Wczorajszy pierwszy dzień wiosny spędziłem na sali
gimnastycznej ale w czasach licealnych 21 marca oznaczał obowiązkową obecność
na Agrykoli, na której co roku odbywał się rockowy koncert. To właśnie tam po
raz pierwszy zobaczyłem na żywo KULT
oraz znaną wcześniej z opowieści zadymę pomiędzy punkami i skinami. Z koncertu,
oprócz świetnej zabawy, zapamiętałem również Kazika, który przerywa piosenkę,
żeby ochrzanić ochronę brutalnie traktującą ludzi wypadających za barierki.
Niedługo później KULT, chyba jako pierwszy zespół w Polsce, zaczął zabierać na
koncerty własnych ochroniarzy, co było nie lada przełomem, gdyż nawet jeszcze w
XXI wieku zdarzało się, że ludzie mający dbać o zdrowie uczestników koncertu
traktowali je jako okazję do wyżycia się.
Moja przygoda z KULTem zaczęła się od płyty, a raczej kasety
Tata Kazika. Na jej plastikowym pudełku wytłoczono nazwę zespołu, a w
książeczce obok tekstów piosenek pojawiły się gitarowe chwyty. Tym sposobem
swoją naukę gry na gitarze rozpocząłem właśnie od utworów Kazika i spółki,
tych, w których nie było chwytów barowych, gdyż te początkowo nie chciały mi
wybrzmieć choćbym nie wiem jak mocno naciskał struny.
KULT towarzyszył mojemu muzycznemu życiu przez wiele kolejnych lat i do jego ostatnich dni nie zapomnę trwających po 4 godziny koncertów w Stodole, podczas których skakałem jak głupi bez koszulki, osiągałem stan nirwany i jak nigdy wcześniej czułem się członkiem pewnego plemienia. Z tym zespołem kojarzy mi się również pewien wyjątkowo ważny listopadowy dzień z roku, w którym runęły wieże WTC, kiedy to za pomocą piosenki numer 4 z Salon Recreativo, jak dla mnie ostatniej fantastycznej płyty w dorobku zespołu, podprogowo próbowałem zadziałać na pewną uroczą Kujawiankę - obecnie żonę.
KULT towarzyszył mojemu muzycznemu życiu przez wiele kolejnych lat i do jego ostatnich dni nie zapomnę trwających po 4 godziny koncertów w Stodole, podczas których skakałem jak głupi bez koszulki, osiągałem stan nirwany i jak nigdy wcześniej czułem się członkiem pewnego plemienia. Z tym zespołem kojarzy mi się również pewien wyjątkowo ważny listopadowy dzień z roku, w którym runęły wieże WTC, kiedy to za pomocą piosenki numer 4 z Salon Recreativo, jak dla mnie ostatniej fantastycznej płyty w dorobku zespołu, podprogowo próbowałem zadziałać na pewną uroczą Kujawiankę - obecnie żonę.
Myśląc o zespole KULT przed oczyma biegnie mi prawdziwa Parada Wspomnień. Spośród dziesiątek fantastycznych kawałków to mój zdecydowany faworyt numer 1. Nakręcony przez niesamowicie chwytliwy motyw gitary basu, szaloną solówkę zagraną na organach, piękny motyw zagrany na waltorni oraz niesamowicie prosty, nostalgiczny i piękny tekst refrenu:
"Nie nie nie nie nie nie nie nie
Nie nie nie nie nie nie nie nie
Nie nie nie nie nie nie nie nie
Te czasy już nie powtórzą się"
Super wpis. Ja również uwielbiam Kult i to był jeden z pierwszych zespołów, których zacząłem słuchać. I to był także mój pierwszy koncert, na którym byłem :) W wieku 13 lat! ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kult :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię kult. Co prawda to nie był mój pierwszy koncert, ale kult to jeden z pierwszych zespołów, które słuchałem. Teraz mam sentyment ;)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nie przepadam za kultem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kult.Jeden z najlepszych polskich zespołów.Mają świetne piosenki wpadające w ucho.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mojego bloga poświęconego muzyce,dopiero zaczynam ,ale będzie więcej postów ;D
http://be-yourself-metalhead.blogspot.com/2016/03/czesc-dziewczyna-nastolatka-z-polski.html