“Chodź ze mno o ą” – namawia od kilku tygodni w radio zespół Power Of Trinity. Poszedłem, bo kawałek to zacny. I nie żałuję tej drogi, bo cała płyta trzyma poziom. Nie jest może tak przebojowa jak promujący ją singiel, ale pełna ciekawych piosenek mieszających elementy rocka, reagge, czy dubstepu. Kapitalny potencjał na kolejny hit mają utwory Oni, Wagonowa Love oraz Ręce ale poza nimi warto wsłuchać się również w nieco trudniejsze kompozycje zespołu, jak choćby Jad, Whatta Love czy Winning Wish. Nie lubię wyświechtanych określeń ale z Locomotive bije naprawdę pozytywna energia... Nie znajdziemy tu akrobatycznych popisów muzycznych ale zestaw fajnych melodii zagranych z pomysłem i wykopem. Każdy z dwunastu umieszczonych tu kawałków ma w sobie coś wciągającego, nagrany jest z pomysłem i w większości ma niezły tekst pisany nie tylko w celu rymowania. Dość mocne gitary fajnie współbrzmią z lekko manierycznym głosem wokalisty, któremu śpiewanie wychodzi równie dobrze co nawijka. Po kilkunastu przesłuchaniach Locomotive nadal czynię to z przyjemnością i ciekawością aż do zamykającego Where Is My Mind z repertuaru The Pixies. Wersja Power Of Trinity do historii coverów raczej nie przejdzie ale nie boli i przyjemnie zamyka ten naprawdę udany album.
Jedyny zarzut jaki mam do tej płyty to sposób jej wydania. Składa się bowiem ona z krążka i jaskrawozielonoego opakowania. Jeśli chodzi o wkładkę to jest z nią jak z "dialogiem" w piosence pewnego starego i piejącego polskiego zespołu z Lublina - stanowi ona „dno, zero, czyli nic”. Mimo tego obciachu ze strony wydawcy polecam tą płytę zdecydowanie.
Ciekawa recenzja , całą stronkę dobrze się czyta. Prowadzę z koleżanką podobny projekt i z chęcią będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńZapraszam na www.muzotok.blogspot.com
pozdrawiam,
Ola