Zgodnie z przepowiednią znalezioną przez Bonomuzę w Meksyku
końca świata nie uświadczyliśmy. Czas więc najwyższy przystąpić do muzycznych
podsumowań kończącego się jutro roku. Zaczniemy od najlepszych albumów roku
2012. Dziś poznacie płyty z pozycji od dziesiątej do czwartej, jutro „top sri”
czyli podium. Tradycyjnie dopuszczalne są wyjątki dla wyjątkowo dobrych płyt z
drugiej połowy roku poprzedniego. W tym roku będzie jeden taki przypadek. Z
racji pojawienia się w siedzibie Bonomuzy nowego, małego człowieczka słuchanie
muzyki było w tym roku nieco utrudnione i ograniczone czasowo, w styczniu i
lutym pojawi się więc pewnie jeszcze sporo recenzji tegorocznych albumów. Z
tych, którym mogłem poświęcić wystarczająco dużo czasu aby je obiektywnie
ocenić najlepiej wypadły:
MIEJSCE 10: CZYTAJ RECENZJĘ
TRIBES – Baby
Prawdziwy best of brytyjskiej gitarowej muzyki ostatnich
kilkudziesięciu lat. Wiosną myślałem, że znajdzie się w tym zestawieniu
znacznie wyżej. Z czasem te proste, chwytliwe przeboje nieco mi się osłuchały,
sięgam po nie rzadziej ale nadal z przyjemnością.
MIEJSCE 9:
MIEJSCE 9:
TAME IMPALA - Lonerism
Recenzja tej płyty pojawi się na Bonomuzie w styczniu. Zwlekam
z nią ponieważ odbieram ją skrajnie różnie w zależności od dnia i fazy, jaką
mam akurat na muzyczne eksperymenty. Czasem wydaje mi się przekombinowana,
innym razem nie umiem się wręcz od niej oderwać. Ostatnie zdecydowanie przeważa
ta druga opcja.
MIEJSCE 8: CZYTAJ RECENZJĘ
T.LOVE – Old Is Gold
Decyzja Muńka i spółki o nagraniu oldschoolowego
koncept-albumu okazała się strzałem w dziesiątkę. Wartość tej płyty będzie
rosła z roku na rok. W dobie elektronicznego wygładzania pitu pitu utworków
dawka gitarowej korzennej muzyki pełnej naprawdę dobrych kompozycji w polskim wydaniu jest wręcz zbawienna.
MIEJSCE 7: CZYTAJ RECENZJĘ
DRY THE
RIVER – Shallow Bed
Najsmutniejsza i chyba najpiękniejsza płyta w tegorocznym
zestawieniu. Magiczne melodie, ciekawe harmonie brzmiące niczym śpiew elfów
zapewniają prawdziwy muzyczny odlot. Efekt ten potęgują jeszcze wersje
koncertowe. Występ Brytyjczyków w gdyńskim namiocie był zdecydowanie najlepszym
momentem tegorocznego Openera.
MIEJSCE 6: CZYTAJ RECENZJĘ
THE BLACK
KEYS – El Camino
To właśnie na piątym miejscu ląduje jedyna płyta, której
premiera nastąpiła w roku 2011, dokładnie 6 grudnia. Porządny kawał rock’n’rolla
w dwuosobowym wydaniu, którego nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu.
MIEJSCE 5: CZYTAJ RECENZJĘ
DJANGO DJANGO–Django DjangoGdyby wpadł na tę płytę kilka tygodni wcześniej bankowo znalazłaby się na tegorocznym podium. Debiut Django Django to wręcz fenomenalne połączenie oldschoolu i nowoczesności. Z każdym kolejnym przesłuchaniem pochłaniam ten album z jeszcze większą zajarką.
MIEJSCE 4: CZYTAJ RECENZJĘ
GRAHAM COXON – A+E
Dziwna to i zarazem bardzo dobra płyta. Podczas każdej jej
projekcji czuje się lekko pijany, pełno tu dziwnych rytmów i wokalnych brzmień
oraz muzycznego chaosu podanego w estetyce niezmiksowanego demo z próby. Rzecz
niełatwa ale fantastyczna !!!
No te propozycje są juz naprawdę ciekawe
OdpowiedzUsuńale THE BLACK KEYS – El Camino jest z 2011 roku!
OdpowiedzUsuń