piątek, 17 grudnia 2010

PLATEAU - MISTRZ TUPETU I JEGO BEZCZELNY CYRK

Dziś na blogu "występy gościnne" w postaci recenzji Pana Joela, który podesłał tę oto recenzję tej naprawdę dobrej płyty/


Wciąż nie mogę się nadziwić, jak wiele polskich zespołów gra muzę na poziomie wytrzepanej żenady. Szokuje mnie to dlatego, że znam co najmniej kilka kapel, które potrafią. Oferują dobrze napisane, łatwo wpadające w ucho kawałki, dysponują ciekawymi głosami i posiłkują się dobrą realizacją. Aż dziwne, że stacje radiowe wolą grać zachodni chłam.
Po co o tym stękam? W mych uszach dźwięczy ostatnio Mistrz Tupetu i jego Bezczelny Cyrk, koncept-album zespołu Plateau, a jednocześnie zjadliwa satyra na polski show-business.
Muzycy dworują sobie z kretyńskich serialowych gwiazdeczek (Anna Gold) i oldboy’ów wciąż grających fuchy (Stary śpiewak), komercyjnych pop-sprzedawczyków na usługach ważniaków (Bal u producenta) i ślicznych, pozbawionych talentu panienek robiących karierę przez wyro (Supernowa). Zahaczają również o palących trawkę kreatywnych z agencji reklamowych, prześcigających się w tworzeniu debilnych haseł dla bezmózgich konsumentów telepatki Igorek! Przede wszystkim jednak dobrze grają.
Ok., przyznaję, filozoficznych wynurzeń tu brak, a częstochowski rym nie jest rzadkim gościem. Teksty ocierają się chwilami o banał, choć w gruncie rzeczy niosą dość istotne treści. Są wesołe, lecz podszyte goryczą. Skąd gorycz u Plateau? Cóż, gdyby chłopaki poszli w ślady któregoś ze swych bohaterów, dziś stali by tam, gdzie jeszcze niedawno stało ZOMO… znaczy się Wiśniewski, Brathanki i Budka Suflera. Byliby gwiazdami. Najwyraźniej jednak nie poszli na układ…
No dobra, a jak to wszystko ma się muzycznie? Zaskakująco przyjemnie. Mistrz Tupetu i jego Bezczelny Cyrk wypełniony jest po brzegi rozmaitymi stylami i konwencjami. Jest indie, jest pop-rock, klasyka disco, ska, glam, a nawet punk. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko to pasuje do siebie i tworzy jedną całość.
Zastanawia mnie tylko, dlaczego płytę promował najgorszy utwór na rytmie, tandetno-kiczowaty Igorek. Kawałek ten wyraźnie odstaje poziomem od reszty nagrań, być może dlatego, że śmierdzi bezmózgim, mokrym psem i łajnem nietoperza. Sukces odniósł umiarkowany, przewinął się przez kilka list przebojów, jednak podejrzewam, że każdy inny utwór przyniósłby płycie więcej pożytku…

4 komentarze:

  1. Fajna, śmieszna płyta z ciekawym pomysłem. Tak samo recenzja. Chociaż nie zgadzam się co do Igorka, który według mnie jest super. I bardzo nadaje się na singiel.Aranżacja może faktycznie trochę kiczowata ale całość i tak się broni.

    Dla porównania oryginalna wersja Igorka czyli Cannabis z repertuaru SKA-P:

    http://www.youtube.com/watch?v=BuImJAbY-7E

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie tu, może zaciekawimy także naszym jazgotem :) zapraszam, hej! http://grammorphon.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zdecydowanie wole oryginał, stąd i Igorek ssie dla mnie niczym Helena Vondrackowa Helmutowi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny występ gościnny ;) gratulacje

    Ale IGOREK jest boski - tak uważam ;)

    OdpowiedzUsuń

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D