Z okazji drugich urodzin Filipa zapraszam na mały kącik piosenki zoologicznej. Czas więc na 2 utwory, które najbardziej fascynowały mojego synka w drugim roku jego życia, który upłynął zdecydowanie pod dyktando dwóch sympatycznych zwierzaków. Numerem jeden wśród piosenek, które gościły w naszym mieszkaniu przez ostatnie 365 dni bezapelacyjnie był ten oto taneczny song:
Niemal zawsze chwilę po wybrzmieniu Kaczuszek przychodził czas na jeszcze większy szlagier, tym razem o czworonogu, w wykonaniu Naty Kuku w wersji dziecięcej. Żaden inny kawałek, nawet te z płyty roku 2013 nie może się równać z ilością odtworzeń dziś prezentowanego combo.
Dziś, wspominając po raz ostatni styczniowy wyjazd na narty,
startujemy jednocześnie nowy cykl pod tytułem "Znajdź różnicę". Co
jakiś czas będą się w nim pojawiały różne muzyczne metamorfozy, bardziej lub
mnie drastyczne. Pomysł ten wpadł mi do głowy, kiedy w drodze na stok
narciarski usłyszałem audycję Agnieszki Chylińskiej w RMF FM, która zachwycała
się piosenką In Da Club w wykonaniu Bitney Spears, mówiać "że wszystko jej
się w tym kawałku zgadza". Przed oczyma stanął mi taki oto obraz:
Grudzień 2003, pożegnalny, genialny koncert O.N.A., który o mało nie wystrzelił Stodoły w kosmos, rozpoczyna się tak:
Kilkanaście minut później przed zaśpiewaniem "Kiedy
Powiem Sobie Dość" cała Stodoła dowiaduje się, że "ten kawałek został
napisany dla wieśniaków, bo każda kapela musi mieć taki jeden numer w
repertuarze". Spoko, zastanawiam się tylko dla kogo w takim razie powstało
ta niesamowicie ambitna kompozycja z roku 2009:
No i jak, widzicie jakąś różnicę? Nie? No to przypomnijmy sobie jeszcze studyjną wersję "Suki".
"Panta rei - wszystko płynie" - powiedział dawno, dawno temu Heraklit. "Henia, o Gienia, nic się zmienia" - zapodał wiele lat później "tigidiś bobry, tigidiś bobry" Liroy. Który z nich miał rację? Trudno jednoznacznie osądzić, oba stwierdzenia są uniwersalne, lecz trudno odnieść je do całego juniwersu - wszechświata, się znaczy. Odnosząc jednak te pytania do jednej z najpopularniejszych rozgłośni radiowych w Polsce, zwanej RMF FM bezapelacyjną rację ma ten, na którego "scyzoryk, scyzoryk" wołają ludzie spoza jego miasta. Podczas powrotu z gór, tak samo jak podczas podróży na narciarskich wyciągach po długiej przerwie jedyną dostępną stacją był niegdysiejszy organizator Inwazji Mocy. Pamiętacie jeszcze ten szał? Od tego czasu w rzekach upłynęło wiele wody, zmieniły się czasy, ustroje, kolor i gęstość włosów większości z nas, w muzyce pojawiły się setki tysięcy ciekawych piosenek, w skrócie zmieniło się niemal wszystko. Słowo "niemal" byłoby zbędne, gdyby nie...playlista RMF FM. Dawno już nie miałem takiego wrażenia cofnięcia w czasie jak podczas tych kilku chwil spędzonych z ową stacją. Stairght Up Pauli Abdul nie słyszałem od swoich pierwszych podrygów na szkolnych dyskotekach, Dla Ciebie Urszuli, do zeszłego tygodnia, nie wpadło jeszcze do mego ucha w XXI wieku, I Will Always Love You poprzednio wybrzmiało z głośników w dniu śmierci Whitney. Podobnych przypadków można by podać jeszcze dziesiątki. Słuchając RMF miałem uczucie ciągłego flashbacka. Wśród odkurzonych po latach numerów najbardziej ucieszyłem się z tego:
I choć wiem, że miliony słuchaczy najbardziej lubią to, co już kiedyś słyszeli to nadal nie kumam, jak można tłuc te same numery na antenie przez niemal 20 lat.
Warszawskie metro ewidentnie obchodziło dzisiaj na stacji Młociny dzień Fristajlera. Ewentualnie, któyś z pracowników północnej pętli polskiego "subwaya" ukończył właśnie kurs scratchowania. Komunikaty o nadciągającym pociągu tradycyjnie oznajmiające słowa "uwaga, pociąg w kierunku Kabaty" dziś ograniczyły się do zapętlonych pierwszych dwóch wyrazów. "Uwagapociąg, uwagapociąg, uwagapociąg, uwagapociąg, uwagapociąg" - słychać było zarówno o 7 jak i 17. Owo zapętlenie spikera-fristajlera sprawiło, że przez cały dzień chodziły mi po głowie 2 piosenki. Pierwszą odgadnąć nietrudno:
Słowa "uwagapociąg" skojarzyły mi się, też z przepięknym numerem jednego z najlepszych alternatywnych polskich zespołów, w którego tytule również pojawia się słowo "uwaga" oraz środek lokomocji jeżdżący po szynach. Mam nadzieję, że solowa płyta Rojka, którą usłyszymy wiosną będzie w podobnym klimacie.
Dziś przypada ostatni dzień pracy w firmie, w której
spędziłem ostatnie niemalże 13 lat. Żegnając się z dotychczasowymi znajomymi z pracy i
wspominając minione lata doszło do mnie, że świat, także ten muzyczny, był
zupełnie inny, gdy zostałem tam
zatrudniony. Oto kilka przykładów z brzegu. W roku 2001:
- Nie istniało jeszcze Radio 94 (dzisiejsze Antyradio).
- W polskim sejmie pojawił się Andrzej Lepper, który tańczył
„bredgęsa”.
Ów taniec na głowie miał oczywiście miejsce w rytm hymnu Samoobrony. Do dziś jestem pod wrażeniem tej pieśni, zwłaszcza fragmentu "przyszedł Andrzej i powiedział wreszcie dość, mięso zjedli, rolnik dostał kość".
- Basistą w zespole Metallica był Jasonem Newsted.
- Hey wydał pierwszy album bez Piotra Banacha. Tekst Antiby świetnie listuje zresztą wiele zjawisk, o których głośno było na początku XXI wieku.
- W Nowym Jorku stały wieże WTC i mało kto wiedział kim jest
Ossama Bin Laden.
- U2 promowało
płytę All That You Can’t Leave Behind singlem Stuck In A Moment.
- Właśnie rozpoczynała się I edycja Big Brothera, a pierwszy Idol pojawił się dopiero rok później.
- Nie było tanich linii lotniczych w Polsce, a wjeżdżając gdziekolwiek
poza Polskę stało się na granicy z paszportem w zębach. M.in. dlatego w radio królowało „Powiedz” Ich
Troje. Keine Granze mogło powstać w głowie Michała Wiśniewskiego dopiero kilka
lat później.