Kilka dni temu na ekranie monitora zawieszonego w wagonie
metra przed oczami błysnęła mi informacja, że jeszcze w tym miesiącu w Olsztynie
zagra Mr. President. Przez chwilę pomyślałem, iż chodzi może folkowe tiru riru
na dudach, kiedy jednak sprawdziłem szczegóły w internetach "cenka"
opadła mi bardziej niż reniferowi Rudolfowi podczas przedświątecznych zakupów w
sklepie, który reklamuje pewna krzykliwa diwa - pseudonim "EweLa". W
ostatni weekend sierpnia w stolicy Mazur w ramach Love Message Festival na
scenie pojawią się zespoły, których dalszego istnienia nie spodziewał się chyba
nawet TurboDymoMen, a ten jak wiadomo wie wszystko. Większość z tych grup
kojarzy mi się z dyskotekami w podstawówce i liceum, największe sukcesy na
listach przebojów święcili bowiem ćwierć wieku temu. Czy ktokolwiek z Was
wiedział, że aktywni koncertowo są takie tuzy muzyki rozrywkowej jak Dj Bobas i
Milli Vanilli? Listę wszystkich zespołów, które pojawią się na olsztyńskim festiwalu możecie znaleźć TU. Dziś i w przyszłym tygodniu na Bonomuzie powieje disko-oldschoolem, przypomnimy sobie bowiem kilka
przebojów sprzed lat, które już za tydzień będzie można usłyszeć "na
żywo". Buahaha. Oto rozkład jazdy na pierwszy dzień festiwalu:
1) MYLY WANYLY
Pamiętam, jak w 1990 roku do kiosków trafił pierwszy numer młodzieżowego pisma POPCORN, którego jednym z głównych atrakcji był "MEGA POSTER", na którym znaleźli się właśnie Milli Vanilli. Problem z plakatem polegał na tym, że był on dwustronny i na odwrocie znajdowały się... Wojownicze Żółwie Ninja, których fanem był mój brat. O kompromis nie było łatwo, co tydzień przeklejaliśmy więc plakat na drugą stronę. Po kilku miesiącach świat obeszła miażdżąca wiadomości MILLI VANILLI GRA Z PLAYBACKU. Miałem wtedy 11 lat i był to pierwszy muzyczny "skandal", którego doświadczyłem. I chociaż potem ów zespół nazywano Miło Walili i nic nie było już takie same to do dziś, patrząc na teledysk, jestem pod wrażeniem zaangażowania perkusistki i wymiatacza na basie, których nie słychać w tym songsie ani sekundy oraz nieśmiertelnego "ślizgu panczenisty" przy słowach "u u u, aj low ju".
2) REAL
MCCOY
Nie do końca wiem czy "Prawidziwy Mak Koj" to on
czy ona. Chyba jednak ona, chociaż bez seksownej tokany współpartnera "aj
tok tok, aj tok tu ju in de najt" ów hit nie miał by tej mocy. Myślę
sobie, żeby, gdyby zrobić go na rockowo byłby prawdziwym "smeszing hitem"
także poza dyskotekami. Przyznajcie, że Was też rusza ten żeński zaśpiew o
kolejnej nocy, bo ja za każdym razem,
gdy słyszę pianinko rozpoczynające ten kawałek, niczym pani McCoy, jednocześnie
"I feel joy, I feel pain".
3) NANA
Mimo intensywnego researchu nie udało mi się odnaleźć genezy
melodyjnej ksywy ów artysty. Wiem tylko, że był i nadal jest bardzo samotny o
czym niezmiennie od 20 lat informuje nas w swej najbardziej znanej pieśni "ajm
lounly, lounli, lounly". Dziś chciałem jednak przypomnieć inny hicior
Nany, ten bardziej na czasie, ponieważ on naprawdę "is comming".
Przekształca się z przeciwnika Terminatora Dwójki i nadciąga bez strachu nad
Olsztyn aby zagrać w "bujjjja"? Graliście kiedyś w tę grę? Jeśli nie
znacie zasad przetrwajcie operowy wstęp tego kawałka a w 70 sekundzie utworu
Nana powie Wam czym jest prawdziwe "boo yya". A na deser dostaniecie
prawdziwy "fiuczuring" od jednego z ziomków z Fun Factory, którzy
wystąpią w Olsztynie drugiego dnia festiwalu. Ale o tym już po weekendzie, gdyż czuję,
że Wasze emocje sięgnęły Zenitu ;-D
Dzizas. Jakie to piękne czasy były...
OdpowiedzUsuń