Dziwny to był rok, także pod kątem płyt. Z jednej strony
dostaliśmy w nim kilka krążków fenomenalnych (pierwsza szóstka zestawienia), z
drugiej masa zespołów nagrała jakby tylko po połowie albumu. Wielu recenzji
tych połowicznych w tym roku na Bonomuzie nie umieszczałem, dając im szansę na
dotarcie do głębszych pokładów muzycznej podświadomości, w większości
niewykorzystaną. Do dziś podoba mi się z nich 3-4 kawałki a reszta nie stanowi
wiele więcej niż bezbarwne tło. Ale „nie o tym, nie o tym, nie tym dziś będzie
mowa”.
Czas na zestawienie najlepszych dziesięciu płyt roku 2015
według Bonomuzy. Dziś miejsca od dziesiątego do czwartego:
10.
DJANGO DJANGO – Born Under Saturn
Ostatnie miejsce na tej liście drugi album Django Django
wygrał z tegoroczną propozycją Courntey Barnett. Na Born Under Saturn nie jest
może tak dobrze jak na debiutanckim krążku Brytyjczyków ale mimo tego nadal
znajdziemy tu mnóstwo ciekawych, falujących dźwięków, świetnych współbrzmień rodem
z The Beach Boys i sporo pokładów fajnej energii. A promujący album First Light
to jeden z mocniejszych kandydatów na piosenkę roku.
9. PAPA
ROACH – F.E.A.R.
Jak zwykle w przypadku zespołu: bez specjalnych zaskoczeń
za to z potężną dawką czadu. Słucha się tej płyty wyśmienicie, to taka
przenośna porcją kofeiny, którą warto zawsze mieć przy sobie.
8. PLACEBO – Mtv Unplugged
Nareszcie, po niemal 10-letniej przerwie, panowie z
PLACEBO wydali krążek, po który chce się sięgać więcej niż raz. Nowe kawałki zastępują
tu coprawda „tylko” nowe aranżacje, ale w dużej mierze są one fantastyczne, na
czele ze Slave To The Wage.
7. SLAVES – Are You Satisifed?
To moje ostatnie „muzyczne odkrycie”. Punkowo-girme’owy duet z Wielkiej Brytanii
dosłownie rozwala bezpośrednością, prostotą i mocą swojej muzyki. Od pierwszych
sekund ich debiutanckiego krążka ma się poczucie absolutnej szczerości ich
twórczości. PUNK IS NOT DEAD. Ten wyświechtany nieco slogan nadal jest
prawdziwy, czego dowodem chociażby ten album. Jego szczegółowa recenzja na
Bonomuzie już za kilka dni.
6. NOEL GALLAGHER & HIGH FLYING BIRDS – Chasing Yesterday
Można go lubić lub nie znosić ale przyznać trzeba, że gdy
chłop łapie za gitarę I otwiera paszczę to robi sie pięknie. Tak samo w
przypadku jego drugiego dziecka z zespołem High Flying Birds. Którego kawałka
by nie włączyć przejście obok niego obojętnie jest równie prawdopodobne co
trafienie szóstki w totka.
5. BLUR – The Magic Whip
Jedna z najbardziej wyczekiwanych przez mnie tegorocznych
płyt. Z jednej strony brakuje tu nieco „starego, wesołego BLUR”, a z drugiej
pełno tu naprawdę przepięknych, głębokich i niepospolitych kompozycji. Nie
sięgam po tę płytę przesadnie często, ale za każdym razem, gdy to zrobię
odpływam w krainę muzycznej szczęśliwości.
4. THE
LIBERTINES – Anthems For Doomed Youth
Odczuwam dosłownie fizyczny ból, że ten fantastyczny
krążek znajduje się poza tegorocznym podium. Nie wierzyłem, że ta grupa może
wykrzesać jeszcze z siebie tyle muzycznego geniuszu. Każdy umieszczony tu numer
to sól muzycznego piękna, balsam dla uszu i endorfina dla mózgu. Zarówno w
wydaniu szybkim (Barbarians, Fame and Fortune) jak i wolnym (You’re My
Waterloo, Iceman).