Przez najblizsze 3 tygodnie na blogu pojawiac sie beda glownie relacje z wycieczki, w tym opis przebiegu misji "pelna bajera". Ale poniewaz to blog muzyczny, to w kazdym wpisie bedzie jakies muzyczne odniesienie. Moga one byc nieregularne, bo nie zawsze bedzie dostep do netu. No i na pewno nie bedzie przez jakis czas polskich znakow.
Wczoraj nadszedl czas na male London Calling. Zadzwonilem do Londynu zeby zarezerwowac hostel. Szukalem czegos jak najblizej rzeki, trafilem na hostel o nazwie St. Louise. Urocza pani przez telefon powiedziala mi, ze oni przyjmuja gosci tylko z polecenia, a z ulicy nie, poza tym sa raczej hostelem dla kobiet. Troche to dziwne bylo, Londyn - miasto wolnosci ma jakies ograniczenia. Spytalem wiec jej czy moze polecic jakis hostel w okolicy, a ona zadala mi magiczne pytanie, ktore brzmialo: "ar ja heumlez"?
Poczatkowo nie skumalem o co chodzi, zadnego helmu nie mam, lez tez z racji plci byc nie moge. Az zrozumialem, ze pani nie o helm chodzilo tylko o home. Pierwszy raz w zyciu ktos wzial mnie za bezdomnego i to przez telefon!!! To co by bylo jakbym sie tam zjawil osobiscie? ;-)
W kazdym razie dzis juz jestesmy na 24 godziny w Londynie. I czujemy jak on nas wzywa. London Calling, swoja droga, jedna z najlepszych plyt na swiecie.
Stary, jak nie znajdziesz hotelu, to bedziesz homeless! Polecam St James's Park. No i oczywiscie budynek Lloyda.
OdpowiedzUsuń"na pamiątkę angielskiej wyprawy", taki wpis widnieje na okładce płyty, którą dostałem w prezencie od WAS w roku pańskim 2005 przed wyjazdem na wyspę. London Calling została przemianowana wtedy na Sheffield Calling i teraz po 63 miesiącach zdmuchnąłem kurz z pudełka i słucham... Klasyka, to jedyne słowo które przychodzi mi do głowy... powracają również wyblakłe już nieco wspomnienia z tej pamiętnej pozegnalnej imprezy w środku tygodnia, która odbiła się echem nawet w... Chicago ;)
OdpowiedzUsuńWszystkie miasta Calling ;)