Zupełnym przypadkiem, gdzieś pod koniec lata natknąłem się w
Antyradio na premierę piosenki Bang Bang zapowiadającej nowy krążek Green Daya.
Pierwsze przesłuchanie pozostawiło mi w pamięci dwa przymiotniki: mocno i
punkowo. Utwór ten brzmiał bowiem tak, jakby jego autorzy mieli po 20 lat i
właśnie dostali po raz pierwszy gitary do ręki i znając jedynie cztery chwyty
postanowili po prostu grać je na przemian niedostatki przykrywając mocnym
przesterem.
Po Revolution Radio sięgnąłem z ciekawością ale również z
nastawieniem, że tyłka mi ona raczej nie urwie. Rzeczywistość okazała się
jednak zupełnie inna. Co prawda nadal siedzę na własnych „czterech literach”
ale płyta podeszła mi, niczym Kargul do płota. Zaczyna się ona trwającą 45
sekund zmyłką w postaci balladowego wstępu, po którym zabawa zaczyna się
jakby na nowo, zwłaszcza w refrenie, który w prosty i genialny sposób pokazuje,
że „ludzie to nie wiedzą jaka siła drzemie w gitarach”. Kolejne piosenki mijają
szybciej niż pociąg Pendolino Pińczów. I choć utwory te są raczej proste i nie wnoszą niczego oryginalnego do historii muzyki to są wprost genialnym pociskiem
energii sprawiającym, iż usiedzenie w miejscu przy jej dźwiękach to zadanie dla
Toma Cruise, tzn. Misja Niemożliwa.
Do dziś pamiętam wrażenie, jakie wywołała na mnie ponad 20
lat temu płyta Dookie. Revolution Radio niesie w sobie identyczny potencjał, z
tą różnicą, że członkowie Green Daya są dziś lepszymi muzykami i czadu dają
jeszcze bardziej. Do skocznego rytmu i prosto grającej gitary dodają
fantastyczne melodie, chwytliwe, nośne i skłaniające do tupnięcia nóżką. Wśród 12
umieszczonych tu utworów słabego nie uświadczycie. Moja ulubiona trójka z nowego krążka Green Daya
to Bouncing Of The Wall, Still Breathing i Troubled Times.
Każdy, kto kiedykolwiek darzył amerykańskie trio sympatią przy
dźwiękach ich kolejnej płyty wyszczerzy się niczym koń do owsa. Revolution
Radio ma w sobie spore pokłady energii, równie duży potencjał przebojowy i co
najważniejsze brzmi, jakby wyszła spod rąk młodych gniewnych a nie kapeli z
ponad dwudziestoletnim stażem.
Moim zdaniem płyta jest bardzo okej - samo Revolution Radio dupy nie urywa, ale pierwszy promujący ją singiel, to jet Bang Bang subiektywnie baardzo dobry, Still Breathing podobało mi się, dopóki nie wyszedł teledysk. Rzecz, która mnie zaskoczyła to jakieś szatańskie znaki przemycone w wideo np. do Still Breathing (pentagram na koszulce Dirnta) i Say Goodbay (odwrócone krzyże). Ciekawi mnie, jak Ty się do tego odnosisz?
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoim ostatnim zdaniem, płyta wyszła "młodzieńczo" i nie czuć ani trochę czasu, jaki mają za sobą na scenie. Oczekiwałam jeszcze czegoś w stylu I Hate You, grin dejowego punka w starej wersji, ale to, co jest jak najbardziej mi podchodzi.
Pozwalam sobie dodać Twojego bloga do linków u siebie, będę wracać :) Podoba mi się, że recenzja jest napisana krótko i zwięźle, jak najbardziej na temat i fajnym stylem - "podeszła niczym Kargul do płota" chyba sobie gdzieś zapiszę.
Ciepełka
Martyna z rockmetalu.blogspot.com