jest rewelacyjnych, 3 dobre i tylko jeden słaby (Ku Słońcu). Natomiast w sferze lirycznej Kasia Nosowska po raz kolejny z poziomu wysokiego podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej. Historie, Cud, Hej Hej Hej czy 2015 to przepiękne wiersze, poetyckie, życiowe, niepowtarzalne.    

środa, 25 maja 2016

WALIZECZKA Z DWORCA ZOO

Ostatnie trzy dni stacjonowałem w Berlinie, 50 metrów od stacji Zoo rozsławionej zarówno przez książkę o „trudnej młodzieży”, jak i piosenkę otwierającą najlepszą płytę w dyskografii U2. Siedzę właśnie na lotnisku i myślę, że to doskonała to okazja, żeby przypomnieć tę drugą.


Okolice dworca Zoo zmieniły się nie do poznania. Cieszę się, że kilkanaście lat temu, podczas pierwszej wizyty w Berlinie, mogłem zobaczyć je w kształcie, o którym śpiewał Bono. W ciągu ostatnich kilku lat stacja została odnowiona a wokół wyrosły dziesiątki nowoczesnych biurowców i hoteli. W bardzo modnej obecnie dzielnicy nadal widać jednak sporo bezdomnych, młodych ludzi, śpiących na ulicy wraz z całym swoim „dobytkiem”, snujących się pomiędzy setkami przechodzących obok korpo-ludzi w krawatach. Kontrast jest dość kosmiczny ale symbioza również wyjątkowa, nikt nikomu nie przeszkadza.

Wczoraj przed hotelem, w którym mieszkałem pojawił się dodatkowy „smaczek”. Pewien wesoły jegomość, Helmut lub Sztefan przez kilka minut biegał wokół budynku z walizką, po czym zostawił ją przed samymi jego drzwiami i uciekł. Kiedy wieczorem chciałem wejść do hotelu policaj powiedzieli stanowcze „NAJN”, otoczyli teren biało-czerwoną taśmą i kazali czekać. Wkrótce przyjechał czarny robot, podjechał do walizki, coś tam przy niej pomajstrował, otworzył znajdując zapewne trzy pary brudnych skarpetek i akcja się zakończyła. Ale w gazetach o walizeczce z dworca Zoo dziś napisali.