Słuchając Evolution
Theory czasem a nawet bardzo często chce się zakrzyczeć „jazdaaaaaaaaaaaaa”,
wykonać kilka siekierek i taniec rudego kojota. Trochę to bowiem wszystko
umcy-umcy i bajla-bajla ale ma w sobie fajną moc. To właśnie nią miała zapewne symbolizować
okładka z kaszaniastym robotem-transformersem. O ile jednak artysta plastyk nie
popisał się przy okazji tej płyty to artyści muzycy zdecydowanie stanęli na
wysokości zadania.
Na płycie znajdziemy
pełno drapiących w uszy i wkręcających się w mózg elektronicznych brzęczeń i
sprzężeń, których apogeum następuje w Bite The Hand brzmiącym w drugiej połowie tak
jakby operator młota pneumatycznego trafił na zakopany pod ziemią czołg Rudy
102. Dźwięki na Evolution Theory kojarzą się...
nieco z repertuarem Skrillexa z
jedną bardzo istotną różnicą: Modestep równie dużą uwagę poświęca warstwie
melodycznej swoich utworów. Daje to naprawdę fajne połączenie chwytliwych
melodii, kosmicznych zgrzytów oraz towarzyszącym im „prawdziwych” instrumentów
w postaci gitar czy fortepianu. Niemal w każdym kawałku tej płyty znajdziemy
dźwiękową ciekawostkę, która cieszy. Raz będzie to zwykłe „dzdzdziaaa” w refrenie Feel Good, w innym
przypadku częsta zmienność tempa jak w Sunlight, którego słuchanie polecam przy
myciu zębów. Zwłaszcza jeśli chcecie mieć zęby tak czyste by zawstydzić swojego
dentystę albo nawet Turbodymomena. Z kolei w Time największe wrażenie robi przestrzeń
dźwiękowa podczas solówki, klimatem przypominająca Pink Floyd z płyty The Wall.
Ciekawie wypadają również utwory wolniejsze, w których po rzewnym początku
następuje wzmocnienie przybierające zarówno formy gitarowe jak i elektroniczne,
a najczęściej obydwie. Idealnym przykładem takiego utworu jest fantastyczne To The Stars. Przy tak szerokim repertuarze chwytów bardzo łatwo przedobrzyć. Na
szczęście zdarza się to na Evolution Theory rzadko, a tak naprawdę raz - w
piosence tytułowej, w której wysokie śpiewki namiętnej pani mieszają się z
twardym rapem Frisco i jego ziomów, gitarką pykającą gdzieś pomiędzy Billy Idolem
i Prodigy oraz odgłosami strzelania rodem ze Space Invaders.
Zbierałem się do opisania debiutanckiej płyty Modestep od kilku tygodni.
Problem z oceną Evolution Theory wynika z tego, iż słuchając jej mam wrażenie,
że to bardziej zbiór dobrych kawałków (na czele z singlowymi Show Me A Sign czy
Sunlight) niż spójna całość. Lepiej
sprawdza się podczas wyrywkowej projekcji poszczególnych numerów niż zagrana od
A do Z. Bez względu jednak na wybór konfiguracji zdecydowanie warto się z tym
albumem zaprzyjaźnić. To fantastyczny energetyczny koncentrat perfekcyjnie
łączący w sobie wiele muzycznych gatunków. Myślę, że majowe koncerty w Polsce
dosłownie wbiją w ziemię. Bilety na ten warszawskie są już „na wykończeniu”
więc radzę nie zwlekać z decyzją.
Witam. Swietny blog. Na Rockowo - Tak jak lubie. Oj bede tu czesto zagladal. Pozdrawiam. Zapraszam tez na nowe forum muzyczne...
OdpowiedzUsuńhttp://muzycznyswiat.phorum.pl/index.php
zapraszam na swgo bloga http://mybestmusic.blog.pl/ gdzie można głosować na najlepsze kawłki z całego świata
OdpowiedzUsuń