środa, 4 listopada 2015

THE LIBERTINES - ANTHEMS FOR DOOMED YOUTH

Podczas pierwszego przesłuchania Anthems For Doomed Youth przecierałem uszy ze zdumienia. Pierwszy od 11 lat studyjny album The Libertines to, dla mnie jak na razie, najbardziej pozytywne muzyczne zaskoczeniem tego roku.  Po pierwsze dlatego, że się ukazał, po drugie ponieważ po promującym go Gunga Din spodziewałem się raczej krążka wydanego na siłę. Tymczasem wspomniany pierwszy singiel jest jednym z jej trzech najsałbszych ogniw tej fantastycznej płyty.

Bardzo często obcując z Hymnami Dla Otępiałej Młodzieży mam wrażenie, że w odtwarzaczu znalazła się nowa nieznana wcześniej płyta The Clash. Otwierające całość Barbarians, które zwłaszcza w refrenie brzmi jak młodszy brat Rudie Can’t Fail, zachwyca energią, zmiennością rytmu i przebojowością w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dalej jest jeszcze lepiej. Nie potrafię opisać euforii, która ogarnia mnie za każdym razem, gdy słyszę Fame and Fortune. To właśnie w tej piosence The Libertines udowadnia, że nadal jest zespołem fenomenalnym, kwartetem, którego żadnej cześci nie da się zastąpić, który brzmieniem akustycznej gitary potrafi zmusić do skakania pod sufit a piękne, niebanalne melodie gra w tak niewymuszony sposób, iż ma się wrażenie, że zostały one zarejestrowane na spotkaniu przyjaciół przy ognisku. Jeszcze bardziej ogniskowo brzmi Iceman, którego środkowy fragment zaczynający się od słów „Those winter nights they walked around the river” stanowi dla mnie esencję muzyki, ta prosta harmonia za każdym razem sprawia, iż ogarnia mnie fala przyjemnego ciepła. You’re My Waterloo to z kolei początkowo niemal solowy popis Pete’a Doherty’ego, śpiewającego w towarzystwie fortepianu jeden z najpiękniejszych słodko-gorzkich utworów, jakie słyszałem w życiu. Pozostali muzycy dołączają dopiero mniej więcej w połowie piosenki, natomiast gitarowa solówka zagrana przez Carla w towarzystwie „gościnnej partii wiolonczeli” dosłownie rozdziera serce.

Każda z dwunastu propozycji na Anthems For Doomed Youth warta jest poświęcenia jej kilka minut Nawet jeśli cześć z nich pozornie wydaje się być przeciętnymi kawałkami to w pewnym momencie „zabijają one ćwieka”, po którym pozostaje tylko zadać  sobie pytanie w jaki sposób oni z prostych rozwiązań tworzą rzeczy tak niebanalne i chwytające za gardło.

Gorąco polecam ten album, nawet jeśli nazwę The Libertines usłyszeliście właśnie po raz pierwszy.    


                                                                                                                                          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D