Kiedy w 2001 roku po raz pierwszy usłyszałem Disturbed, w
roli supportu Marylina Mansona, nigdy w życiu bym nie pomyślał, że 15 lat
później stworzą jeden z najlepszych coverów, jakie w życiu słyszałem, w dodatku
w tak łagodnej odsłonie. Co prawda wtedy na Torwarze Amerykanie zagrali
fragment coveru Eurythmics, próbując wkręcić publiczność, iż podczas
wykonywanego właśnie Sweet Dreams na scenę wkroczy za chwilę główna gwiazda
wieczoru ale mimo wszystko, to co pokazali przy okazji Sound of Silence po
prostu rozkłada na łopatki.
Uwielbiam oryginał tej piosenki, delikatny, cały wyśpiewany
w dwugłosie przez Simona i Garfunkela, już od pierwszego dźwięku przenoszący do
krainy dzieciństwa i bajek. Wersja Disturbed zaczyna się zwyczajnie, pojedynczymi
dźwiękami fortepianu i niskim wokalem, po minucie dołączają skromne partie
gitary i instrumentów smyczkowych. Jednak od początku jego trzeciej minuty napięcie
zaczyna rosnąć szybciej niż pączki na turbo-drożdżach. Duża w tym zasługa
rytmicznie pojawiającego się dźwięku kotła ale przede wszystkim głosu Davida
Draimana, który w ciągu ostatnich 90 sekund piosenki wykreował ze swych strun
głosowych coś wyjątkowego, chwytającego za gardło, niezwykle emocjonalnie
poruszającego i pięknego, coś co na bank przejdzie do historii muzyki. Słuchając oryginału nigdy nie zastanawiałem się o czym jest ta piosenka, dopiero wersja Disturbed skłoniła mnie to bliższego
"przyjrzenia" się jej tekstowi. Od kilku dni nie mogę się uwolnić od
tego kawałka. A właściwie to wcale nie chcę.
Kliamtyczny cover, muszę nadrobić zaległości i przesłuchać wersję oryginalną ;D Disturbed nigdy nie był jednym z zespołów, które "katowałam", jednak już od dłuższego go znam i słucham. Pozdrawiam i zapraszam do siebie! ;D
OdpowiedzUsuń