wtorek, 1 marca 2016

WTOREK AKCJA WOREK - PLAYLISTA ŻYCIA - ODC. 6 - EAT THE RICH

29 maja 1994 - mówi Wam coś ta data? Dla mnie to jeden z najważniejszych dni w moim muzycznym życiu. To właśnie tamtej niedzieli po raz pierwszy poszedłem na rockowy koncert. AEROSMITH, EXTREME oraz IRA - musicie przyznać, że trudno wymarzyć sobie lepszy zestaw na debiut. Tym bardziej, że płytę Get A Grip z krowim wymieniem na okładce katowałem tej wiosny niemal bez przerwy, kawałki Extreme spotkać można było na MTV regularnie, a IRA była wtedy absolutnym polskim topem. 

Późną wiosną 22 lata temu kończyłem właśnie podstawówkę, a jako że do liceum dostałem się podczas egzaminów w kwietniu, miałem jedne z dłuższych wakacji w życiu. Na koncert odbywający się na Stadionie Gwardii poszedłem z trzema kumplami. Żaden z nas wcześniej na koncercie nie był ale od starszych kolegów słyszeliśmy wielokrotnie o tym jak pod Fugazi, Hybrydy czy Stodołę na punkowe czy rockowe koncerty przychodzą skini i jest zadyma. Jechaliśmy więc na Mokotów "gotowi na wszystko" - jakkolwiek śmiesznie dziś to brzmi.
Uczucia towarzyszącego przejściu przez bramki i znalezieniu się na terenie stadionu nie zapomnę do końca życia. Chwilę później na scenę wyszła IRA a ja po raz pierwszy skakałem obijając się o ludzi przy Bierz Mnie. Tak więc to właśnie koncert radomskiego zespołu Kuby Płucisza był tym pierwszym w moim życiu. Był fantastyczny od A do Z. Grające po nim Extreme już takiego wrażenie na mnie nie zrobiło, dziś z tamtego występu pamiętam jedynie zamykające całość, trwające ponad 10 minut More Than Words.

Wreszcie przyszedł czas na Aerosmith. Do dziś pamiętam tamten poziom zajarki, poczucie, że Polska naprawdę jest "Bliżej Świata", jak w nazwie programu nadawanego wtedy w TVP. Choć być może części z Was trudno będzie w to uwierzyć 20 lat temu każdy koncert znanego, zagranicznego zespołu był w Polsce ogromnym wydarzeniem, ponieważ z reguły rocznie odbywało się ich dosłownie kilka.

To właśnie Eat The Rich, a dokładnie rzecz biorąc poprzedzające go Intro, rozpoczęło warszawski koncert Aerosmith. Młyn był taki, że po niecałej minucie zgubiłem się z kumplami. Początkowo próbowałem ich szukać, w odległej podświadomości nadal musieli mi tkwić nadchodzący skini, ale po 2 czy 3 kawałkach odpuściłem i zacząłem się bawić. Po raz pierwszy zrozumiałem wtedy, że piękno muzyki polega na tym, że możesz przeżywać ją z kompletnie obcymi ludźmi a wspólne skakanie czy pogowanie daje metafizyczne poczucie wspólnoty. Ten wieczór naznaczył mnie na zawsze. Do dziś uwielbiam koncerty i wierzę, że kiedyś jeszcze zobaczę na scenie Aerosmith.



1 komentarz:

  1. Jeden z najlepszych koncertów na jakim byłem. Oglądałem ze strefy VIP. W tamtym okresie pracowałem w radiu i miałem specjalne zaproszenie.

    OdpowiedzUsuń

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D