Dziwne to uczucie recenzować płytę, na którą czekało się 12
lat, w której pojawienie wierzyło się kilkukrotnie podczas krótkich,
koncertowych reaktywacji zespołu, by ostatecznie ów wiarę porzucić. Na The
Magic Whip nie znajdziemy przeboju pokroju Tender czy Song 2. Dużo tu natomiast
naprawdę dobrych kompozycji autorstwa świetnych, dojrzałych muzyków.
Do "starego BLUR" zdecydowanie najbardziej
nawiązuje najkrótszy na krążku I Broadcast, fantastyczny, prosty i szybki
kawałek, z charakterystycznym gitarowym riffem Grahama Coxona, który równie
dobrze pasuje do pogo jak i tańca towarzyskiego. Drugi typowo
"blurowy" numer na The Magic Whip to Ong Ong, bezpretensjonalny,
radosny, ogniskowy song z melodią wpadającą w ucho po kilkunastu sekundach
sprawiający iż śmieję się jak koń do owsa. Również otwierające album Lonesome
Street trudno pomylić z kompozycją jakiegokolwiek innego zespołu. Duży plus za
środkową część utworu, która brzmi trochę jak The Beatles z ostatniego okresu
działalności.
Go Out, czyli pierwszy singiel, to najlepszy dowód na to, że
panowie z BLUR nie zamierzają jedynie powielać schematów, które przyniosły im
fortunę tylko nadal szukają nowych, muzycznych rozwiązań. Im dłużej słucham tej
piosenki tym bardziej mnie poraża swoim industrialnym klimatem, pulsującą
gitarą i rosnącym napięciem.
Najpiękniejszym utworem na Magicznym Biczu jest jednak
Pyongyang...
...niby zwykła ballada z wspaniałą, chwytającą za gardło melodią, w
której równie ważną rolę pełnią jednak przebijające się fantastyczne, jakby
pijane brzmienie gitary, brzęczący bas, wyjątkowo niski, niemal deklamujący
głos Damona oraz jeszcze kilka innych aranżacyjnych "majstersztyków".
Jeśli miałbym wskazać jeden powód, dla którego warto było czekać na ten krążek
12 lat byłoby to właśnie te niemal 6 minut muzyki, które sprawia, iż chce mi
się wyjść na balkon i krzyczeć, że świat jest piękny.
Podobne emocje wywołuje zbliżona w klimacie My Terracotta
Heart, którego zwrotka to jakby pięciokrotnie zwolniony trans z zapętlonym, rozłożonym
akordem i automatycznym rytmem a wyśpiewany w wysokim rejestrze refren sprawia
iż człowiek ma ochotę się rozpłynąć. Dużo mroczniej wypadają Thought I Was a
Spaceman oraz There Are To Many Of Us zawierające sporą dozę elektroniki albo w
sferze instrumentarium albo w wokalu przepuszczonym przez "efekt". Ciekawy
efekt wywołuje też dźwięk używany w kreskówkach do zobrazowania upadku, który
wybrzmiewa podczas całego Ice Cream Man, pozytywnego kawałka przenoszącego nas
w czasy dzieciństwa.
The Magic Whip to zdecydowanie bardziej propozycja dla tych,
którzy lubili BLUR jeszcze w latach 90-tych niż dla tych, którzy mieliby się w
tym zespole "zakochać" dopiero teraz. Bez dwóch zdań to płyta dla
fanów, coś jakby solowy album nagrany przez kwartet pełen ich połączonych
muzycznych fascynacji. Kawał porządnej muzy do uważnego posłuchania, mało
przebojowy, momentami dość wymagający w odbiorze ale zdecydowanie godny uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D