środa, 10 marca 2010
FLORENCE AND THE MACHINE - LUNGS
Etykiety:
RECENZJE
O Florence And The Machine zrobiło się ostatnio bardzo głośno. W tym roku zespół, za pomocą singla You've Got The Love wspiął się na szczyt brytyjskiej listy przebojów, bilety na jego warszawski koncert w Stodole wyprzedały się na pniu w kosmicznym tempie a debiutancka płyta pod tytułem Lungs dostała nagrodę Brit Award za najlepszy album minionego roku. Moim zdaniem niesłusznie.
Na krążku znajdziemy kilka dobrych utworów ale nie brakuje też niestety kompozycji nudnych. Wokalistka ma skłonność to zbytniego ekscytowania się własnym głosem przez co zabija czasami klimat swoich utworów. Tak jest choćby w I’m Not Calling You A Liar, jednej z ładniejszych piosenek na płycie zaczynającej się prostym rytmem w towarzystwie fortepianu, do którego w refrenie dołącza harfa. Dużo ciekawego dzieje się też w chórkach, utwór jest klimatyczny dopóki, pod jego koniec, wokalistka nie zaczyna dominować swoim głosem nad całym intrumentarium. Dzieje się tak również w przyapdku kilku innych piosenek, przez co, moim zdaniem, największa broń Florence, czyli głos, obraca się przeciwko niej. Nie lubię kiedy w muzyce popularnej pojawiają się operowe popisy. A na Lungs wysokich zaśpiewów męczących ucho jest niestety trochę za dużo. Kilka piosenek brzmiało by dużo lepiej gdyby wokal był nieco bardziej stonowany, nie wwiercał się w głowę wysokimi rejestrami oraz drażniącymi współbrzmieniami i nie dominował tak nad pozostałymi muzycznymi składnikami zespołu.
Najlepsze momenty tej płyty to te bez niepotrzebnego, nieco pompatycznego przepychu. Moim absolutnym faworytem z Lungs jest Girl With One Eye. Głos Florence idealnie współgra z gitarą stanowiąc równorzędny duet. Początkowo Jednooka brzmi jak ogniskowy song by w połowie przekształcić w bardziej zaaranżowany, pełen emocji utwór. Dobrze jest też w Kiss With A Fist, piosence w bluesowo-countrowym klimacie, w której słychać trochę Sheryl Crow a trochę White Stripes. Znane z radio Drumming Song brzmi z kolei jak Evanescence. Mroczność tego utworu pod jego koniec staje się lekko męcząca. Ciekawie rozwija się My Boy Builds Coffins rozpoczynające się łagodną, pulsującą gitarą przechodzącą w coraz intensywniejsze brzmienie i różnorodność dźwięków. Na sam koniec śpiew przeradza się w pianie wchodzące w niebezpieczne rejestry. Na szczęście nie trwa zbyt długo. Innym fajnie wyważonym utworem jest Hurricane Drunk, z jednej strony przebojowy i lekki, z drugiej pełny charakterystycznych dla Florence ostrych współbrzmień. Ciekawie wypada również Blinding, który napędza motyw grany na smyczkach zakończony klimatycznym, tajemniczym szeptem.
Muzyka Florence And The Machine ma w sobie coś dziwnego. Trzyma ciągle w stanie napięcia ale nie pozwala wybuchnąć. To tak czuć intensywny zapach jedzenia i nie móc go spróbować. Nie do końca fajny stan. Zespół Florence niewątpliwie ma własny, dość oryginalny styl. Brakuje w nim jednak przysłowiowej „kropki na i”. Ta muzyka nie relaksuje a z drugiej strony nie wzbudza euforii. A ja za takim stanem pomiędzy, zwłaszcza w muzyce, nie przepadam.
4 komentarze:
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dokładnie, ta płyta nie jest ani genialna, ani kiepska - taka zwykła. Czesto mnie zastanawia, dlaczego takie płyty osiągają taki sukces... Z braku lepszych?
OdpowiedzUsuńPewnie ktoś z wielkiej promocyjnej machiny o tym decyduje. Za mali jesteśmy żeby to zrozumieć.
OdpowiedzUsuńQkiss zapamiętajmy ten dzień, po raz pierwszy od dawna zgodziliśmy się co do oceny jakiejś płyty ;-)
płyta jest zajebista i tyle ;]
OdpowiedzUsuńNie sądzę. To bardzo pozytywna, a zarazem magiczna i piękna muzyka ze znakomitymi tekstami! Florence Welch nie jest zwykłą piosenkarką, jest w pełni świadomą artystką! Oczywiście, "Ceremonials" jest o wiele lepsze, ale "Lungs" to wspaniały debiut ;)
OdpowiedzUsuń