poniedziałek, 27 września 2010

SZAFA GRAJĄCA: ZTVORKI - PKP TRAIN



Ztvorki to jeden z tych zespołów, którego bardzo brakuje dziś na polskiej scenie muzycznej. Coprawda w skutek reinkarnacji w pewnym sensie jego byt kontynuowany jest w grupie El Dupa, jednak to Ztvroki na swoim debiutanckiej Drugiej Płycie okazali się mistrzami wesołego komentowania rzeczywistości i parodiowania niemal wszystkim muzycznych gatunków. Dziś do szafy trafia jakże celna obserwacja na temat stanu polskiej kolei w rytmie ska. 

piątek, 24 września 2010

WESOŁY, ROZTAŃCZONY ISTAMBUŁ

Turcy to bardzo weseli ludzie. Przynajmniej ci, których spotkałem w Istambule, jednym z najpiękniejszych miast w jakich byłem. Jego mieszkańcy w większości pogodni, uśmiechnięci i pomocni w dużej mierze są bardzo roztańczeni, zwłaszcza po zmroku. Mieszkaliśmy w Sultanahmecie, 300 metrów od Hagia Sofia, na ulicy pełnej hosteli i knajp. Wieczorami z większości leciała głośna muzyka a przed niemal każdym hostelem, w drzwiach lub na ulicy przez kilka godzin wystawali jego pracownicy i sobie tańcowali pozdrawiając się nawzajem. I nie był to taniec byle jaki, zazwyczaj był to prawdziwy taniec kojota.




Oni naprawdę robili to z takim zaangażowaniem jak Rudy Kojot i było to na maksa pozytywne. Chciałbym w Polsce widzieć tyle pozytywu na ulicach. Szkoda tylko, że muzyka, która towarzyszyła tym tańcom nie była tamtejsza i orientalna. Po 4 dniach w Istambule stwierdzam, że 3 najpopularniejsze piosenki w Turcji to:

3. Pa Panamericano – przy tak kawału ruchy tancerzy były wyjątkowo gibkie
2. Waka Waka – czymkolwiek jest ta łaka-łaka do końca życia będzie mi się kojarzyć z Mundialem 2010 i Istambułem. "Tami nami łe e, łaka łaka e, e" - tych słów, swoją drogą wyjątkowo skomplikowanych i poetyckich, nie było słychać tylko w meczetach.
1. Alejandro – o którym pisałem już wcześniej.

Miłego weekendu, łaka łaka!

poniedziałek, 20 września 2010

SZAFA GRAJĄCA: YEASAYER - I REMEMBER

Dziś do szafy trafia piosenka o pamiętaniu. Perkusja imitująca w refrenie bicie serca, wibrujący dźwięk syntezatora kojarzący się ze spadającymi z drzew liścmi, fortepianowe wprawki oraz wysoki wokal dają wspaniały efekt i sprawiają, że nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Czasem wydaje mi się, że ten numer został nagrany gdzieś na innej planecie. Odpływam za każdym razem, gdy go słyszę.

sobota, 18 września 2010

POEZJA WYŚPIEWANA: PEARL JAM - JUST BREATHE

Zbierałem się do napisania o TEJ piosence od kilku tygodni. Od czerwca mam na nią tzw. fazę a od 1 lipca, kiedy usłyszałem ją na żywo dosłownie nie wychodzi mi z głowy. Pierwszym takim kawałkiem w tym roku było Undisclosed Desires MUSE, którego od wydania ostatniej płyty Brytyjczyków z zeszłym roku potrafiłem słuchać kilkanaście razy dziennie. Teraz mam tak z Just Breathe. To zdecydowanie najpiękniejszy utwór, jaki usłyszałem w ciągu ostatnich 5 lat. Są takie utwory, podczas słuchania których czuje się w powietrzu geniusz. Z tej piosenki bije piękno tak wielkie, że trudno w ogóle wyrazić je w słowach. Mimo kilkuset odtworzeń za każdym przesłuchaniem te dźwięki wywołują u mnie duże emocje, często ściskają za gardło. Oprócz muzyki przepiękny jest również tekst. Może nie wielce odkrywczy ale do mnie mocno trafia.

niedziela, 12 września 2010

ALEJANDRO RZADZI W TURCJI

Na tureckich listach najlepiej sprzedajacych sıe plyt kroluje Tarkan. W Istambule nie slyszalem jednak tego wykonawcy ani razu a w Side dzis dopiero po raz pierwszy z glosnikow rozbrzmialo niesmiertelne 'uj nama nama dam szikidim'. W Turcji zarowno na polnocy jak i poludnıu kroluje Lady Gaga. Gdyby Olo Kwasniewskı chcialby jeszcze kiedys startowac w wyborach powinien rozpoczac swoja kampanie w Turcji. Alejandro leci tu doslownie co 15 minut. 'Don't call my name, don't call my name Alejandroooo' towarzyszym nam na kazdym kroku, nad morzem, na basenie, na stolowce, w sklepie a nawet w kiblu. Chyba w drodze powrtonej zakupıe na lotnisku plyte Lady G bo nie wiem czy w srode usne bez jej glosu ;-)
Wczesnıejsze hity Panı G. jak chocby Poker Face czy Bad Romance rowniez sa tu czesto slyszalne ale Alejandro bije rekordy. Poza tym jesli chodzi o wakacyjne przeboje czesto graja tez Britney Spears, ze szczegolnym umiılowaniem do Born To Make You Happy.

wtorek, 7 września 2010

MOTHERS OF DISAPPEARED W ISTAMBULE !!!

Od kilku dni jestem w Istambule. Pretekstem do odwiedzenia tego przepieknego miasta byl koncert U2, ktory wczoraj mial miejsce na stadionie Ataturka. Szczegolowa relacje umieszcze tu za kilka dni, byc moze dopiero po powrocie z wakacji, ale dzis musze sie z Wami podzielic jedna chwila z tego koncertu.
Nigdy nie przypuszczalem, ze bede mial okazje uslyszec na zywo Mothers Of Disappeared, przepiekny utwor zamykajacy plyte The Joshua Tree, ktory dotychczas w calej swojej karierze U2 zagralo jedynie 14 razy. Oprocz trasy promujacej ten album ta przejmujaca piosenka pojawiala sie tylko na pojedynczych koncertach, zawsze z powodu "specjalnych okazji" nawiazujacych do tekstu o matkach czekajacych na zaginione dzieci. I tak samo bylo wczoraj. Bono zadedykowal te piosenke obecnej na koncercie rodzinie zaginionego 15 lat temu Fehmi Tosuna.

Nie potrafie opisac szczescia z powodu uslyszenia tego niesamowitego utworu na zywo. Serce zabilo mi juz mocnej na soundchecku, kiedy U2 zagralo ten utwor dwukrotnie. Ale kiedy jego dzwieki rozbrzmialy na prawdziwym koncercie wpadlem w amok. Szczerze mowiac do tego stonia, ze pamietam te dzwieki jak przez mgle. Dopiero stopniowo dochodzi do mnie jak wielka i piekna byla to sprawa.
Przed koncertem mialem nadzieje, ze Bono i spolka poeksperymentuja troche przy setliscie i wprowadza kilka zmian w porownaniu do zeszlorocznego zestawu piosenek. Zmiana, ktora miala miejsce 6 wrzesnia 2010 roku w Istambule przeszla moje najsmielsze oczekiwania. Jedynie Acrobat jest utworem,  ktory chcialbym kiedykolwiek uslyszec na koncerce U2. I chociaz wydaje sie to niemozliwe to po wczorajszym wieczorze wierze, ze nie ma rzeczy niemozliwych.

Link do wczorjszego Mothers Of Disappeared zalacze najpewniej juz po powrocie do Polski, bo wyglada na to, ze w Turcji jest zablokowany youtube. 

niedziela, 5 września 2010

COKE LIVE FESTIVAL - DZIEN 2

Drugi dzień Coke Live Festival był jednym z bardziej wyczekwianych przeze mnie koncertowych dni w tym roku. Możliwość zobaczenia tego samego dnia na jednej scenie The Big Pink i MUSE to rarytas, którego doświadczyć mogli w tym roku nieliczni.

Najpierw poszliśmy jednak do sceny COKE na koncert Natural Born Chillers. Nie znałem wcześniej tej kapeli ale polecam wszytskim spotkanie z muzyka tej grupy.To polaczenie muzyki gtarowej z inteligentna elektronika. Rcokowe riffy mieszaly sie co chwile z mocnym bitem zmuszajac wrecz do skakania. Chwilami Naturalsi brzmieli jak Moby, innym razem jak Big Pink. Bardzo ciekawy, polski projekt, idealnie wprowadzajacym w nastroj koncertu Wielkiego Rozu.


The Big Pink rozpoczeli swoj wystep punktualnie o 19, bylo wiec jeszcze jasno.

sobota, 4 września 2010

COKE LIVE FESTIVAL - DZIEN 1

Pierwszy zespół, który zobaczyłem na głównej scenie to 30 Seconds To Mars. Kolega, dla którego band Jareda Leto był głównym magnesem przyciągającym do Krakowa opowiadał mi, że zespół ten słynie ze świetnych koncertów z piękną oprawą. Niestety nie odnalazłem w występie Amerykanów żadnej z tych rzeczy. Lider grupy bardzo starał się nawiązać kontakt z publicznością powtarzając w kółko „everybody scream” albo „dżamp jump” oraz miotając się po scenie. I trzeba przyznać, że ludzi to ruszało. Mnie niestety nie. Odebrałem 30 Seconds To Mars jak gitarowy, nie do końca zgrany boysband, który przez 90 procent swego występu muzycznie nie zaprezentował nic ciekawego czy oryginalnego. Ot takie łupanie dla nastolatków, którym wydaje się, że słuchają czadowej, mocnej muzyki. Jared Leto cały czas pompował atmosferę ale wydawało mi się to sztuczne. Po godzinie koncertu, który kompletnie mnie nie ruszył przyszedł czas na bisy, na które lider zespołu wyszedł tylko w towarzystwie gitary. I dla tych 10 minut warto było tego dnia znaleźć się w Krakowie. Piękny, akustyczny set z największymi przebojami zespołu udowodnił, że kiedy Jared Leto przestaje udawać rockmana a skupia się na muzyce efekt jest piorunujący. Dopiero przy akustycznej gitarze i przy braku festyniarskich krzyków rodem z gali disco-polo dało się dostrzec piękno tego zespołu i głosu jego lidera. Fantastycznie wyszło From Yesterday, chóralnie wyśpiewane przez publiczność. I dla mnie to był najlepszy moment jeśli chodzi o kontakt zespołu z publicznością, który po kilku akustycznych numerach dołączył do swego wokalisty.