sobota, 18 sierpnia 2018

AWOLNATION - HERE COME THE RUNTS


Po świetnym debiucie 7 lat temu i dużo słabszej drugiej płycie w 2015 roku Awolnation wraca z trzecim, zdecydowanie najpiękniejszym jak na razie dzieckiem. Here Come The Runts rozkręca się powoli. Najpierw nie wyróżniający się specjalnie utwór tytułowy, potem dość prymitywne Passion przechodzące płynnie w hip-hopowe Sound Witness Systems. Pierwsza trójka, zazwyczaj mająca na celu zachęcić do dalszego słuchania krążka nie boli ale nie urywa też jednej z ważniejszych części ciała. Poślady zaczynają się natomiast urywać od numeru czwartego wzwyż. Miracle Man przypomina, że Awolnation jest mistrzem w łączeniu skocznego rytmu i elektrycznej gitary. NIe znam nikogo, kto podczas trwania utworu jest w stanie usiedzieć bez rytmicznego kiwania głową lub tupania nóżką.
Nie pamiętam kiedy ostatnio zdarzyło mi się w styczniu usłyszeć utwór z pełnym przekonaniem, że będzie to piosenka roku. Tak było z Handyman, który wczesną zimą trzepnął mną z siłą wodospadu i po 500 kolejnych przesłuchaniach nadal zachwyca. Delikatna, akustyczna zwrotka z melodią, która zostanie w mojej głowie do końca życia i nieco mocniejszy refren tworzą cudowną całość, prawdziwą złotą rączkę do naprawiania nastroju i złapania drugiego oddechu.
W dalszej części płyty jest równie dobrze. Jealous Buffonn ma w sobie coś tak przebojowego, że podejdzie zarówno fanom Zenka jak i Behemotha. Seven Sticks of Dynamite pokazuje z kolei potężne wokalne możliwości Aarona Bruno, od falsetu w zwrotce, po „niską chrypę” w drugiej części utworu. Table For One to równie piękna co Handyman pieśń opowiadająca o potencjalnym końcu wakacyjnej miłości lub w ogóle chwili, w której dwie osoby zastanawiają się co z nimi dalej. My Molasses płynie jednostajnym rytmem i ciekawą melodią, to taka piosenka „chill”. Ukryty pod numerem jedenastym Cannonball to niemal odzwierciedlenie numeru cztery, czyli Miracle Man stanowiący jakby symboliczne zamknięcie fantastycznej muzycznej pętli umieszczonej na Here Come The Runts pomiędzy nimi. Ostatnie trzy utwory to już kategoria cięższa. Wiele w nich krzyku, mocniejszej gitary, tajemniczych dźwięków a mało melodii. Słucha się ich dobrze ale brzmią trochę jak z innej bajki. Co nie zmienia faktu, że Here Come The Runts to pozycja, której absolutnie nie powinniście w tym roku pominąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D