W tym roku przesłuchałem zdecydowanie mniej płyt, niż bym chciał. Mam też wrażenie, że to było 365 dni pełne fantastycznych piosenek, bardziej niż świetnych, kompletnych albumów. Najlepsza dziesiątka prezentuje się jednak zacnie. Dziś miejsca od dziesiątego do czwartego. Podium jutro.
MIEJSCE 10.
ROYAL BLOOD – Royal Blood
Tegoroczny debiut w stylu The Black Keys. Mocny dosłownie i
w przenośni. Recenzja płyty już wkrótce.
MIEJSCE 9.
DAMON ALBARN – Everyday Robots
Damon Albarn w swoim spokojniejszym obliczu. Płyta pełna dojrzałych, refleksyjnych kompozycji. Nie do końca uśmierza jednak tęsknotę za BLUR. Recenzja w styczniu.
MIEJSCE 8.
TABU – Live at 20th Woodstock Festival
Po raz pierwszy w zestawieniu płyt roku pojawia się album koncertowy. Woodstockowy zapis z 1 sierpnia tego roku jest jednak fantastyczny i genialnie oddaje atmosferę największego polskiego muzycznego festiwalu.
MIEJSCE 7.
JACK WHITE -
Lazaretto
Pozycja, która daje z siebie tym więcej im więcej czasu jej
poświęcimy. Jack to, niczym Słowacki, artysta przez duże „A”. Swoim drugim
solowym krążkiem potweirdza ten status.
MIEJSCE 6.
FAMILY RAIN – Under The Volcano
MIEJSCE 5.
KASABIAN – 48:13
Ta płyta nie opuszczała mojego odtwarzacza niemal przez całe lato. Kasabian po raz kolejny udowodnili, że po pierwsze cały czas mają ochotę na muzyczne eksperymenty, a po drugie jakiegokolwiek muzycznego gatunku by nie tknęli wychodzi z tego smakowity kąsek. Choć przyznaję, że po kilkumiesięcznej przerwie w słuchaniu 48:13 całościowo kręci mnie ona mniej niż jej dwie Kasabianowe poprzedniczki.
MIEJSCE 4.
FOO FIGHTERS – Sonic Highways
Jeszcze do połowy grudnia byłem pewny, że ósmy krążek Dave’a Grohla i spółki znajdzie się na podium. Ostatecznie ląduje tuż poza nim. Bardzo żałuję, że w bonomuzianej klasyfikacji nie ma miejsc ex aequo, gdyż na Sonic Highways znajdziemy fantastyczną, mięsistą porcję rocka z dodatkiem pięknych melodii.