Dżingl bels, dżingl bels,
hoł hoł hoł za pasem a tu jeszcze tyle muzycznych zaległości do zrecenzowania! Jakoś
tak wyszło, że, w dużej mierze przez promujący ją Love Interruption, długo nie
podchodziłem do pierwszej solowej płyty Jacka White’a. Ale jak już umieściłem
ją raz w odtwarzaczu to zaczęła się tam pojawiać bardzo często. W efekcie
Blunderbuss to zdecydowanie moja ulubiona, obok The White Stripes, odsłona Białego Dżeka. Być może dlatego, że znajdziemy tu wiele elementów
charakterystycznych dla jego pierwszego zespołu. Przede wszystkim jednak ten
album kipi wręcz dobrą muzyką. O ile rozpoczynający ją Missing Pieces można
potraktować jeszcze jako rozgrzewkę czy strojenie instrumentów to następujący
po nim Sixteen Saltines rozwala na łopaty. Banalnie prosty, rytmiczny riff a’la Wild Thing, krzykliwy
wokal Jacka, rywalizujący pod koniec z gitarową solówką... Muzyczna poezja!!!
I Guess I Should Go To
Sleep dosłownie pachnie...
saloonem na Dzikim Zachodzie, słuchając jej człowiek od
razu przenosi si myślami do amerykańskiej knajpy pełnej kowbojów i z kuflem w
dłoni rytmicznie kiwa w rytm muzyczki wygrywanej na rozstrojonym pianinie.
Fortepian ważną rolę pełni również w wielu innych utworach, m.in tytułowym
Blunderbuss oraz Weep Themselves To Sleep, w którym fantastycznie uzupełnia się
z dźwiękiem gitary i wpadającą w ucho melodią. Ten kawałek jest po prostu
nieprzyzwoicie dobry, każdy jego kolejny dźwięk nie mógłby być lepszy. W Trash
Tongue Talker pojawiają się elementy rockendrolla, które spokojnie mogłyby być
prezentowane podczas konkursu imienia Billy Holidaya. On And On And On to z kolei
utwór rodem z repertuaru późnych Beatlesów, zwłaszcza w zwrotce.
Słuchając Blunderbuss ma
się wrażenie, że została nagrana na całkowitym luzie. Brzmi tak, jakby ktoś z
wielką muzyczną zajawką nagrał po prostu to, co go w tej chwili kręci, bez
silenia się na aranżacyjne zabiegi czy udziwnienia, ot tak po prostu. Z tą płytą bardzo łatwo się zaprzyjaźnić, dzięki braku zadęcia szybko się staję przyjemnym kompanem. Jacek Biały po raz
kolejny udowadnia, że jest muzycznym geniuszem.
Też od dawna przymierzam się do tej recenzji, chociaż teraz to już chyba zrobię kopiuj wklej od ciebie, bo mam dokładnie takie same przemyślenia. Jadąc samochodem i słuchając tej płyty niemal czuje się wiatr i piach we włosach z Dzikiego Zachodu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałem single, ale na pozostałe numery niestety nie miałem czasu. Czas nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuń