Nie przypuszczałem, że pierwszy obrazek, jaki zapamiętam z
wyjazdu na Sycylię będzie miał tło lotniska w Modlinie. Kiedy boarding wkroczył
w fazę ostatniego wezwania wychodząc z terminalu na pas startowy (jeśli ktoś
nie był to właśnie tak to się odbywa w tym miejscu, pasażerowie czekają na
wejście do samolotu na zewnątrz, obserwując m.in. jak maszyna jest tankowana)
moją uwagę zwrócił róż. Róż walizki, która utknęła w banerze służącym do
sprawdzania dopuszczalnej wielkości bagażu podręcznego i z którą bezskutecznie
siłował się około 50-letni Włoch do złudzenia przypominiający Gigi d’Agostino.
Szarpał, sapał i charczał w asyście ochorniarza z Modlina. Stojąca obok
małżonka Gigi, prawdopodobnie właścicielka owego różowego cudeńka na przemian
załamywała ręcę, jodłowała i krzyczała „fafankullo”. Jak się domyślacie cała
historia zaczęła się od pomysłu stewardessy sprawdzającej karty pokładowe, iż
ów różowe ten teges jest troszeczku za duże i należało by je zmierzyć aby
sprawdzić, czy rozmiar walizki nie uprawnia do pobrania dodatkowej opłaty. No i
w sumie czujna pracownica lotniska miała rację, walizka była za dużo, głównym
problemem stał się jednak nie fakt potencjalnej dopałaty tylko pytanie czy ów
róż uda się wnieść na podkład, a raczej wyjąć z baneru do mierzenia. Udało się
po 10 minutach, w fazę końcową operacji zaangażowane były 4 osoby. Kiedy waliza
z powrotem trafiła w ręce właścicielki Italiano skierował w stronę obsługi
naziemnej kilkakrotnie powtórzone „stronzo” po czym... został poproszony o
okazanie karty pokładowej. Prośba w normalnych okolicznościach byłaby
standardowa. W tym przypadku Gigi wyszedł z siebie i odezwał się w ten deseń:
’’
A tak w ogóle to zarówno oryginalny Gigi jak I ten z
powyższej historii wyglądaja tak:
To były hity, moje dzieciństwo :D
OdpowiedzUsuńKiedy nowy wpis?
OdpowiedzUsuńStary hit, który osobiście przerabiałam na dziesiątki sposobów :)
OdpowiedzUsuń