Długo zastanawiałem się, którą piosenkę Metallicy wybrać do
Playlisty Życia. W finałowej rozgrywce oprócz Master Of Puppets pozostały
Memory Remains z fenomenalną partią Marianne Faithfull oraz One fantastycznie
pokazujące dwa różne oblicza tego zespołu. Master to jednak Master,
fantastyczny utwór z czasów, kiedy Metallica, zgodnie z nazwą była jeszcze
zespołem metalowym. W tym roku ten kawałek obchodzi swoje trzydziesta urodziny
i nadal ma w sobie niesamowitą moc. Wersja studyjna być może momentami brzmi nieco
oldschoolowo ale wystarczy odpalić jakiekolwiek wykonanie koncertowe, żeby
przekonać się jak potężny to utwór. Za każdym razem, gdy słyszę refren ze
słowami "come crawling faster..." czuję się przez niego pokonany. Sposób, w jaki w tym kawałku pracują gitary oraz zmiana klimatu w środkowej, instrumentalnej części to prawdziwe mistrzostwo świata. A
okładka albumu Master of Puppets, jedna z pierwszych, jakie zobaczyłem w życiu, pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Nie umiem tego
racjonalnie wytłumaczyć ale do dziś, gdy patrzę na ów "las krzyży"
czuję dziwny przypływ emocji.
wtorek, 31 maja 2016
niedziela, 29 maja 2016
AKCJA COVER: SOUND OF SILENCE
Etykiety:
#Disturbed; #SoundofSilence
Kiedy w 2001 roku po raz pierwszy usłyszałem Disturbed, w
roli supportu Marylina Mansona, nigdy w życiu bym nie pomyślał, że 15 lat
później stworzą jeden z najlepszych coverów, jakie w życiu słyszałem, w dodatku
w tak łagodnej odsłonie. Co prawda wtedy na Torwarze Amerykanie zagrali
fragment coveru Eurythmics, próbując wkręcić publiczność, iż podczas
wykonywanego właśnie Sweet Dreams na scenę wkroczy za chwilę główna gwiazda
wieczoru ale mimo wszystko, to co pokazali przy okazji Sound of Silence po
prostu rozkłada na łopatki.
Uwielbiam oryginał tej piosenki, delikatny, cały wyśpiewany
w dwugłosie przez Simona i Garfunkela, już od pierwszego dźwięku przenoszący do
krainy dzieciństwa i bajek. Wersja Disturbed zaczyna się zwyczajnie, pojedynczymi
dźwiękami fortepianu i niskim wokalem, po minucie dołączają skromne partie
gitary i instrumentów smyczkowych. Jednak od początku jego trzeciej minuty napięcie
zaczyna rosnąć szybciej niż pączki na turbo-drożdżach. Duża w tym zasługa
rytmicznie pojawiającego się dźwięku kotła ale przede wszystkim głosu Davida
Draimana, który w ciągu ostatnich 90 sekund piosenki wykreował ze swych strun
głosowych coś wyjątkowego, chwytającego za gardło, niezwykle emocjonalnie
poruszającego i pięknego, coś co na bank przejdzie do historii muzyki. Słuchając oryginału nigdy nie zastanawiałem się o czym jest ta piosenka, dopiero wersja Disturbed skłoniła mnie to bliższego
"przyjrzenia" się jej tekstowi. Od kilku dni nie mogę się uwolnić od
tego kawałka. A właściwie to wcale nie chcę.
piątek, 27 maja 2016
HEY - BŁYSK
Etykiety:
#Hey; #Błysk,
RECENZJE
Mając świeżo w pamięci przedpremierowy koncert w Stodole podczas
pierwszego przesłuchania Błysku zaskoczyła mnie "lajtowość" jego
brzmienia. Otwierające album Dalej oraz Historie na koncertach wypadają o wiele
lepiej. Szkoda zwłaszcza tej drugiej, przepięknej piosenki z cudownie mądrym
tekstem, fantastyczną melodią, która w wersji studyjnej ma w sobie jakiś
dziwny, zbędny "francuski sznyt" niepotrzebnie odwracający uwagę od
jej naturalnego piękna. W początkowych fragmentach nowego krążka ma się
wrażenie, że nie do końca na wysokości zadania stanął realizator. Tym bardziej
to dziwne, iż na Błysku znajdziemy sporo świetnego i świeżego brzmienia. Za
najlepszy przykład może posłużyć choćby Hej Hej Hej, mroczny i dość ascetyczny
kawałek, w którym każdy instrument gra jakby oddzielną partię, które mimo
wszystko tworzą intrygującą i wyjątkowo smakowitą całość. Podobnie Szum
atakujący wwiercającym się w głowę, chcącym rozsadzić głośniki
przesterowano-brzęczącym motywem genialnie współgrającym z głosem Kasi,
zachrypniętym niczym na pierwszej płycie.
Moi absolutni faworyci z tej płyty to jednak I Tak W Kółko
oraz Cud, dwa zupełnie różne utwory, które łączy fakt, iż można ich słuchać po
kilkanaście razy pod rząd. Ten pierwszy ma w sobie wszystko, czym HEY raczy nas
od ponad 20 lat, m.in. świetny gitarowy riff, ciekawą, fantastycznie
wkomponowaną warstwę elektroniczną, nie dającą się wybić z głowy melodię czy
zmiany tempa i klimatu. Cud początkowo wydaje się mniej udaną wersją Imagine
Lennona, nie warto jednak poddawać się po kilku pierwszych sekundach, gdyż
utwór ten okazuje się jednym z najpiękniejszych w historii zespołu. Wszystko za
sprawą porażającej ostatniej minuty, która jednostajną dotąd, smutną piosenkę przemienia
w niosącą nadzieję petardę porażającą każdym ułamkiem sekundy niesionej
zachrypniętym głosem Kasi i brzęczącą gitarą, do opisania piękna której język
polski nie posiada wystarczających słów. Dużo ciekawego dzieje się również w przedostatnim na krążku 2015, a singlowe Prędko
Prędzej zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem.
Jedenasty studyjny album Heya to płyta, której nikt z Was
nie powinien przegapić. Na 10 umieszczonych na Błysku kawałków 6 jest
rewelacyjnych, 3 dobre i tylko jeden słaby (Ku Słońcu). Natomiast w sferze
lirycznej Kasia Nosowska po raz kolejny z poziomu wysokiego podniosła
poprzeczkę jeszcze wyżej. Historie, Cud, Hej Hej Hej czy 2015 to przepiękne
wiersze, poetyckie, życiowe, niepowtarzalne.
środa, 25 maja 2016
WALIZECZKA Z DWORCA ZOO
Ostatnie trzy dni stacjonowałem w Berlinie, 50 metrów od
stacji Zoo rozsławionej zarówno przez książkę o „trudnej młodzieży”, jak i
piosenkę otwierającą najlepszą płytę w dyskografii U2. Siedzę właśnie na
lotnisku i myślę, że to doskonała to okazja, żeby przypomnieć tę drugą.
Okolice dworca Zoo zmieniły się nie do poznania. Cieszę się,
że kilkanaście lat temu, podczas pierwszej wizyty w Berlinie, mogłem zobaczyć je
w kształcie, o którym śpiewał Bono. W ciągu ostatnich kilku lat stacja została
odnowiona a wokół wyrosły dziesiątki nowoczesnych biurowców i hoteli. W bardzo
modnej obecnie dzielnicy nadal widać jednak sporo bezdomnych, młodych ludzi,
śpiących na ulicy wraz z całym swoim „dobytkiem”, snujących się pomiędzy
setkami przechodzących obok korpo-ludzi w krawatach. Kontrast jest dość
kosmiczny ale symbioza również wyjątkowa, nikt nikomu nie przeszkadza.
Wczoraj przed hotelem, w którym mieszkałem pojawił się
dodatkowy „smaczek”. Pewien wesoły jegomość, Helmut lub Sztefan przez kilka
minut biegał wokół budynku z walizką, po czym zostawił ją przed samymi jego
drzwiami i uciekł. Kiedy wieczorem chciałem wejść do hotelu policaj powiedzieli
stanowcze „NAJN”, otoczyli teren biało-czerwoną taśmą i kazali czekać. Wkrótce
przyjechał czarny robot, podjechał do walizki, coś tam przy niej pomajstrował,
otworzył znajdując zapewne trzy pary brudnych skarpetek i akcja się zakończyła.
Ale w gazetach o walizeczce z dworca Zoo dziś napisali.
Subskrybuj:
Posty (Atom)