poniedziałek, 30 września 2013

LILLY HATES ROSES - SOMETHING TO HAPPEN

Nie lubię kiedy polskie zespoły śpiewają po angielsku. Często mam wrażenie, że ucieczka od polskiego tekstu spowodowana jest brakiem czegoś sensownego do powiedzenia. Po angielsku brzmi przecież lepiej, a część w ogóle nie zrozumie. Taka sytuacja nie dotyczy na szczęście debiutanckiej płyty Lilly Hates Roses. Naprawdę dawno nie słyszałem piosenek z tak dobrą warstwą liryczną. Niemal każda z umieszczonych na Something To Happen kompozycji urzeka  niebezpośrednim, poetyckim i trafiającym w sedno tekstem, którego słowa stawiają przed oczyma obrazy chwil, które przeżył chyba każdy. Zdecydowana większość dotyczy relacji międzyludzkich oraz bezpowrotnie mijającego czasu. Moimi dwoma faworytami są pięknie opisujące 3 fazy życia All I Ever oraz piorunujące wezwanie do zakończenia bezsensownego związku w postaci Only A Thought.
W warstwie muzycznej jest równie dobrze...

PŁYTY TYGODNIA - OD DZIŚ CO PONIEDZIAŁEK NA BONOMUZIE

Dość powakacyjnej zamuły !!! Od dziś startujemy z nową ramówką Bonomuzy. No może bez przesady, ze z ramówką, w końcu to blog a nie rejdjoł gaga czy Romantica TiVi ale od jesieni wprowadzamy tu kilka nowości. Pierwszą z nich będzie płyta tygodnia, której jak sama nazwa wskazuje będziemy słuchać przez cały miesiąc. ;-))) A tak poważnie to co poniedziałek będziemy "brali na warsztat" kolejne albumy, w większości te nowe ale również i klasyki. 
Oprócz tradycyjnej recenzji na fejsbookowym profilu Bonomuzy będziemy również codziennie słuchać najciekawszych kawałków z niej pochodzących.

Na pierwszy ogień fantastyczny polski debiut: Lilly Hates Roses!

poniedziałek, 16 września 2013

NOWE PLACEBO NA ŻYWO - DZIŚ O 21

Dziś przypada data oficjalnej premiery nowej płyty PLACEBO. Mimo tego kupić Loud Like Love się dziś nie dało, ot taka forma "promocji" w czasach, gdy płyty kupowane są na potęgę. Dość sarkazmu. Jeszcze dziś pojawi się bowiem okazja usłyszenia wszystkich nowych utworów angielskiego trio i to w wersji "live". O 20 czasu angielskiego, czyli o 21 w Polsce PLACEBO rozpocznie koncert, który można będzie zobaczyć na Youtubie. Zachęcam do oglądania poprzez kliknięcie w TEN LINK.

wtorek, 10 września 2013

ROGER WATERS THE WALL LIVE - STADION NARODOWY: 20.08.2013

Na warszawski koncert Rogera Watersa zdecydowałem się „last minute”, w pełnym tego słowa znaczeniu. Dźwiękowa żenada na lipcowym występie Depeche Mode zniechęcała mnie do ponownego odwiedzenia Stadionu Narodowego, ostatecznie zwyciężył jednak sentyment i ogromny szacunek do płyty The Wall. W związku z kupnem biletu na kilka godzin przed rozpoczęciem show jedyną dostępną opcją było odebranie go pod stadionem. Widząc liczącą około 500 osób kolejkę stojącą w tym samym celu do 4 (słownie: CZTERECH) okienek na niecałą godzinę przed planowaną godziną rozpoczęcia koncertu szacowałem, że przynajmniej połowa z nich nie łącznie ze mną nie zobaczy występu Watersa od początku. Szczęśliwie znalazłem się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, w którym organizator na kwadrans przed ęgodziną zero" niespodziewanie postanowił uruchomić dwa kolejne punkty odbioru biletów. Dlaczego nie były one otwarte od początku pozostanie zagadką . W każdym razie przestrzegam przed wybieraniem opcji „odbierz przed koncertem”, bo zorganizowane jest to przez Live Nation w żenujący i odbiegający od wszelkich standardów sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę ceny biletów. No chyba, że ktoś lubi podkręcać się przed koncertem na zasadzie „zdążę czy może nie bałdzo”. Ja miałem mega farta, ale nie jestem pewny czy udało się wszystkim, mimo iż koncert rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem.


Dość jednak o organizacji bo to co zobaczyłem 20 sierpnia na scenie Narodowego było bez najmniejszych wątpliwości najlepszym muzycznym show, jakie moje oczy kiedykolwiek widziały. Jeszcze przed rozpoczęciem w oczy rzucała się dekoracja w postaci ściany z białych cegieł sięgająca od dwóch  krawędzi sceny aż do trybun. Podczas całego koncertu pełniła ona funkcję ekranu, na którym wyświetlano liczne zdjęcia i animacje w ogromnej większości ukazujące przerażające konsekwencje wojny. Najciekawsze w tej ścianie było jednak to, iż przez całą pierwszą godzinę była ona rozbudowywana. Nie widziałem jeszcze koncertu, w którym scenografia zmienia się na oczach widzów non stop, dzięki czemu  jest budowana scenografia, dzięki czemu ciągle zmieniała się perspektywa widzenia sceny, aż do momentu, gdy muzyków widać było jedynie przez male okienka. Już przy otwierającym The Wall In The Flesh? Nad głowami wszystkich przeleciał samolot wypuszczony spod dachu stadionu, który z hukiem roztrzaskał się o sceniczne głośniki. Przy Another Brick On The Wall zobaczyliśmy monstrualnych rozmiarów kukłę nauczyciela grożącego kilkunastu znajdującym się na scenie dzieciom śpiewającym refren piosenki. Wcześniej na białej ścianie i telebimach wyświetlono falującą wodę, która nie wiem jaki cudem widoczna była w poziomie dając efekt zalewania całego stadionu przez morze. Nie sposób opisać całej sztafety wizualnych efektów, oddzielną wagę trzeba natomiast poświęcić dźwiękowi, co do jakości którego miałem największe obawy. W miejscu, w którym siedziałem był on po prostu fenomenalny...