piątek, 5 lutego 2016

SKUNK ANANSIE - ANARCHYTECTURE

Poprzez niezapomnianie żenujący program Idź Na Całość Ziggy Chajzer zostawił w moim mózgu ślad, że w życiu najczęściej do wyboru są trzy opcje. Przed pierwszym odtworzeniem Anarchytecture, nowego albumu Skunk Anansie zastanawiałem się czy będzie on:

1) zajebisty, jak jego nazwa, jak dla mnie jednak z najlepszych w historii muzyki
2) dobry jak promujące go Love Someone Else
3) zonkiem.

Na szczęście Skin z kolegami zdecydowanie wybrali bramkę numer 1, płyta jest fantastyczna. Jej pierwsza połowa idzie sprawdzonym schematem szybka-wolna, utwory nieparzyste podnoszą tętno do 100, te podzielne "chillują" w sposób bardzo daleki od banalnego. Po otwierającym płytę, zahaczającym momentami o ambitną dyskotekę singlu z bramki numer 2 słyszymy bowiem wolniejsze Victim, które po surowym początku przechodzi w niezwykle klimatyczny utwór zakończony genialną minutą pełną mocniej brzmiącego basu i wokalnymi popisami. Następującego po nich Beauty Is Your Curse nie sposób pomylić z piosenką żadnej innej kapeli, jej każda kolejna sekunda to Skunk Anansie w najlepszej formie, kawałek dosłownie "sam się słucha". Podobnie zresztą jak spokojniejszy, przepiękny Death To The Lovers. Numer 5 pod tytułem In The Back Room to murowany hit roku 2016 i absolutny wymiatacz tegorocznych koncertów Skunka. Od pierwszej do ostatniej sekundy ma taką moc, że nawet pies podczas komendy "siad" kręci bączki na dwóch łapach. Wraz z numerem 6 schemat szybka-wolna przechodzi do lamusa w zamian wprowadzając melodyczny motyw pozostający głowie godzinami. Without You mimo tytularnego podobieństwa do Maraji "bejbi if ju giw it to mi", która wystąpi w Krakowie za kilka tygodni, nie ma nic z rzewnego przeboju tylko jest pięknym, pełnym emocji kawałkiem, bardzo charakterystycznym dla tego zespołu, po raz kolejny udowadniający jego wielkość. Anarchytecture trzyma poziom do samego końca. Słuchając 80-sekundowego Suckers! żałuję się,  że to jedynie instrumentalne intro do jeszcze bardziej czadowego We Are The Flames. Po zamykającym album, wyciszającym I'll Let You Down automatycznie ma się ochotę wcisnąć PLAY i przeżyć tę 37-minutową przygodę ponownie.

Styczeń to z reguły martwy miesiąc dla muzycznych premier. Tym bardziej cieszę się, że Skunk Anansie zamiast kosić świąteczne żniwa wydało ten świetny krążek zaraz po nowym roku. To prawdziwe Anarchitecture. 

1 komentarz:

  1. Też niedawno pisałem o tej płycie. Jak dla mnie nic nie pobije "Paranoid & Sunburnt", ale ten album też jest całkiem dobry :)

    Pozdrawiam serdecznie, Bartek

    OdpowiedzUsuń

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D