Trzeci studyjny album Yeasayer stylowo ma tyle wspólnego ze swoim
poprzednikiem co Dżejms Bąd z mieszaną i niewstrząśniętą. Płyta kompletnie
różni się od fenomenalnego Odd Blood. Fantastyczne harmonie z tamtego krążka
poszły w zapomnienie, zniknęły gdzieś przebojowe, skoczne kawałki ustępując w
dużej mierze miejsca bardziej skomplikowanym melodiom i dziwnie połamanym
rytmom. Początkowo ten nowy styl Amerykanów podchodził mi niczym pół litra na
kacu. Znaczy się wcale. Po dokładniejszym wsłuchaniu się we Fragrant World owa
niechęć została jednak przełamana i dziś oceniam tą płytę pozytywnie, choć
gorzej niż jej poprzedniczkę.
Na pewno jest to propozycja wymagająca, do słuchania której nie warto
siadać bez pełnego skupienia. Nowe kawałki Yeasayer w większości nie nadają się
do nucenia przy goleniu, trudno też raczej będzie usłyszeć je u fryzjera, w
markecie lub dworcowym klozecie. To, co najbardziej w nich cenne to złożoność i
nieoczywistość kolejnych elementów spychających na boczny plan chwytliwość
melodii. Kiedy jednak nasz mózg ogarnie wszystkie impulsy płynące z ucha
okazuje się, że tych przebojowych fragmentów nadal jest sporo, tylko ukrytych
„głęboko w środku gdzieś”. Najlepiej obrazuje tą sytuację singlowa Henrietta,
zaczynająca się niczym kawałek z pełnych fascynacji synteazatorem CASIO lat
80-tych i przemieniająca się w połowie w klimatyczny, magicznie tajemniczy i
powodujący zawroty głowy hymn kosmitów.
Moim faworytem z Fragrant World jest jednak jego środkowa trójka. No Bones
zachwyca transowym refrenem („supppose it’s the right time”), Reagan’s Skeleton
taneczną partią basu a Devil And The Deed surową zwrotką i ciekawym, rwanym
mostem prowadzącym do refrenu. Świetny efekt daje zwłaszcza instrumentalny
fragment w drugiej części tego utworu brzmiący jakby panowie w studio złapali
do jego nagrania wszystko co mieli pod ręką. Ciekawie wypada też Blue Paper,
wokalnie zawieszony gdzieś w klimatach Prince’a z fajną, mglistą partią
klawiszy, nieco słabiej natomiast przypominające nieco twórczość Justnia
Timberlake’a Longevity oraz trio zamykające płytę, w których muzycy
przedawkowali minimalnie eksperymenty. Mimo to, każda z 11 umieszczonych na
Fragrant World piosenek ma w sobie coś niepospolitego i wciągającego. Warto się
z nimi zapoznać.