Debiutancka płyta Palma Violets to idealna propozycja na czas kiełkującej właśnie wiosny. Jeśli do swoich ulubionych zespołów zaliczacie The Clash pokochacie album 180 od pierwszego przesłuchania. Już w otwierającym go Best Of Friends słyszymy bowiem wokal z manierą rodem wyjętą z gardła Mike’a Jonesa, któremu towarzyszy super klimat garażowego nagrania. Podobnie w Rattlesnake Highway, Johny Bagga’s Donuts czy I Found Love echa utworem żywcem wyjętych z London Calling, słabsze kilkakrotnie od oryginału ale i tak cieszą ucho niezmiernie.
Trudno nazwać nagrania Palma Violets odkrywczymi. Wokal przepuszczony przez efekt, chaotyczna, ledwie przesterowana gitara wzbogacone czasem oldschollowym brzmieniem klawiszy w stylu organów The Doors, łatwe, prosty rytm i wpadające w ucho melodie to połączenie słyszane tysiące razy. W tym przypadku...
W dzisiejszych trzech odsłonach pora na Comę, po pierwsze z okazji jutrzejszego koncertu w Palladium, po drugie dlatego, iż to w tej chwili jeden z trzech najlepszych zespołów na polskiej scenie.
1) Trujące Rośliny
To mój zdecydowany numer 1 z repertuaru Łodzian. Genialne połączenie melodyjnej, spokojnej zwrotki i mocniejszych fragmentów instrumentalnych. Piosenka składa się jakby z trzech części, ta ostatnia to solówka rodem wyjęta spod palców Slasha. Niesamowity song z niesamowitej Hipertrofii. 2) W Chorym Sadzie
To z kolei chyba najfajniejszy kawałek z ostatniego studyjnego albumu Comy. Ma on podobną konstrukcję do Trujących Roślin, z tymże tu z kolei początkowe brzmienie gitary przywodzi na myśl ballady Lady Pank.To, co najlepsze w tej piosence zaczyna jednak dopiero po 100 sekundach, za każdą projekcją dosłownie czuję jak "diabeł tam chodzi na palcach".
3) Leszek Żukowski
Z czterech studyjnych płyt Comy pomijam w trzech odsłonach tę drugą. Przedstawiciela z debiutu zabraknąć bowiem nie mogło, zwłaszcza tego. Cokolwiek napisać o tym numerze może okazać się niewystarczające. Emocje narastające tu w wokalu Roguckiego porażają mnie niezmiennie.
Podczas wieczornego spaceru z psem spotkałem śnieg. Miał już totalnie spakowane manatki, mówił, że w sumie też już ma dość i udaje się na wyjątkowo zasłużony w tym roku odpoczynek."Jutro już mnie totalnie nie będzie maj frjend from Poland" - powiedział.Z tej okazji posłuchajmy piosenki ze śniegiem w tytule. Partia, którą wygrywa w tym kawału na basie Flea to jeden z najlepszych motywów w historii tego instrumentu, maestria i żywy przykład na to, że sekcja basowa może być jednocześnie melodyczną.
Kończąc krótką pogawędkę przybiłem z białym puchem piątkę i kiedy rozeszliśmy się każdy w swoją stronę śnieg zawołał nagle:
Znacie Ola? A może chcecie go poznać? ;D Najbliższa okazja podczas tegorocznej letniej trasy koncertowej Smokie, który ma coverować samego siebie i prezentować słuchaczom, milionom słuchaczy utwór pod tytułem "Olo, Olo,. who the fuck is Olo".
Słuchając Evolution
Theory czasem a nawet bardzo często chce się zakrzyczeć „jazdaaaaaaaaaaaaa”,
wykonać kilka siekierek i taniec rudego kojota. Trochę to bowiem wszystko
umcy-umcy i bajla-bajla ale ma w sobie fajną moc. To właśnie nią miała zapewne symbolizować
okładka z kaszaniastym robotem-transformersem. O ile jednak artysta plastyk nie
popisał się przy okazji tej płyty to artyści muzycy zdecydowanie stanęli na
wysokości zadania.
Na płycie znajdziemy
pełno drapiących w uszy i wkręcających się w mózg elektronicznych brzęczeń i
sprzężeń, których apogeum następuje w Bite The Hand brzmiącym w drugiej połowie tak
jakby operator młota pneumatycznego trafił na zakopany pod ziemią czołg Rudy
102. Dźwięki na Evolution Theory kojarzą się...