Moją aktywność
ostatniego dnia festiwalu można by porównać do misia koali po sporej dawce
eukaliptusa. Na papierze dzień zapowiadał się średnio, żelazny punkt programu
stanowił jedynie koncert Crystal Fighters. Faworyci nie zawiedli dając
najlepszy koncert całego Openera. Dotychczas miałem niefart do tej kapeli. Dwa
lata temu ich występ przeszedł mi koło nosa zarówno na Hurrciane jak i Openerze.
Po tym, co zobaczyłem, gdy wreszcie się udało żałuję tych wcześniejszych razów
jeszcze bardziej. Ogień – to słowo najlepiej chyba oddaje to, co działo się pod
Alterklub Stage tego sobotniego wieczoru, która przeżywała chyba tegoroczny
rekord frekwencyjny. Ku mojej dużej radości Wojownicy postawili zdecydowanie na kawałki z pierwszej, zdecydowanie lepszej od swej następczyni
płyty. Po miażdżącym otwarciu w postaci Solar System oraz Follow wewnętrzne
metronomy publiczności wychyliły się maksymalnie w prawą stronę. Totalny amok
zapanował przy I Love London, najbardziej schizolskim numerze Kryształowych,
fantastycznie wypadły również Plage, In The Summer oraz At Home. Jedyne czego
żałuję, to, że koncert nie odbył się po ciemku lub w namiocie. Na zobaczenie
Crystal Fighters pod dachem będzie jednak okazja 11 listopada w Stodole. Bilety
zakupiłem zaraz po powrocie z festiwalu i jeśli ktoś z was chce bawić się w
dzień niepodległości w warszawskim klubie radzę nie zwlekać z nabyciem ticketu.
Pierwszy sobotni
koncert, zgodnie z oczekiwaniami okazał się najlepszy, nie
miałem więc ciśnienia na ciąg dalszy.Pomny nienajlepszych, łagodnie rzecz
ujmując, wspomnień z poprzedniego występu Kings Of Leon na Openerze tym razem
podświadomie obrałem taktykę słuchania ich koncertu bez patrzenia na scenę. I
muszę przyznać, że efekt był dużo lepszy niż się spodziewałem. Muzyka
Amerykanów przemawia do mnie dużo
bardziej samym dźwiekiem, kiedy nie widzę jak nudzą się na scenie. W drugiej
części koncertu postanowiłem jednak dołożyć sobie wrażenia wizualne. I muszę
przyznać, że również było nieźle. Drugie podejście Kings Of Leon w Polsce
wypadło znacznie lepiej niż premierowe. Było na tyle dobrze, że odpuściłem w
efekcie koncert Transmisji. A Closer dosłownie skosił trawę na Babich
Dołach.
Tegorocznego Openra
pożegnałem na koncerce LAO CHE. Koncert zdominowały piosenki z dwóch ostatnich
krążków zespołu. Zaskakująco dobrze wypadły te z nielubianej przeze mnie płyty
Prąd Stały Prąd Zmienny, które w plenerze wybrzmiały dużo głębiej niż w nagraniach
studyjnych. Po raz kolejny okazało się niestety, że z najnowszymi numerami z
rewelacyjnego Sountracku jest wręcz odwrotnie. Słyszałem je na żywo po raz
drugi i po raz drugi zupełnie do mnie nie przemówiły. Wydaje się, że zespół nie
jest w stanie odtworzyć tego, co zarejestrował w studio, stąd przearanżował
piosenki, nie do końca udanie. Zwłaszcza te najlepsze: Govindam,
Już Jutro czy Zombie. Babie Doły opuściłem
przy dźwiękach klimatycznego Idzie Wiatr.
Tegoroczny
Opener stał na naprawdę wysokim poziome i zaliczam go zdecydowanie do
najlepszej trójki spośród 10 edycji, na których byłem. Mimo bardzo ciekawego
line-upu nie osiągnął on jednak rewelacyjnej frekwencji. Jeśli wierzyć
zasłyszanym rozmowom ochroniarzy w sobote, najbardziej „ludnym” dniu festiwalu
spodziewano się jedynie 40 tysięcy osób. Jestem jednak pewny, że żadna z nich
nie opuszczała Gdyni zawiedziona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D