Dotychczas słowo coco (koko) kojarzyło mi się z trzema rzeczami: Coco Jumbo, ubojnią drobiu i batonem Bounty. Od kilku tygodni do tej listy skojarzeń dołączyła CÓRKA STINGA i jej zespół I Blame Coco. Tak, tak, ta grupa należy do CÓRKI STINGA. Jeśli tego nie wiedzieliście zapamiętajcie raz na zawsze to proste równanie: I Blame Coco = CÓRKA STINGA! Nie będzie to zresztą trudne bo niemal wszyscy radiowcy powtarzają to określenie za każdym razem gdy w eterze pojawi się piosenka CÓRKI STINGA. A ponieważ wszyscy w Polsce kochają Stinga i słysząc słowo Sting w dowolnej odmianie doznają ekstazy więc i ja postatam się recenzując płytę CÓRKI STINGA - wokalistki, której ojcem jest Sting, przypominać że zespołowi I Blame Coco lideruje CÓRKA STINGA.
Momentami CÓRKA STINGA przypomina Stinga. W końcu to CÓRKA STINGA i jej głos brzmi podobnie do Stinga między innymi w Summer Rain i Party Bag.
Ta ostatnia niestety brzmi jak disco z lat 80-dziesiątych, więc CÓRKA STINGA tu się wyłamała i nie brzmi jak jej tata Sting tylko raczej jak córka Skawińskiego, papa zespołu Kombi i KOMBII. W wielu piosenkach, jak choćby Turn Your Back On Love, The Constant czy No Smile CÓRKA STINGA brzmi jak jej tata Sting z czasów kiedy nie występował jeszcze jako Sting tylko policjant z The Police – grupy Stinga.
Nie jestem pewny czy udało mi się odmienić słowo „Sting” przez wszystkie przypadki więc na wszelki wypadek taka oto mała wyliczanka:
Mianownik: Sting
Dopełniacz: Stinga
Celownik: Stingowi
Biernik: Stinga
Narzędnik: Stingiem
Miejscownik: Stingu
Wołacz: O Stingu !
Stingu i czytelniku - nie wińcie COCO tylko tego, kto wymyślił ten żałosny sposób promocji tej naprawdę przyjemnej płyty. Chyba, że ów ktoś ma ksywę Coco. Wtedy i I Blame COCO. Ogromna szkoda, że zamiast mówić o pokaźnej zawartości tego albumu w kółko trąbi się o korzeniach rodzinnych wokalistki. Myślę, że gdyby tego chciała nazwała by zespół niczym Bracia Cugowscy, na przykład … CÓRKA STINGA. Tym bardziej, że od samego początku The Constant wystarczająco broni się muzycznie. Otwierające album Selfmachine klimatem przypomina najnowsze nagrania Killersów i solowe Brandona Flowersa. Tyle, że w ulepszonej i o wiele ciekawszej wersji. Kolejne na płycie singlowe In Spirit Golden i Quicker także trzymają poziom. Jest to lekki popik ale z przyjemną melodią wpadającą w ucho. Najlepiej wypadają kawałki, w których nad elektronicznymi wynalazkami góruje melodia i pomysł. Dzieje się tak głównie w mroczniejszych kompozycjach, np. Summer Rain. Te, w których głównym składnikiem jest umcy-umcy-beat momentami lekko denerwują swoją infantylnością. Na szczęście jest ich mniejszość. Największym skarbem tej płyty jest chyba umiejętne połączenie prostoty brzmień dawnych z nowoczesną elektroniką, co sprawia, że wisi ona gdzieś pomiędzy stylami.Aż trudno uwierzyć, że delikatne, bujane Playwright Fire wykonuje ta sama osoba co nieco transowe Caesar. No ale w końcu to CÓRKA STINGA!
Poprawiłeś mi dzisiaj humor.
OdpowiedzUsuńDzięki!
podpisano, córka Stefana :)
Widze, ze musze czesciej wlasne nedzne recenzje pisac, gdyz motywuje cie to do pracy :P
OdpowiedzUsuń