czwartek, 22 listopada 2012
SZAFA GRAJĄCA: THE BLACK KEYS - GOLD ON THE CEILING
Etykiety:
SZAFA GRAJĄCA
Przed chwilą wróciłem z Berlina, z myślą, że do szafy trafi dziś Rammstein.Skoro jednak tydzień temu się udało wywołać dzisiejszego fantastycznego newsa o przyjeździe Queens Of The Stone Age do Gdyni kontynuujemy dziś życzeniową szafę grającą. Czas najwyższy, żeby Polskę odwiedził zespół The Black Keys. ;-)
czwartek, 15 listopada 2012
WOOOOOO HOOOOOO !!! BLUR W POLSCE !!!
O koncercie BLUR marzyłem od dawna, o czym mogliście przeczytać także na Bonomuzie. Przy okazji tegorocznej reaktywacji owo marzenie wreszcie się spełniło. Dziś nastąpiło z kolei najlepsze "pierwsze ogłoszenie" ze wszystkich edycji Openera. Informacja o pierwszym występie Damona i spółki w Polsce w 3 miesiące po kolejnym "ostatnim koncercie w historii zespołu" brzmi naprawdę fantastycznie. Jeżeli 2 lata temu PULP zachwycił Was swoją sceniczną energią to gwarantuje, że przy BLUR wypadają oni jak chór kościelny. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak fantastyczny wieczór czeka nas tegorocznego lata.
W ramach łapania zajawki proponuję przypomnienie relacji z koncertu w Wolverhampton (KLIKNIJ TUTAJ) oraz kawałek, którego w tym roku BLUR nie grał i który mam nadzieję usłyszeć w Gdyni 3 lipca 2013 roku.
No dobra, jeszcze jedna zajawka, tym razem "live".
W ramach łapania zajawki proponuję przypomnienie relacji z koncertu w Wolverhampton (KLIKNIJ TUTAJ) oraz kawałek, którego w tym roku BLUR nie grał i który mam nadzieję usłyszeć w Gdyni 3 lipca 2013 roku.
No dobra, jeszcze jedna zajawka, tym razem "live".
środa, 14 listopada 2012
SZAFA GRAJĄCA: QUEENS OF THE STONE AGE - NO ONE KNOWS
Etykiety:
SZAFA GRAJĄCA
Dzisiejszy odcinek szafy grającej ma charakter życzeniowy. W oczekiwaniu na
potwierdzenie koncertu Queens Of The Stone Age w Polsce proponuję dwie odsłony
mojego ulubionego kawałka Amerykanów.
No One Knows ma w sobie wszystko co
niezbędne genialnej rockowej kompozycji. Na ochy i achy nie zasługuje chyba
jedynie klip, którego pomysł musiał powstać „pod dużym wpływem” a realizacja
być mocno niskobudżetowa. A propos teledysku: poznajecie
perkusistę? Na nowym album, który ma się ukazać w ciągu najbliższych tygodni znów
będzie można go usłyszeć. Najpewniej również na żywo podczas letnich koncertów.
I to kolejny powód, dla którego czekam na ogłoszenie koncertu QoTSA w Polsce.
Poprzedni choć wyprzedany w ciągu kilku dni, nie doszedł do skutku z powodu
odwołania 3 ostatnich koncertów europejskiej trasy. Czas na rehabilitację
Amerykanów!
Na deser ta sama piosenka w nieco innej ale równie fantastycznej wersji:
niedziela, 11 listopada 2012
LAO CHE - SOUNDTRACK
Etykiety:
RECENZJE
Pierwszy raz słuchałem tej płyty z wysoką gorączką, odlatując lekko w
kierunku snu przy słowach „jestem psem, zaczynam się łbem”. Soundtrack wydał mi
się wtedy pełen dziwnych, przeeksperymentowanych dźwięków, taką muzyczną
schizofrenią. Kolejne spotkania z tym albumem, już w normalnym stanie były o
wiele bardziej udane. Najnowszy album Lao Che to rzecz wyśmienita: tajemnicza,
oryginalna i tak nieszablonowa, że wciąga z każdym przesłuchaniem coraz
głębiej.
Zaczyna się dość ponuro. Utwór 4 piosenki za sprawą klawiszy przypomina
nieco Piosenkę Młodych Wioślarzy Kultu, jest jednak o połowę wolniejsza i o
wiele bardziej mroczna. Jeszcze bardziej ponuro robi się w Kołysanego, pięknej,
ascetycznej kołysance z dość przerażającym tekstem. Jestem Psem to z kolei najbardziej pojechany
na płycie kawałek, w którym tytułowe wyznanie wypowiadane przez modulowany
komputerowo głos przeplata się z elektroniką w stylu Kombi i perkusyjnego bitu
CASIO. Wszystkie 3 otwierające Sountrack utwory brzmią jakby z innej planety.
Maja tak niesamowity klimat, że choć nie lubię fantasy słuchając ich przed
oczyma staje mi tajemniczy świat krasnali i ufoków żyjących w nieodgadnionej
krainie.
czwartek, 1 listopada 2012
MUSE - THE 2ND LAW
Etykiety:
RECENZJE
Zamykające najnowszy album MUSE Isolated System zaczyna się niczym
melodyjka z serialu MacGyver. Jak zapewne pamiętacie ów bohater potrafił z
dwóch zapałek skręcić nawet helikopter. Niestety eksperymenty brytyjskiego trio
wypadły nieco gorzej.
Pierwsza część The 2nd Law jest bardzo fajna. Otwierające ją Supremacy ma coś z
utworów do filmów o agencie 007,głównie za sprawą słynnego bondowskiego motywu granego na smyczkach. Poza tym dużo tu wysokich pisków w stylu The
Darkness, fajnego instrumentalnego bałaganu, w którym dęciaki przekrzykują się
z zapętlonym wokalnym „sysysysy”, mocnej gitary, czyli wielu elementów, które
słyszeliśmy już w kawałkach MUSE wcześniej. Tu wrzucone są
wszystkiego do „jednego kotła”. Następujące po nim Madness to zwrot o 180
stopni, singlowa balladka brzmiąca w radio jak produkt nieco podrzędny przy
odsłuchaniu na dobrych głośnikach pozwala odkryć wiele niesłyszalnych na
pierwszy rzut ucha smaczków. No i ta porażająca prostotą genialna solówka.
Panic Station brzmi z kolei jak odnaleziony po latach kawałek INXS. Świetna
surowa, napędzana basem zwrotka przechodzi w refren, w którym słyszymy
najlepszy wokalny fragment Matta z całej płyty, który dosłownie odpala wrotki
nawet u niepodkutej kobyły.
Singlowy, „olimpijski” Survival, przez większość osób został niemal
wyklęty.
Subskrybuj:
Posty (Atom)