czwartek, 23 czerwca 2011

HURRICANE FESTIVAL 2011 - WRAŻENIA OGÓLNE

Hurricane to mój pierwszy zagraniczny festiwal, ale po tym co zobaczyłem na pewno nie ostatni. Motywacja była prosta: tego lata chciałem koniecznie zobaczyć Foo Fighters i Arcade Fire oraz porównać jak zagraniczny festiwal wypada w porównaniu z polskimi. Cena za Huragan była niewiele wyższa od Openera, natomiast ilość i jakość kapel, które się tu pojawiły była kosmiczna. Do tego stopnia, że posłuchanie wszystkiego, czego by się chciało było niemożliwe, a zobaczenie chociaż większości ciekawych bandów wymaga naprawdę dobrej kondycji, gdyż niemal w każdej chwili zajęte są trzy z czterech festiwalowych scen. Granie zaczynało się już w południe a kończyło po północy i zdecydowana większość muzyków, których mogłem zobaczyć zdecydowanie stanęła na wysokości zadania. Kilka słów o samej organizacji. Opaskowanie przebiegło bardzo sprawnie
, oprócz festiwalowego programu dostaliśmy również worki na śmieci oraz specjalną monetę, którą oddając wraz z workiem śmieci przy wyjeździe można było zamienić na 5 Euro. Do Scheessel dojechaliśmy tuż przed rozpoczęciem pierwszego koncertu, trudno więc było znaleźć miejsce do rozbicia namiotów. W przeciwieństwie do Openera nikt nie pilnował tu rozbijających brezentowe domki, w efekcie czego trudno było znaleźć wolny skrawek ziemi. W porównaniu do polskich festiwali na pewno na plus wypadł tu poziom sanitariatów. W strefie mycia na polu namiotowym umieszczono „normalne”, szklane kible oraz darmowe prysznice z ciepłą wodą u wysokim ciśnieniem. Dużym pozytywem okazała się ochrona, widok uśmiechnietego gościa na bramce, życzącego dobrej zabawy to tutaj norma, na którą niestety chyba jeszcze trochę będziemy musieli w Polsce poczekać. Inna sprawa, że mimo zapewnień o szczegółowej kontroli przy wejściu na teren festiwalu i pola można wnieść dosłownie wszystko. A jeszcze inna, że zakazane jest tylko wnoszenie broni, szklanych butelek i mebli. Ten ostatni zakaz choć wydaje się śmieszny to myślę, że dotknął tu wielu festiwalowiczów, bo sporo ich część zachowywała się jak na pikniku, biesiadując przy grillu często w kilkadziesiąt ośob pod wielkimi namiotowymi daszkami. Ci, którzy wstali jednak od grilla pod sceną dawali czadu. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym, jak odbierali koncerty skacząc na maksa nawet podczas pierwszych pierwszych koncertów tuz po 12 w południe. Głosy, że kapele uwielbiają przyjeżdżać do Polski, gdyż tu reakcje są wyjątkowo żywe trzeba chyba jednak włożyć między bajki. Pole namiotowe również „żyło” i to rzekłbym, że podobnie do tego na polskim Woodstocku. Spotkani tu Niemcy okazali się naprawdę głośni, wykręceni i bawiący się niemal 24 godziny na dobę. Ich ulubioną grą był tzw. piwny krykiet. Po dwóch stronach, w odległości kilkunastu metrów stają naprzeciw siebie dwie drużyny składające się z kilku osób. Przed każdą z nich stoi puszka piwa a na środku, pomiędzy dwoma zespołami butelka z wodą, którą na zmianę drużyny próbują przewrócić rzucając w nią piłką. Jeśli rzucający trafi jego drużyna zaczyna pić piwo, a zespół przeciwny musi podbiec do przewróconej butelki, postawić ją i wrócić na miejsce. Wtedy ci, którzy trafili w butelkę przestają pić. Wygrywa ta drużyna, która w komplecie pierwsza wypije browary. Na polu namiotowym pełno też było amatorskich gitarzystów prezentujących naprawdę fajny poziom. Zwiedzając okolicę trafiliśmy nawet na zmontowany po prędce zespół trzech gości w szlafrokach, koncertujących na zabawkowej gitarce i violi zbierając jednocześnie na piwo. Oprócz grających na polu namiotowym spotkać można było wielu przebierańców, spidermanów, turbodymomanów i innych znanych, wykręconych ­-postaci. Na przekór wszystkim jeden z gości postanowił nawet ”wystąpić” w stroju Adama, chodząc po terenie festiwalowym i rozdając „free hugs”. Spotkaliśmy też kilkoro Polaków na stałe mieszkających w Niemczech ale mówiących po polsku. Zauważyć dało się też sporo sladów po Rodakach w postaci puszek po Tyskim , Warce czy Lechu. Fajnie zorganizowano strefę gastronomiczną oferującą w cenie od 2,5 do 5 Euro wszelkiego rodzaju fast foody ale także dania włoskie, azjatyckie czy tradycyjny, niemiecki Wurst. Hitem były punkty śniadaniowe, serwujące robione na miejscu kanapki, ciastka, kawę, czy nawet jajecznicę. Głównym sponsorem imprezy był Beck’s ale oprócz piwa na terenie festiwalu można było też kupić mocniejszy alkohol (w punkcie promocyjnym Jacka Danielsa lub punktach serwujących najpopularniejsze drinki).

Festiwal to jednak przede wszystkim muzyka, a tej było tu tyle, że często trzeba było dokonywać „bolesnych wyborów”. Tym najbardziej kłującym dla mnie była decyzja odnośnie ostatniego koncertu, na dwóch różnych scenach o tej samej porze zaczynali Klaxons i Foo Fighters. Zespół Dave’a Grohla, zaliczany obok Arcade Fire i Incubusa do festiwalowych headlinerów, wypadł z tej trójki najsłabiej, co nie znaczy wcale, że koncert był zły. Wszystkie trzy główne gwiazdy wypadły dobrze, z tymże Incubus fenomenalnie, Arcade Fire świetnie a Foo Fighters bardzo dobrze. Z bardzo dobrej strony pokazali się też grający w strugach deszczu Blood Red Shoes i Flogging Molly. Mam problem z jednoznaczną oceną występu The Kills, bo choć repertuar był świetny to koncert jedynie niezły, zepsuty w dodatku przez osobę go nagłaśniającą, która zamiast na jakość dźwięku postawiła na ilość decybeli. Dziwne to tym bardziej, że chwilę wcześniej, w tym samym namiocie takich problemów nie miał Asteroid Galaxy Tour, prezentując się bardzo pozytywnie. Problemy z dźwiękiem położyły także koncert Kasabian, z tymże o ile na The Kills było za głośno to w przypadku kwartetu z Leicester wręcz odwrotnie i to na tyle, że mimo obejścia terenu pod sceną wzdłuż i wszerz nie znalazłem miejsca, w którym było słychać dźwięk gitary. Grający godzinę później na tej samej scenie Kaiser Chiefs na szczęście takiego problemu nie mieli, dając fajny koncert pełen energii i luzu. Ciekawie wypadł żeński rockowy kwartet Warpaint, bardzo pozytywnie zaprezentowali się też taneczni Friendly Fires, rockowo-elektroniczni The Wombats oraz The Sounds z porąbaną wokalistką będącą łagodniejszą wersją Yolandi Wisser z Die Antwoord. Rozczarowało Gogol Bordello, którego sceniczna energia wydawała się jakby wysilona i na pokaz. Być może nie był to ich dzień ale grające dzień później sporo starsze lecz prezentujące także elementy muzyki tradycyjnej wspomniane już Flogging Molly pokazało co znaczy zagrać prawdziwie energetyczny koncert. Oddzielną historią jest Arctic Monkeys, które zagrało najgorszy koncert z całego Hurricane Festival cierpiąc na scenie i męcząc pod nią zgromadzonych. Świetnie jak zawsze wypadli The Subways prezentując kilka kawałków z nowej, nadchodzącej płyty oraz Portishead, którzy dali chyba najbardziej klimatyczny koncert festiwalu. Z niewiadomych przyczyn w ostatniej chwili odwołano występ The Vaccines, nie załapałem się również niestety również na Crytsal Fighters, którzy spóźnili się ponad 40 minut i nałożyli się całkowicie na Arcade Fire. Te 2 wtopy oraz padający przez całą niedzielę ulewny deszcz to jednak jedyne minusy minionego weekendu pełnego wielu fantastycznych koncertów, także nie wymienionych wyżej zespołów o których szczegółowo będziecie mogli przeczytać w ciągu trzech najbliższych dni.

1 komentarz:

  1. Siema
    "Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym, jak odbierali koncerty skacząc na maksa nawet podczas pierwszych pierwszych koncertów tuz po 12 w południe" takie rzeczy widziałem tylko w namiotach..a na AF ludzie stali jak kołki..co zespół skwitował słowami "następna piosenka nadaję się do tańczenia, bo chyba potraficie tańczyć?" ;P
    Polacy o wiele bardziej żywiołowo reagują bo jesteśmy wyposzczeni..FF w Niemczech zagra/zagrało w tym roku 3/4 koncerty, a u nas ani jednego..
    Szkoda, że się nie zgadaliśmy bo w większej polskiej grupie zawsze raźniej ;)
    Jeszcze słówko o organizacji..dla mnie Open'er (byłem w 2010) bije ich na głowę..ale za to Hurricane miał o wiele lepszy line up w tym roku.
    Pozdrawiam!

    p.s.
    jeśli będziesz ze swoimi znajomymi szukał kogoś do samochodu na festiwale zagraniczne(tutaj trudno o kompanów)to śmiało zagaduj:
    http://www.lastfm.pl/user/fideluss

    OdpowiedzUsuń

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D