Naprawdę nigdy wcześniej, na żadnym koncercie nie słyszałem tak piorunującej ciszy skupienia pomiędzy piosenkami. Praktycznie nikt się nie odzywał, wszyscy chłonęli to, co ze sceny serwował Lenny Valentino. Dzięki temu, mimo kilkutysięcznego tłumu, miało się wrażenie, ze zespół gra kameralny koncert dla kilku osób...To była jedna z anjpiękniejszych godzin mojego życia...
Pomimo corocznych planów dopiero w tym roku udało mi się dotrzeć na Off Festiwal. I na pewno nie była to moja wizyta w tym miejscu. Wchodząc na teren Doliny Trzech Stawów słyszałem w odddali żegnającego się z publicznością Wojciecha Waglewskiego, który właśnie skończył grać płytę Snopowiązałka. Kiedy dotarłem do centrum wydarzeń na Scenie Leśnej trwał już koncert reaktywowanego Something Like Elvis. Ich występ specjalnie mnie nie porwał ale szczerze przyznjae, że specjalnie się w niego nie wczuwałem i po 3 utworach poszedłem „badać” festiwalowy teren.
Ten okazał się przyjemnie kameralny. Sceny rozstawione w dośc bliskiej od siebie odległości, których pokonanie nie zajmowało dłużej 2 minuty. Pomiędzy scenami wydzielono strefe piwną i gastronomiczną. Jedynym minusem tej strefy był brak możliwości wyjścia z niej na koncert z piwem. Poza tym była fajnie zorganizowana, wielkim plusem była sprzedaż piwa w butelce, leżaki z poziomu których można było obserwować koncerty na głownej scenie w pozycji „relaks” oraz urokliwe staw i instalacja elektronicznych kwiatów w ramach promocji Katowic jako europejskiej stolicy 2016.
Jako pierwszych na Scenie Głównej usłyszałem The Horrors. Widziałem ten zespół w zeszłym roku w Berlinie w roli supportu MUSE i wypadli strasznie. Ze sceny wiało muzyczną nudą, ubrany w czarny płaszcz do kostek wokalista próbował strzaszyć publiczność gestami rodem z przedwojennych horrorów a basista tańcował z gitarą jakby grał w zespole disco-polo, dodatkowo ziewając w stronę publiczności. W Katowicach, kiedy Brytyjczycy mieli okazję zaprezentować się w pełnowymiarowym wyglądało to i brzmiało zupełnie inaczej. The Horrors zagrali z pełnym zaangażowaniem, ciekawy muzycznie koncert, aż trudno było mi uwierzyć, że to ten sam zespół.
Następnie przeniosłem się na Scene Leśną ściągnięty dźwiękami lekko przypominającymi The Clash. Wydobywał je zespół Art.Brut, o którym wcześniej nie słyszałem i który okazał się dla mnie największym objawieniem pierwszego i jedynego dnia OFFa, na którym byłem. Świetne, energetyczne granie, melodyjne ale nie przebojowe, idealnie pasujące do imprezy alternatywnej.
Głównym wydarzeniem dnia był jednak reaktywowanego na jeden koncert projektu Lenny Valentino. Czekałem na ten koncert os 2001 roku a od ogłoszenia jednorazowej reaktywacji w połowie lutego odliczałem wręcz dni do tego wydarzenia. Podszedłem pod scene główną z dość dużym zapasem czasu, dzięki czemu w jednym z pierwszych rzędów miałem okazją obejrzeć próbę techniczną zespołu, która odbywała się w strugach ulewnego deszczu mieniącego się pieknie wśród scenicznych świateł. Po próbie technicznej przyszedł czas na uroczyste otwarcie festiwalu, w którym wziął udział m.in. Jerzy Buzek. Artur Rojek stał tylko z boku i przysłuchiwał się oficjalnej części. Chwilę później pojawił się znowu na scenie wraz z czterema kolegami z Lenny Valentino. Zespół nie kombinował przy setliście tylko odtworzył kolejność z płyty Uwaga Jedzie Tramwaj. Zaczęło się więc od Zniszczyłaś To Ty czy Zniszczyłem To Ja oraz Karuzele, Skutery i Rodeo. Już po odbierze pierwszych dźwięków, które wydobył z siebie zespół czuć było jak bardzo wyczekiwano powrotu tej grupy na scenę. Naprawdę nigdy wcześniej, na żadnym koncercie nie słyszałem tak piorunującej ciszy skupienia pomiędzy piosenkami. Praktycznie nikt się nie odzywał, wszyscy chłonęli to, co ze sceny serwował Lenny Valentino. Dzięki temu, mimo kilkutysięcznego tłumu, miało się wrażenie, ze zespół gra kameralny koncert dla kilku osób. Zresztą podczas piosenek też nie widziałem ani nie słyszałem, żeby ktokolwiek się odzywał. Do tego stopnia, że słychać było każdy najdrobniejszy dźwięk czy drżenie werbla. W instrumentalnej części Jesteśmy Dla Siebie Wrogami grupa wprowadziła krótki element improwizacji, lekko przearanżowują ten utwór. Z kolei Dzieci 2 zostały zagrane w wersji instrumentalnej i bez głosów dzieci opowiadających o swoich marzeniach ta kompozycja zabrzmiała o niebo lepiej. Nigdy nie byłem fanem płytowego numeru 5 ale dopiero tego dnia, kiedy mogłem skupić się na wersji melodycznej tego kawałka doszło do mnie jak jest on fantastyczny. W sumie usłyszeliśmy 10 pięknych kawałków mieszających delikatne brzmienia z jazgotem gitar. Absolutną perłą tego koncertu były przedostatnie Trujące Kwiaty. Miałem wrażenie, że podczas tych kilku minut świat wokoło się zatrzymał. Trudno opisać słowami piękno, które rozpostarło swe skrzydła nad Katowicami przez te kilka minut.
Kończące koncert Otto Pilotto tylko pogłębiło stan rozmarzenia. Już kiedyś pisałem, że ten kończący płytę utwór sprawia, że mentalnie przenoszę się w inną przestrzeń. Na koncercie odleciałem jeszcze dalej. Głos Rojka brzmiał wyżej niż na płycie i był po prostu przejmujący, chociaż nie ma odpowiedniego słowa żeby to wyrazić. Pierwszy, dla mnie, od 2001 roku występ Lenny Valentino był wielkim przeżyciem i jedną z najpiękniejszych godzin w życiu. Mam wielką nadzieję, że panowie jeszcze kiedyś się zbiorą i nagrają nowe utwory. Ale niestety to chyba bardzo mało prawdopodobne. „Może jeszcze kiedyś do zobaczenia” – powiedział Artur Rojek schodząc ze sceny. Oby jak najszybciej!
Po tych emocjach koncert The Fall nie do końca dotarł do mojej świadomości. Pamiętam tylko, że przez większość czasu wydawało mi się, że ze sceny śpiewa Johny Rotten. A jako, że bardzo lubię Sex Pistols występ punkowców z Manchesteru odebrałem bardzo pozytywnie.
Zamykający pierwszy dzień na głównej scenie Tindersticks był jak mleko z miodem przed spaniem. Leniwe, łagodne dźwięki brzmiące czasem jak Joy Division czy Editors a innym razem jak Nick Cave idealnie ukołysały wszystkich do snu.
Na tym koncercie skończyła się moja obecność na tegorocznym OFF Festiwalu. Następnego dnia przeniosłem się do Najcieplejszego Miejsca na Ziemi czyli Wodzisławia Śląskiego, ale o tym następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D