wtorek, 13 lipca 2010

OPENER 2010 - DZIEŃ 2 - 2 VII 2010

Die Antwoord jakościowe braki tego konceru nadrabiali żywiołowością oraz dość nietypowymi jak na koncert zachowaniami. Wokalistka co chwilę darła się w mikrofon swoim piskliwym głosem krzycząc „kuurrrrwaaaaaaaa”. Kiedy nie śpiewała i nie krzyczała wykonywała taniec rodem z klubu go-go, prężąc się jakby na scenie zamiast głośników znajdowały się rury do tańczenia...

Z czystym sumieniem stwierdzam, że koncert Psio Crew był najbardziej energetycznym momentem piątku. Folkowa muzyka podana w nowoczesnej aranżacji, z elektrycznymi gitarami, skrzypcami ale również beat boxem i loopami dały razem niesamowity efekt. I nie myślcie, że miało to cokolwiek wspólnego z Bolec Łorkiestra czy Siostrą (Bratem) Hanki...

Drugiego dnia festiwalu około 15 musiałem podjąć trudną decyzję. Zejść z upalnej plaży i pędzić na koncert Die Antwoord czy zostać na szlagierowo zapowiadającym się ćwierćfinale Brazylia-Holandia. Zwyciężyła muzyka i tym samym miałem okazję zobaczyć na scenie coś co trudno jednoznacznie ocenić i zakwalifikować. Nie da się ukryć, że ze sceny w namiocie, na której grał zespół z RPA aż dymiło od energii a publiczność, mimo wczesnej godziny dała się porwać. Die Antwoord jakościowe braki tego konceru nadrabiali żywiołowością oraz dość nietypowymi jak na koncert zachowaniami. Po krótkiej lekcji przeklinania w języku ojczystym zespołu jego wokalistka już do końca występu co chwilę darła się w mikrofon swoim piskliwym głosem krzycząc „kuurrrrwaaaaaaaa”. Kiedy nie śpiewała i nie krzyczała wykonywała taniec rodem z klubu go-go, prężąc się jakby na scenie zamiast głośników znajdowały się rury do tańczenia. W ogóle ten koncert podchodził pod lekką „perwę”, na telebimach momentami leciały filmy porno a wokalista po rozebraniu do gaci chwalił się swoimi wymiarami bawiąc się własnymi „klejnotami rodowymi”. Wyglądało to wszystko jak objazdowy cyrk ale miało swój klimat.
Po tym zjawiskowym koncercie przebiegłem na główną scenę posłuchać Lao Che. Nie jestem fanem ich ostatniego wydawnictwa ale muszę przyznać, że na żywo wypadają one o wiele lepiej i ciekawiej. Koncert był przyzwoity ale dużo bardzije Spięty i spółka podobali mi się podczas poprzedneigo występu na Openerze, dwa lata temu.

Pierwszym piątkowym headlinerem był zespół Mando Diao ale z jego występu słyszałem ledwie kilka piosenek. Było OK ale bez szału a w tym samym czasie na scenie world grało Psio Crew, które chciałem zobaczyć, zwłaszcza po opowieściach kolegi, który widział „górali” już wcześniej. Z czystym sumieniem stwierdzam, że koncert Psio Crew był najbardziej energetycznym momentem piątku. Folkowa muzyka podana w nowoczesnej aranżacji, z elektrycznymi gitarami, skrzypcami ale również beat boxem i loopami dały razem niesamowity efekt. I nie myślcie, że miało to cokolwiek wspólnego z Bolec Łorkiestra czy Siostrą (Bratem) Hanki. Myślę, że ten koncert spodobał by się w każdym miejscu na świecie.

Po energetycznej, folkowej zabawie na chwilę poszedłem zbadać w jakiej formie pojawił się w Gdyni Massive Attack. Ta grupa nie schodzi poniżej pewnego poziomu ale miałem wrażenie, że ich występ nie różni się niczym od tego sprzed dwóch lat. Podobne światła, podobne sceniczne chwyty (m.in. napisy w języku polskim) i klimatyczna muzyka.

Dla mnie wydarzeniem dnia miał być jednak koncert Klaxons, grupa, na którą obok Kasabian i Yeasayer liczyłem najbardziej. Dlatego dość szybko urwałem się z Masywnego i przeniosłem pod scenę namiotową, po drodze przez chwilę słuchając jeszcze Pablopavo i Ludzików. Niestety koncert Klaxons okazał się największym rozczarowaniem tegorocznego Openera. I to nie z winy muzyków, bo zespół starał się jak mógł, zagrał niesamowicie energetycznie, widać było, że z każdą kolejną zagraną piosenką i każdą euforyczną reakcją publiczności dostaje dodatkowy impuls do „pójścia na całość”. Był jednak jeden problem, dość kluczowy jeśli chodzi o odbiór muzyki: z głośników słychać było głównie jazgot. Ponieważ bardzo zależało mi na tym koncercie, a wcześniejsze występy innych kapel w namiocie były nagłośnione dobrze obszedłem namiot wzdłuż i wszerz. W miarę selektywny dźwięk był tylko z 10 metrów za namiotem, w środku i z boku dominował wielki przester, zwłaszcza w najbardziej „brudnych”, czyli najciekawszych fragmentach piosenek. Byłem wściekły, bo to mógł być najlepszy koncert Openera, tymczasem przez błędy techników nie mogłem się skupić ani na muzyce ani na zabawie. Niecierpliwie czekam aż Klaxons wystąpią ponownie w Polsce ale przy normalnym nagłośnieniu.

Rekord frekwencji w piątek padł chyba na koncercie Cypress Hill. Wielka szkoda, że ten legendarny skład nie wystąpił na scenie głównej. Miejsce, do którego udało mi się dotrzeć nie sprzyjało odbiorowi muzyki, niewiele było widać, wszyscy raczej stali niż się bawili a dźwięk przypominał ten z koncertu Klaxons.

Niestety drugi dzień Openera zapamiętam głównie ze względu na problemy z dźwiękiem na dwóch najważniejszych dla mnie koncertach. Wielkim pozytywem okazało się Psio Crew, a śmieszną ciekawostką Die Antwoord.

value="http://www.youtube.com/v/p4NQYtL7nw8&hl=pl_PL&fs=1?color1=0x3a3a3a&color2=0x999999">




















2 komentarze:

  1. Potwierdzam – Psio Crew miażdżą swoją energią!

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaak! Psio Crew było boskie ...

    Ale Aji jai jaj I am a butterfly tez miało swój urok - niezła abstrakcja ;)

    OdpowiedzUsuń

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D