czwartek, 22 grudnia 2011

BEIRUT - THE RIP TIDE

Podczas słuchania The Rip Tide czuje się jak podczas morskiej podróży na pieknym okręcie. Gdybym chciał porównać Beirut do innych zespołów nazwałbym ich twórczość połączeniem biesiadnej muzyki Bregovica pełnej instrumentów dętych z delikatnością Kings Of Convenience. Dobrze obrazuje to otwierające album A Candle’s Fire, którego refren brzmi tak podobnie do Candle In The Wind, że Elton John śmiało może zgłosić się do Zaiksu po odbiór swojej „doli”. Następujące po nim Sante Fe to z kolei kawałek w stylu disco lat 80-tych, banalny schemat i rytm grany na CASIO zachęca do wesołych podrygów nóżką, najlepiej brzmi jednak w bardziej rozbudowanych partiach instrumentalnych. East Harlem to chyba „najcieplejsza” piosenka, jaką słyszałem w tym roku. Ma w sobie...
...coś niesamowicie kojącego, piękną melodię i szeroki wachlarz brzmień instrumentów, które kolejno wychodzą na pierwszy plan. To rzecz, którą można odtwarzać w kółko, jej główny motyw niezmiennie obija się o mózgowe półkule i nie chce z nich wyjść. Goshen rozpoczyna się trochę jak nagranie z próby, słyszymy jedynie fortepian i wokale, uzupełnione w drugiej części o dęciaki, których partie przywodzą na myśl muzykę pogrzebową. Wrażenie to pogłębia jeszcze wygrany na werblu marszowy rytm. Także w wielu innych utworach na tej płycie współbrzmienia instrumentów dętych wprowadzają w lekko rzewny, rozmarzono-zamyślony nastrój. Mimo, iż The Rip Tide traci w drugiej części nieco przebojowości to nadal słucha się go bardzo przyjemnie. Płyta trwa niewiele ponad 30 minut i jest to naprawdę fajna, uspokajająca podróż, której odbycie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D