Do słuchania Savages
trzeba złapać odpowiednią fazę. Wbrew tytułowi Silence Yourself na pewno nie
jest dobrą propozycją na relaks, złapanie luzu czy oddechu. Idealnie sprawdzi
się natomiast jako substytut porannej kawy lub mobilizujący przed ważnym
zadaniem kopniak. Dawno nie spotkałem tak trafnej nazwy zespołu jak tym
przypadku. Debiutancki album Savages jest naprawdę dziki.
Barwa i maniera głosu
wokalistki ma w sobie coś wzbudzającego niepokój. Podobny efekt wywołuje bas
przypominający brzmienie Siekiery i brzęcząca niczym namolna osa gitara, grające w otwierającym album Shut Up w tempie bijącego serca antylopy uciekającej przed
tygrysem
W I Am Here tempo i emocje rosną stopniowo co 20 sekund pod koniec tworząc dodatkowo dźwiękową ścianę przebijaną schizofrenicznym piskiem. City’sFull i Strife przypominają nagrania The Kills, szczególnie w refrenie.
W I Am Here tempo i emocje rosną stopniowo co 20 sekund pod koniec tworząc dodatkowo dźwiękową ścianę przebijaną schizofrenicznym piskiem. City’sFull i Strife przypominają nagrania The Kills, szczególnie w refrenie.
Waiting For A Sign to z kolei
ballada, z tymże w wykonaniu Savages brzmi bardziej jak gorzka i pełna smutku i
bólu wyrażonego gitarowymi sprzężeniami legenda bez happy endu. Jej klimat
momentami przywodzi na myśl skojarzenia z Bullet The Blue Sky U2. Następujące
po nim Dead Nature to półmetek płyty w iście psychodelicznym wydaniu. Utwór
składa się z pojedynczych, mrocznych dźwieków, na które składają się m.in.
bicie zegara, odgłosy kukułki, pojedyncze uderzenia w strunę gitary basowej i
innego rodzaju „stukoty”. Całość stanowi fantastyczne wprowadzenie do drugiej,
jeszcze bardziej drapieżnej części płyty. Rozpoczynające ją singlowe She Will
budzi nas z chwilowego letargu serwując kosmiczny zastrzyk energii i niepokoju.
Słuchając tego numeru można odnieść wrażenie, iż musiał wyjść spod ręki osoby
obłąkanej. Do tego stopnia wprowadza on bowiem w amok, iż przy głośnej
projekcji podczas marszu zaczynamy iść slalomem, zawroty głowy gwarantowane. Stan
ten podtrzymują kolejne, jeszcze szybsze No Face i Hit Me. Ten drugi, trwający
100 sekund wydaje się być idealnym podkładem do zobrazowania myśli cierpiącego
schizofrenika. Dopełniające całości wysoko akcentowane krzyki w końcówce przedostatniego
Husbands doprowadzają organizm do stanu wrzenia i dygotów. I aby nie zostawiać
słuchaczy w stanie przedzawałowym dziewczyny z Savages kończą album wolnym
Marshal Dear. Delikatności znajdziecie w nim jednak tyle co przyjemności z
przytulenia jeża.
"The world used to be silent..." - od tych słów zaczyna się Silence Yourself - świetna, mroczna i surowa płyta. Nie przegapcie! I zapomnijcie o ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D