czwartek, 31 grudnia 2009
BEST OF 2008/9 - # 2 - COMA
Etykiety:
RECENZJE
Gdyby ta płyta została wydana w tym roku chyba umieściłbym ją na pierwszym miejscu swojego zestawienia. Zespół COMA po dwóch świetnych płytach wydał trzecią jeszcze lepszą, prawdziwie monumentlane, dwupłytowe dzieło.
Znajdziemy na nim 35 kawałków, z czego połowa to przerywniki między piosenkami, coś w rodzaju skitu, wprowadzenia do kolejnego utworu, pomostu łaczącego kompozycje. Treść tych „pomostów” jest różna od odgłosów imprezy, seksu, bełtania, palenia marihuany, przez dziecięce zabawy, impresje z lotniska czy dworca kolejowego i tak dalej. Bo Hipertrofia została chyba wymyślona jako podróż przez różne stany życia. Początkowo uważałem, że lepiej byłoby, gdyby zespół zrezygnował z tych przerywników i kilku słabszych kawałków oraz wydał album z tylko jednym krążkiem. Dziś, kiedy nabrałem do Hipertrofii trochę dystansu bardzo doceniam całość i formę tego albumu. Mimo, iż nie zawsze nadążam za prezentowaną w nim historią, która czasami wydaje się lekko naciągana.
Najważniejszą treścią każdej płyty są jednak piosenki. A te na Hipertrofii są w większości genialne i o każdej możnaby napisać długi esej. Otwierająca pierwszą płytę, znana z radia Wola Istnienia rozpędza się powoli aby w ostatniej minucie uderzyć brzmieniem gitar atakujących kanałami stereo. Napięcie, głównie za sprawą różnej ekspresji wokalisty, stopniowane jest również w Lśnieniu, jednej z piękniejszych piosenek na Hipertrofii. Transfuzja to już „czad” pełną gębą, najmocniejszy utwór na płycie będący przestrogą przed byciem szarym trybikiem świata. „Nim zdecydujesz pamiętaj, że: jałowe życie – jałowa śmierć”. Jakby dla kontrastu Nadmiar zaczyna się łagodnym brzmieniem klawiszy, przypominającym główny motyw z serialu Robin Hood. Dla mnie Nadmiar opisuje syndrom „dnia następnego”. Relaksujący początek, jak poranek na kacu i wzmocnienie w refrenie symbolizujące jakby pierwsze dojście do siebie i powrót miłych wspomnień oraz szybki odwrót od chwilowego postanowienia poprawy. „I nie ukrywam, że ulegnę jeszcze raz i popełnie setny raz to samo zło”.
Moim faworytem na Hipertrofii są Trujące Rośliny. Spokojna zwrotka, przepiękny refren, w którym gitara cudownie „rozmawia” z Piotrem Roguckim i druga, bardziej mroczna i refleksyjna część utworu zakończona solówką, której nie powstydziłby się Slash.
Potem, znów dla kontrastu nadjeżdża Osobowy, najsłabsza obok Parapetu impresja z pociagu, nie pasująca do całości. Oryginalna ale bardziej w klimacie Łąki Łan z jazzowa perkusją i melorecytacją. Nieco funkowy wydźwięk ma też Pożegnanie z Mistrzami, które genialnie łączy funk z czadem. Emigracja to z kolei najdziwniejszy numer na Hipertrofii, pastisz piosenki bluesowej, opowiadający o tym, że wszytskie ładne dziewczyny wyjechały do Stanów. A te, które pozostały szybko chcą upolować kandydata na męża i ojca, co skłania autora tesktu do przemyśleń, że chciałby „homo się stać seksualny”. Do mnie ten kawałek - żart trafia.
Z kolei Zero Osiem Wojna początkowo do mnie nie przemawiała, zwłaszcza jako wyrwany z kontekstu pierwszy singiel, w którym brakowało mi nieco melodii. Na dobrych głośnikach czuć jednak moc tego utworu. A na Hipertrofii jest on też powrotem do rockowej Comy po kilku wcześniejszych eksperymentach. Tak samo jak Świadkowie Schyłku Czasu Królestwa Wiecznych Chłopców ze świetnym klangującym basem.
Druga, żółta część Hipertrofii, z wyjątkiem Zamętu, jest spokojniejsza, bardziej refleksyjna. Dużo tu piosenek będących jakby rozliczeniem się ze swoim życiem. Choćby otwierający drugi krążek ponad 10-minutowy, genialny Ekhart z początkiem przypominającym muzykę Closterkeller i ekspresyjnym zakończeniem czy wspomniany już Zamęt. Klimat podobny do zespołu Anji Orthodox spotkamy też w Popołudniach Bezkarnie Cytrynowych, pięknej, miłosnej kompozycji. To jeden z wielu bardzo dobrych i ważnych tekstów na drugim krążku Hipertrofii.
Ciekawie brzmi też Widokówka, przedstawiająca stan psychiczny będącego „pod wpływem”. W zwrotce gitara gra melodię śpiewaną przez Roguckiego a dźwięk dodatkowo wypełniają flażolety.
Najpiękniejszym akcentem „żółtej” płyty jest jednak Cisza i Ogień. Trwający prawie 10 minut monumentalny utwór, pochód piękna, w którym znajdziemy każdy element potrzebny do stworzenia muzycznie wybitnego dzieła. W tym także magiczne słowa, które można czytać jak wiersz. Szkoda, że płyta nie kończy się tą piosneką.
Hipertrofia to jedna z najlepszych płyt w historii polskiej muzyki. Perfekcyjna także pod względem realizacji. Zgodnie z informacją we wkładce nagranywanie materiału trwało 4 miesiące. Nie wiem po ile godzin dziennie panowie spędzali w studio ale brzmi ona jakby dopieszczano przynajmniej ją przez rok. Wielość i jakość zarejestrowanych śladów poraża. Produkcja na najwyższym światowym poziomie. Gorąco polecam!
Trujące Rośliny:
http://www.youtube.com/watch?v=J8laOHCliIk&feature=related
Cisza i Ogień:
http://www.youtube.com/watch?v=jxQuhywpGbU
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D