Po kilku dniach w stolicy Meksyku udalismy sie na polnoc,do miejscowosci Los Mochis. To wlasnie stad strtuje pociag Chepe, ktory przez ponad 600 kilometrow wspina sie w gore kanionuy Barrancas del Cobre. Na swej trasie wspina sie o niemal 1000 metrow n.p.m. i pokonuje 89 tuneli. Mijany krajobraz jest trudny do opisania, poczatwkowa plaszczynza pelna biednych chatek i pasacych sie obok wychudzonych krow i oslow, potem coraz wieksze kaktusy az wreszcie poczatek tuneli wykutych w skale i mostow zawieszonych nad przepascia.
wtorek, 29 marca 2011
niedziela, 27 marca 2011
DZIEKUJE CI ADAMIE!
Kilka godzin temu Adam Malysz oddal ostatni skok w swojej karierze. Nie mam pojecia jak to wygladalo, dowiem sie po powrocie do Polski, gdy odtworze to co dzialo sie podczas narciarskich skokow do celu. I chociaz w Meksyku naprawde jest pieknie to dzis, na te kilka godzin, wolalbym byc w Zakopanem aby moc podziekowac Mistrzowi za te lata radosci i wzruszen. Chwile, ktore dzieki niemu moglismy przezyc na zawsze pozostana w mojej glowie. Byly ich setki, dzis chcialbym wspomniec tylko te kilka, ktore siedza we mnie najglebiej.
sobota, 26 marca 2011
KASZANA SONGS: DJ BOBO - CHIHUAHUA
Etykiety:
KASZANA SONGS,
Z PODRÓŻY
Dzisiejsza kaszaneczka pochodzi wprawdzie ze Szwajcarii ale dzieki swojej nazwie ma zwiazek takze z Meksykiem. Chihuahua to podobno drugie po Ciudad Juarez najbardziej niebezpieczne meksykanskie miasto. Jeszcze kilka lat temu przez ulice toczyla sie wojna gangow narkotykowych, ktora czesto uderzala rykoszetem w niewinnych ludzi. Dzis podobno jest jzu spokojniej i my zadnego niebezpieczenstwa na ulicy nie czulismy. Jesli zas chodzi o sama kaszaneczke to w tym niesamowitym klipie Dj Bobas dyryguje z telewizora szostka napalonych tancerzy, ktorzy swoimi zjawiskowymi wygibasami podrywaja do tanca cala ulice nucac "o cziuaua". Zachecam wiec drodzy czytelnicy do dolaczenia do tej wesolej grupy bujniecia biodrem, kalsniecia w dlonie i krzykniecia tego jakze tresciwego refrenu, dla ulatwienia podaje tekst "ti ti ri ti ti ti CHIHUAHUA ti ti ri ti ti ti CHIHUAHUA ti ti ri ti ti ti CHIHUAHUA ooooo CHIHUAHUA".
Szukalismy hotelu jak najblizej dworca i trafilismy do Casa Colonial. Pan na recepcji w garazu dziwnie sie usmiechal, pobral oplate ale nie wreczyl klucza mowiac, ze "tu nie ma kluczy". Przy samym hotelu byl za to "men's club" i cos mi sie wydaje, ze glownymi klientami naszej noclegowni sa panowie korzystajacy z ofery tego meskiego klubu, a pokoje wynajmuje sie na godziny. Nie moge tego potwierdzic poniewaz od razu powiedzialem gosciowi na rcepcji, ze potrzebuje pokoju na cala noc. OOOOOOOO CZIUAUA!
Szukalismy hotelu jak najblizej dworca i trafilismy do Casa Colonial. Pan na recepcji w garazu dziwnie sie usmiechal, pobral oplate ale nie wreczyl klucza mowiac, ze "tu nie ma kluczy". Przy samym hotelu byl za to "men's club" i cos mi sie wydaje, ze glownymi klientami naszej noclegowni sa panowie korzystajacy z ofery tego meskiego klubu, a pokoje wynajmuje sie na godziny. Nie moge tego potwierdzic poniewaz od razu powiedzialem gosciowi na rcepcji, ze potrzebuje pokoju na cala noc. OOOOOOOO CZIUAUA!
czwartek, 24 marca 2011
ME GUSTA MEXICO
Etykiety:
Z PODRÓŻY
Po dwoch dniach pobytu w Mexico City moge smialo uzupelnic tekst piosenki Manu Chao o slowa z tytulu tego posta. Wrazenia z kilkudziesieciu godzin pobytu w tym miescie mozna by opisywac bardzo dlugo, skupie sie jednak na najciekawszych obserwacjach z ostatnich dni.
Przede wszytskim miasto nie wyglada na tak niebezpieczne, jak twierdzi czesc przewodnikow siejacych paranoje i przywolujacych statystyke 4 morderstw dziennie. Na pewno trzeba uwazac, jak we wszytkich biedniejszych krajach ale ja nie czulem zagrozenia ani przez sekunde. Na placu kolo Santo Domingo, gdzie mozna ponoc kupic i zalatwic wszystko (niczym na dawnym Satdionie Dziesieciolecia) kreci sie sporo cwaniakow ale zajeci sa oni swoimi biznesami, nie zwracajac specjalnej uwagi na turystow. W poludnie bez zadnej sceimy i ukrywania sie przekazuja wszelkiej masci towary (lewe paszporty, trawe itp) klientom podjezdzajacych tam samochodem. Policja przebywajaca w okolicy oczywscie tego nie widzi i skupia sie na egzekwowaniu kar za palenie papierosow na ulicy, co jest oficjalnie zakazane. "Niebieskich" spotkalismy tez w autobusie wracajacym z piramid w Teotihuacan, zatrzymali autobus, po czym weszi z kamera nagrywajac twarze wszytskich pasazerow. Pomachalismy i powiedzielismy "hola", kamerzystka odpowiedziala usmiechem. W meksykanskich autobusach odbywa sie handel obwozny, co przystanek wsiadali do nas na chwile sprzedawcy chipsow, lodow, wody i wielu innych. Kierowca spokojnie czekal az "handlowiec" zrobi runde i jechal dalej. Podobnie jest w metrze, gdzie na kazdej stacji wsiadaja sprzedawcy artykulow spozywczych i wszelkiego rodzaju badziewia w stylu laterek, wisiorkow, itp. Metro jest dobrze zorganizowane (kilka linii), mocno zatloczone i bardzo tanie (75 groszy za przejazd z dowolna iloscia przesiadek). W jednym z tuneli prowadzacych na peron zamontowana ultrafioletowe lampy a na suficie wymalowano gwiazdy i planety, takie male planetarium. Na innej stacji sprzedajacy cukierki zachwalali swoej produkty i namawiali do zakupu spiewajac na dwa glosy.
W Meksyku przypomnialo mi sie czasy dawne i dawniejsze. Te drugie za posrednictwem napojow sprzedawanych w plastikowych torebkach ze slomka. Czasy dawne wspomnialem, gdy zobaczylem, ze papierosy sprzedaja w tym miescie na sztuki, tak jak kiedys w budce na przytsanku autobusowym, z ktorego jezdzilem do liceum. Jeszcze bardziej zdziwili mnie fakt, ze fajki mozna kupic w Mexico City...w aptece. Niemila niezpodzianke przezylismy za to w barze, w ktorym postanowilismy sprobowac prawdziwej, meksykanskiej margherity. Zajarani chwycilismy pierwszy lyk z obtoczonego bialym cukrem kieliszka i o malo nie oddalismy go z powrotem matce Ziemi. Okazalo sie bowiem, ze ten cukier to sol. Spodziewalem sie pikantnego jedzenia ale slonego drinka juz niekoniecznie. Podobnie jak lodow smietankowych w slono-pikantnej polewie. Dlugo by jeszcze opowiadac o ciekawostkach w Mexico CIty, tak samo jak o tutejszych zabytkach. Ale o tym juz innym razem. Na razue skoncze tak jak zaczalem, stolice Meksyku naprawde da sie lubic!
Przede wszytskim miasto nie wyglada na tak niebezpieczne, jak twierdzi czesc przewodnikow siejacych paranoje i przywolujacych statystyke 4 morderstw dziennie. Na pewno trzeba uwazac, jak we wszytkich biedniejszych krajach ale ja nie czulem zagrozenia ani przez sekunde. Na placu kolo Santo Domingo, gdzie mozna ponoc kupic i zalatwic wszystko (niczym na dawnym Satdionie Dziesieciolecia) kreci sie sporo cwaniakow ale zajeci sa oni swoimi biznesami, nie zwracajac specjalnej uwagi na turystow. W poludnie bez zadnej sceimy i ukrywania sie przekazuja wszelkiej masci towary (lewe paszporty, trawe itp) klientom podjezdzajacych tam samochodem. Policja przebywajaca w okolicy oczywscie tego nie widzi i skupia sie na egzekwowaniu kar za palenie papierosow na ulicy, co jest oficjalnie zakazane. "Niebieskich" spotkalismy tez w autobusie wracajacym z piramid w Teotihuacan, zatrzymali autobus, po czym weszi z kamera nagrywajac twarze wszytskich pasazerow. Pomachalismy i powiedzielismy "hola", kamerzystka odpowiedziala usmiechem. W meksykanskich autobusach odbywa sie handel obwozny, co przystanek wsiadali do nas na chwile sprzedawcy chipsow, lodow, wody i wielu innych. Kierowca spokojnie czekal az "handlowiec" zrobi runde i jechal dalej. Podobnie jest w metrze, gdzie na kazdej stacji wsiadaja sprzedawcy artykulow spozywczych i wszelkiego rodzaju badziewia w stylu laterek, wisiorkow, itp. Metro jest dobrze zorganizowane (kilka linii), mocno zatloczone i bardzo tanie (75 groszy za przejazd z dowolna iloscia przesiadek). W jednym z tuneli prowadzacych na peron zamontowana ultrafioletowe lampy a na suficie wymalowano gwiazdy i planety, takie male planetarium. Na innej stacji sprzedajacy cukierki zachwalali swoej produkty i namawiali do zakupu spiewajac na dwa glosy.
W Meksyku przypomnialo mi sie czasy dawne i dawniejsze. Te drugie za posrednictwem napojow sprzedawanych w plastikowych torebkach ze slomka. Czasy dawne wspomnialem, gdy zobaczylem, ze papierosy sprzedaja w tym miescie na sztuki, tak jak kiedys w budce na przytsanku autobusowym, z ktorego jezdzilem do liceum. Jeszcze bardziej zdziwili mnie fakt, ze fajki mozna kupic w Mexico City...w aptece. Niemila niezpodzianke przezylismy za to w barze, w ktorym postanowilismy sprobowac prawdziwej, meksykanskiej margherity. Zajarani chwycilismy pierwszy lyk z obtoczonego bialym cukrem kieliszka i o malo nie oddalismy go z powrotem matce Ziemi. Okazalo sie bowiem, ze ten cukier to sol. Spodziewalem sie pikantnego jedzenia ale slonego drinka juz niekoniecznie. Podobnie jak lodow smietankowych w slono-pikantnej polewie. Dlugo by jeszcze opowiadac o ciekawostkach w Mexico CIty, tak samo jak o tutejszych zabytkach. Ale o tym juz innym razem. Na razue skoncze tak jak zaczalem, stolice Meksyku naprawde da sie lubic!
środa, 23 marca 2011
IKSY W AMSTERDAMIE
Etykiety:
Z PODRÓŻY
Przez najblizsze 3 tygodnie wpisy na blogu beda wakacyjne, niezbyt regularne z powodu utrudnionego dostepu do sieci i bez polskich znakow. Za kazdym jednak razem beda mialy oczywiscie odniesienie muzyczne.
W sobote, czekajac na przesiadke do Meksyku, postanowlismy zwiedzic w ekspresowym tempie Amsterdam. Te 3 godziny sprawily, ze na pewno bede chcial wrocic do tego miasta na dluzej. Pierwsze co rzucilo mi sie w oczy...
W sobote, czekajac na przesiadke do Meksyku, postanowlismy zwiedzic w ekspresowym tempie Amsterdam. Te 3 godziny sprawily, ze na pewno bede chcial wrocic do tego miasta na dluzej. Pierwsze co rzucilo mi sie w oczy...
czwartek, 17 marca 2011
AJRISZ DAY
Dziś dzień świętego Patryka a ja niczym bohater Barei „zarobiony jestem”. Nie zdążyłem wypić zielonego piwa ale Irlandię darzę wielkim sentymentem i często wspominam podróże po tej pięknej wyspie. Kiedyś na pewno jeszcze tu o nich przeczytacie. Tymczasem w dniu święta wszystkich Irlandczyków solidaryzuje się z nimi poprzez jedną z najlepszych piosenek zespołu T.LOVE. I tak jak podziwiam Muńka i spółkę za ten kawałek to nie mogę skumać jak można było zrobić do niej tak marny teledysk. Wspólny mianownik z tekstem odnaleźć można chyba tylko po spożyciu zielonego, ale na pewno nie piwa.
środa, 16 marca 2011
CAŁA GÓRA BARWINKÓW - PROGRESJA - 2 III
Etykiety:
RELACJE
2 marca wybrałem się do klubu Progresja na koncert zespołu Cała Góra Barwinków, który odbył sie w ramach studenckiego święta piwa. Myślę, że występ na Beerfescie był najdziwniejszym w kilkuletniej historii tego zespołu. CGB zapowiadane jako gwiazda wieczoru musiało jednak na pewien czas ustąpić tego miejsca browarkowi i tańcom „usia siusia”. Koncert planowo miał sie rozpocząć o 21, jednak ostatecznie panowie pojawili się na scenie po 22.30, ponieważ wcześniej rozgrywane były konkursy a na parkiecie królował „taniec z gwiazdami” przy dźwiękach, które „wchodzą” od około ósmego kielicha.
piątek, 11 marca 2011
KASZANA SONGS: SHAKIRA - WHENEVER WHEREVER
Etykiety:
KASZANA SONGS
Dzisiejsza kaszanka związana jest z podróżą znajomych, którzy kilka dni temu wybrali się do Kolumbii (relację z ich wyprawy możecie śledzić TU). A jak wiadomo kraj ten to ojczyzna łaka łaki Shakiry. Dlatego też chciałbym przypomnieć jej pierwszy wielki przebój z początku XXI wieku. Zarówno piosenka jak i teledysk porażają już od pierwszego zawycia kojota robiącego "ło u ło" i wyskoczeniu Shakiry z wody. Około 30 sekundy, stojąc na cyplu, nasza bohaterka upodabnia się do Kasi Stankiewicz, tzn. zaczyna widzieć Orła Cień i próbuje odlecieć machając rękoma. Dzięki temu, wymachom ramion rodem z ogólnorozwojówki na WF-ie oraz ciekawej ekspresji przy słowach "you'll be near" naszej bohaterce udaje się przenieść na pustynię. Na piasku Shaka Shaka najpierw się rozciąga a potem tańczy Macarenę. W efekcie udaje jej się spłoszyć stado dzikich, czarnych koni, które galopują i o mało co nie tratują naszej gwiazdy. Ta jednak nie wydaje się tym przesadnie przejmować wykonując w tym czasie tzw. „shake it bom bom” i hołubce. W ostatniej części teledysku Shakira pełznie po błocie, robi pajacyki, dalej „szejkuje” a na koniec rzuca się z lodowej góry. Generalnie przez te niewiele ponad 3 minuty nie sposób się nudzić. Całość wieńczą magicznie brzmiące fleciki, a raczej "pajpsy" czyli rurkowe piszczałki, których dźwięk znamy z występów peruwiańskich zespołów prezentujących się między innymi przy metrze Centrum. Ło u ło!
środa, 9 marca 2011
WYNIKI KONKURSU "RYMEM O MUZYCE"
Etykiety:
KONKURSY
W dniu, w którym dowiedzieliśmy się, że na Openerze 2011 zagra The National nadszedł też czas na rozwiązanie konkursu na najlepszą rymowankę o muzyce. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie zgłoszenia. Ich ilość skłoniła mnie do rozszerzenia puli nagród i tak oprócz obiecanych słuchawek Philipsa dla zwycięzcy, miejsce drugie i trzecie zostaną nagrodzone składanką Best Of Bonomuza 2010! Wybór nie był prosty a w ścisłym finale o podium walczyło 8 wierszyków. Ostatecznie:
- miejsce trzecie zajął asper01 z wierszykiem m.in. o tym jak John Lennon dba z zaświatów o Yoko Ono.
- miejsce trzecie zajął asper01 z wierszykiem m.in. o tym jak John Lennon dba z zaświatów o Yoko Ono.
- na miejscu drugim uplasował się yakamoz69, który wierszem fantastycznie opisał zawartość własnego odtwarzacza MP3.
- zwycięzcą konkursu okazał się woshaq, który w swojej rymowance przedstawił jak do smutnej, odległej krainy trafiła muzyka, którą zafascynowali się wszyscy jej mieszkańcy.
Zwycięzcy oraz wyróżnionym gratuluję i proszę o wysłanie na bonomuza@gmail.com adresów, pod które mają trafić nagrody. Wszystkich zapraszam zaś do regularnego czytania bloga i brania udziału w kolejnych konkursach, które pojawią się tu już niedługo.
wtorek, 8 marca 2011
CUKIER DROŻEJE !!!
Etykiety:
INNE
Na pewno już słyszeliście ale oprócz końca świata według kalendarza Majów, zamachu na TU 154, astmy norweskich biegaczek, likwidacji OFE oraz czterdziestych urodzin Kingi Rusin pojawił się nowy problem, który dotyka polskie społeczeństwo: CUKIER DROŻEJE!!! Od kilku dni mam wrażenie, że jest to zdecydowanie największy problem, z którym przyjdzie się nam zmierzyć w najbliższej dziesięciolatce, Doszło do tego, że sam Andrew Lepper ogłosił, że nawet jeśli Balcerowicz, który musi odejść, odejdzie, problem cukru pozostanie nierozwiązany. W pracy szefostwo zarabiające pięciocyfrowo dysputowało głośno i zawzięcie, że oni słodzą herbatę przynajmniej dwie łyżeczki a jak najdzie ochota to nawet dwie czubate i że wzrost ceny cukru dołuje ich do tego stopnia, że zastanawiają się nad zakupem zestawu „Mały Samobójca” autorstwa i produkcji Adama Słodowego. Najnowsze informacje głoszą, że w Oszą można kupić maksimum 5 kilo „białego złota” a w Biedronce cukier można dostać tylko w postaci oskrobanego lukru z pierniczków alpejskich. Jednym słowem „masakła i totalny kłeatoł”!!!
Wszyscy zaniepokojeni i zdołowani ratunku mogą szukać na Bonomuzie! Jeśli brakuje Wam cukru posłuchajcie tych oto pieśni pełnych „szugaru”.
Dla sypiących do herbaty jedną łyżeczkę idealny będzie nieśmiertelny hicior zespołu The Archies:
Dla tych, którzy lubią posłodzić kawę lub hebratę dwiema, czubatymi łychami remedium na brak cukru w Oszą będzie zapewne kolejny klasyczny song kapeli The Rubettes
Ci, którzy wolą bardziej oryginalny smak cukru spokój ducha odnajdą w dźwiękach Micka Jaggera i spółki:
Wszyscy zaś, który nie mogą się zdecydować czy napoje gorące słodzić czy też nie, powinni zostać usatysfakcjonowani piosenką zespołu The Verve, która fanom przyniosła świetny teledysk a kapeli proces wytoczony przez wspomnianych wyżej Rolling Stonesów.
poniedziałek, 7 marca 2011
KLAXONS ZAGRAJĄ NA SELECTORZE
W weekend ogłoszono pierwszych wykonawców trzeciej edycji Selector Festival. Wśród nich znalazł się zespół Klaxons, czyli autorzy płyty roku 2010 w zestawieniu blogu Bonomuza. I choć z jednej strony cieszę się, że nadarza się kolejna okazja zobaczenia tego niesamowitego kwartetu na żywo, to z drugiej żałuję, że będzie to miało miejsce akurat na festiwalu muzyki elektronicznej, bo taka przeważa na Selectorze. Marzył mi się klubowy, pełnowymiarowy koncert Klaksonów. Taki, na którym byliby główną lub jedyną gwiazdą wieczoru i mogli przebywać na scenie tak długo, dopóki starczy sił i ochoty. Mam tylko nadzieję, ze organizatorzy staną na wysokości zadania i tym razem, w przeciwieństwie do zeszłorocznego Openera, nagłośnią zespół odpowiednio i nie zniweczą jego wysiłku, tak jak to stało się 2 lipca 2010 roku. Obawy mam tym większe, że koncert odbędzie się w takim samym namiocie, który stał w zeszłym roku w Gdyni.
Oprócz Klaxons, na Selector Festival 2011 pojawią się również: Does It Offend You Yeah?, La Roux, The Orb, French Soler, Hercules & Love Affair i Logo.
Oprócz Klaxons, na Selector Festival 2011 pojawią się również: Does It Offend You Yeah?, La Roux, The Orb, French Soler, Hercules & Love Affair i Logo.
piątek, 4 marca 2011
KASZANA SONGS: THE LAWYER - I WANNA MMM
Etykiety:
KASZANA SONGS
Dzisiejsza kaszanka będzie na słodko! Przyznajcie się, ile pączków wczoraj wciągnęliście? Ja pięć i nie jest to chyba rekordowy wynik, nie zbliża się nawet do topu. Pączkowym rekordzistą został bowiem pewien prawnik kryjący się pod mocno kamuflującą ksywą The Lawyer. Pochłonął on „czydzieści czy” lukrowane, drożdżowe kuleczki i teraz nie może pozbyć się tego ciężaru, choć bardzo tego chce.
Posłuchajcie zresztą sami:
czwartek, 3 marca 2011
PIOSENKI Z TRÓJKĄ W TYTULE
Etykiety:
INNE
Po piosenkach zawierających w tytule jedynkę oraz dwójkę, z okazji 3 marca czas na utwory mające w nazwie cyfrę 3!
BOB MARLEY – Three Little Birds
BOB MARLEY – Three Little Birds
To chyba najbardziej optymistyczna i luzacka piosenka na świecie. Gdyby każdy umiał na codzień zachowywać się tak, jak opisuje to w swej pieśni Bob życie byłoby jeszcze piękniejsze. A zamartwiający się przesadnie Trzech Małych Ptaków powinni słuchać codziennie.
BLOODHOUND GANG – Three Point One Four
Z czym kojarzy się Wam liczba 3.14? Z tej piosenki wynika, że pojechani chłopcy z Bloodhound Gang byli uważni nie tylko na lekcjach matematyki ale także biologii. Wokalista Jimmy Pop nie był za to najlepszy z angielskiego ponieważ ma problem ze znalezieniem rymu do słowa “wadżajna”. Uwielbiam tą piosenkę, idealnie oddaje przaśny kicz i prymitywizm, który reprezentuje Bloodhound Gang. O ich koncercie w 2000 roku jeszcze kiedyś tu przeczytacie.
ROBERT GAWLIŃSKI – Trzy Noce Z Deszczem
Swego czasu ten piękny utwór lidera Wilków uważany był za piosenkę reportażową. Uznano go bowiem za najtrafniejszy opis powrotu młodzieży z weekendowych zabaw. Chodziło o słowa: “on był pijany i ona też”
U2 – Three Sunrises
Trójkę w tytule znajdziemy również w repertuarze Bono i spółki. I choć płyta The Unforgatable Fire nie należy do moich ulubionych i dziś momentami brzmi już delikatnie zbyt oldschoolowo to akurat tego fragmentu, obok Bad, Pride, MLK i kawałka tytułowego nadal słucha się świetnie.
MALEO REGGAE ROCKERS – Trzecia Od Słońca
Maleo zaprosił do nagrania tego fajnego, bujanego utworu gości w postaci nawijaczy z Vavamuffin ale o dziwo z jego refrenu bije duch Mietka Szcześniaka. Mimo to “elementarny szacunek dla Maleo”!
ENRIQUE IGLESIAS – Tres Palabres
Trójki w tytule nie zapomniał tez umieścić romantyczny Heniek Iglesias, który także śpiewa o trzech słowach. I sądząc po przejęciu w jego głosie nie są to trzy słowa do ojca prowadzącego. Ta pieśń to podobno kulminacyjny punkt koncertów Enrique. A, że występy daje on niezapomniane przekonać się możecie choćby klikając TU.
SLIPKNOT – Three Nil
Dla wyrównania poziomu emocji po wzruszeniach od Enrique kolejną „trójkową” propozycją będzie „balladka” od romantyków ze Slipknota.
THE WHITE STRIPES – The Big Three Killed My Baby
Do naszego trójkowego zestawienia z radością zapraszam również człowieka orkiestrę, czyli Jacka Białego z czasów, kiedy Meg White była jeszcze jego żoną i właśnie wydali pierwszą płytę. Ogromna szkoda, że The White Stripes ogłosiło kilka tygodni temu zakończenie działalności. W przeciwieństwie do Adama Małysza, w przypadku tego zespołu możemy mieć nadzieję, że ta decyzja kiedyś zostanie zmieniona.
KILLERPILZE – Drei
Do trzech policzyły w swojej piosence biedne dzieci z kraju naszych zachodnich sąsiadów. Dlaczego biedne? Obejrzyjcie teledysk ;-)
JACEK WÓYCICKI – Ballada O Trzech Trubadurach
Swego czasu pan Jacek śpiewał o trzech wędrownych śpiewakach. Dziś woli “zabijać zgagę”. Cóż to dla niego jest?
ADAM MAŁYSZ KOŃCZY KARIERĘ
Adam Małysz jest najwybitniejszym polskim sportowcem, który startował w czasach, gdy żyję. I nie piszę tego pod wpływem chwili czy emocji związanych z ogłoszeniem przez niego zakończenia kariery, które nastąpi za kilka tygodni. Mówię o tym już od kilku lat. Oprócz niesamowitego sportowego talentu jest on wzorem do naśladowania, dobrym człowiekiem, który mimo niemożliwego do opisania sukcesu pozostał skromny, gotowy do pomocy innym i pełny szacunku do rywali. Cudownie, że udało mu się w ostatnim sezonie wygrać zawody przed własną publicznością oraz zdobyć medal mistrzostw świata, które były główną motywacją przedłużenia kariery o kolejny rok. I wspaniale, że skończy karierę w glorii na podium mistrzostw i pucharu świata. Nie zapomnę tych wieloletnich "spędzonych z Małyszem" chwil nigdy. I tylko żałuję, że nie będę mógł pożegnać go w Zakopanem bo w tym dniu będę tysiące kilometrów stąd. DZIĘKUJĘ CI ADAMIE!
środa, 2 marca 2011
GALI WRĘCZENIA OSCARÓW - RELACJA ALTERNATYWNA
48 godzin temu zakończyła się gala wręczenia Oscarów. Mam jednak wrażenie, że to o czym napisały media relacjonując to wydarzenie to jedna wielka mistyfikacja. Od swojego zaufanego wysłannika z krainy hamburgerów, pseudonim D4D, dostałem bowiem taką o to, jedyną prawdziwą relację z tejże gali. Wynika z tego, że zapanował tam istny Armagedon „i pozostało tylko u z napisu Hollywood”. Posłuchajcie zresztą sami:
I tylko jedno zgadza się w relacjach oficjalnych i tej od D4D. Po wręczeniu wszystkich nagród i afterparty Hollywood na bank było „zalane”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)