Z twórczością Klaxons bliżej poznałem się na początku tego roku. Ich debiutancka płyta dosłownie mną wstzrąsneła. A ponieważ wpadłem na nią 3 lata po premierze nie musiałem długo czekać na jej następcę. Niestety pierwsze przesłuchanie Surfing The Void nie ruszyło mnie tak jak debiut. Piosenki wydawały się podobne do siebie i przede wszytskim brakowało im charakterystycznego, wwiercającego się w głowę jazgotu, jak choćby w It’s Not Over Yet. Na szczęście teorię o syndromie trudnej, drugiej płyty pokonało w moim mózgu prawidło, że naprawde dobre albumy za pierwszym razem się nie podobają. Bo po drugim przesłuchaniu drugiego dziecka Klaxons wydaje mi się ono jeszcze lepsze niż pierwsze.
Na pewno płyta jest lepiej wyprodukowana i bardziej zróźnicowana. A trąbienia muzycznych klaksonów jest jeszcze więcej niż na Myths Of The Near Future, tyle że bardziej wysmakowanego. Echoes, w przeciwieństwie do świetnego, przebojowego Twin Flames, też na początku nie przekonywał mnie jako radiowy singiel. Kiedy jednak posłuchałem go głośniej w domu odkryłem jego ponurą moc. Ma on w sobie coś dziwnego, co sprawia, że słuchając go czuje się niepokój. Dzięki temu wzrasta czujność a tej płyty trzeba słuchać uważnie żeby ją w pełni docenić i poczuć. Zresztą tej płyty nie da się słuchać obojętnie bo w muzyce Klaxons najfajniejsze jest to, że chwyta za gardło, skupia całkowicie uwagę i miesza w głowie.I tak Valley Of The Calm Trees mimo tytułu wcale nie uspokaja. Wręcz odwrotne kwintowe, ostre wokalne współbrzmienia podnoszą ciśnienie i adrenalinę. The Same Space z marszowym rytmem przygotowuje jakby do nagrania tytułowego, w którym kosmiczny chaos w krzykliwym i kakofonicznym refrenie sprawia, że wsłuchując się w to nagranie naprwdę można odjechać. Surfing The Void to prawdziwy atak na słuch i wszystkie pozostałe zmysły. Nawet poisenki, które zapowiadają się jako spokojniejsze kryją w sobie niespodzianki stawiające do pionu. Venusia, idealny według mnie kandydat na trzeciego singla, po spokojnej, dość standardowo zaczynającej się zwrotce w refrenie dzięki różnym dziwnym dźwiękom sprawia, że przy głośnym słuchaniu można poczuć się jak po spożyciu. Podobnie w genialnym, pełnym intrygujących brzmień Flashover. Z kolei w początku Extra Astronomical słyszymy podobny dźwiek do mojego ulubionego, wspominanego już It’s Not Over Yet. Tempo płyty jest zawrotne. Może tylko przy przedostatnim na płycie Future Memories można się trochę wyluzować. Ale nie jest to zapowiedź spokojnego końca, bo w zamykającym album Cypherspeed znowu zaczyna się „jazda”, momentami brzmiąca jak najazd ufoków na Ziemię. Słuchanie Surfing The Void może z powodzeniem zastąpić poranną kawę. Płyta stawia na nogi i maksymalnie nakręca. Muzyka Klaxons jest kosmiczna i jeśli jeszcze nie znacie ich drugiego krążka to nie zwlekajcie ani chwili. Naprawdę nie ma tej na tej płycie słabego fragmentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D