Po dwoch dniach pobytu w Mexico City moge smialo uzupelnic tekst piosenki Manu Chao o slowa z tytulu tego posta. Wrazenia z kilkudziesieciu godzin pobytu w tym miescie mozna by opisywac bardzo dlugo, skupie sie jednak na najciekawszych obserwacjach z ostatnich dni.
Przede wszytskim miasto nie wyglada na tak niebezpieczne, jak twierdzi czesc przewodnikow siejacych paranoje i przywolujacych statystyke 4 morderstw dziennie. Na pewno trzeba uwazac, jak we wszytkich biedniejszych krajach ale ja nie czulem zagrozenia ani przez sekunde. Na placu kolo Santo Domingo, gdzie mozna ponoc kupic i zalatwic wszystko (niczym na dawnym Satdionie Dziesieciolecia) kreci sie sporo cwaniakow ale zajeci sa oni swoimi biznesami, nie zwracajac specjalnej uwagi na turystow. W poludnie bez zadnej sceimy i ukrywania sie przekazuja wszelkiej masci towary (lewe paszporty, trawe itp) klientom podjezdzajacych tam samochodem. Policja przebywajaca w okolicy oczywscie tego nie widzi i skupia sie na egzekwowaniu kar za palenie papierosow na ulicy, co jest oficjalnie zakazane. "Niebieskich" spotkalismy tez w autobusie wracajacym z piramid w Teotihuacan, zatrzymali autobus, po czym weszi z kamera nagrywajac twarze wszytskich pasazerow. Pomachalismy i powiedzielismy "hola", kamerzystka odpowiedziala usmiechem. W meksykanskich autobusach odbywa sie handel obwozny, co przystanek wsiadali do nas na chwile sprzedawcy chipsow, lodow, wody i wielu innych. Kierowca spokojnie czekal az "handlowiec" zrobi runde i jechal dalej. Podobnie jest w metrze, gdzie na kazdej stacji wsiadaja sprzedawcy artykulow spozywczych i wszelkiego rodzaju badziewia w stylu laterek, wisiorkow, itp. Metro jest dobrze zorganizowane (kilka linii), mocno zatloczone i bardzo tanie (75 groszy za przejazd z dowolna iloscia przesiadek). W jednym z tuneli prowadzacych na peron zamontowana ultrafioletowe lampy a na suficie wymalowano gwiazdy i planety, takie male planetarium. Na innej stacji sprzedajacy cukierki zachwalali swoej produkty i namawiali do zakupu spiewajac na dwa glosy.
W Meksyku przypomnialo mi sie czasy dawne i dawniejsze. Te drugie za posrednictwem napojow sprzedawanych w plastikowych torebkach ze slomka. Czasy dawne wspomnialem, gdy zobaczylem, ze papierosy sprzedaja w tym miescie na sztuki, tak jak kiedys w budce na przytsanku autobusowym, z ktorego jezdzilem do liceum. Jeszcze bardziej zdziwili mnie fakt, ze fajki mozna kupic w Mexico City...w aptece. Niemila niezpodzianke przezylismy za to w barze, w ktorym postanowilismy sprobowac prawdziwej, meksykanskiej margherity. Zajarani chwycilismy pierwszy lyk z obtoczonego bialym cukrem kieliszka i o malo nie oddalismy go z powrotem matce Ziemi. Okazalo sie bowiem, ze ten cukier to sol. Spodziewalem sie pikantnego jedzenia ale slonego drinka juz niekoniecznie. Podobnie jak lodow smietankowych w slono-pikantnej polewie. Dlugo by jeszcze opowiadac o ciekawostkach w Mexico CIty, tak samo jak o tutejszych zabytkach. Ale o tym juz innym razem. Na razue skoncze tak jak zaczalem, stolice Meksyku naprawde da sie lubic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D