wtorek, 23 czerwca 2015

BLUR - THE MAGIC WHIP

Dziwne to uczucie recenzować płytę, na którą czekało się 12 lat, w której pojawienie wierzyło się kilkukrotnie podczas krótkich, koncertowych reaktywacji zespołu, by ostatecznie ów wiarę porzucić. Na The Magic Whip nie znajdziemy przeboju pokroju Tender czy Song 2. Dużo tu natomiast naprawdę dobrych kompozycji autorstwa świetnych, dojrzałych muzyków.

Do "starego BLUR" zdecydowanie najbardziej nawiązuje najkrótszy na krążku I Broadcast, fantastyczny, prosty i szybki kawałek, z charakterystycznym gitarowym riffem Grahama Coxona, który równie dobrze pasuje do pogo jak i tańca towarzyskiego. Drugi typowo "blurowy" numer na The Magic Whip to Ong Ong, bezpretensjonalny, radosny, ogniskowy song z melodią wpadającą w ucho po kilkunastu sekundach sprawiający iż śmieję się jak koń do owsa. Również otwierające album Lonesome Street trudno pomylić z kompozycją jakiegokolwiek innego zespołu. Duży plus za środkową część utworu, która brzmi trochę jak The Beatles z ostatniego okresu działalności.
Go Out, czyli pierwszy singiel, to najlepszy dowód na to, że panowie z BLUR nie zamierzają jedynie powielać schematów, które przyniosły im fortunę tylko nadal szukają nowych, muzycznych rozwiązań. Im dłużej słucham tej piosenki tym bardziej mnie poraża swoim industrialnym klimatem, pulsującą gitarą i rosnącym napięciem.
Najpiękniejszym utworem na Magicznym Biczu jest jednak Pyongyang...
...niby zwykła ballada z wspaniałą, chwytającą za gardło melodią, w której równie ważną rolę pełnią jednak przebijające się fantastyczne, jakby pijane brzmienie gitary, brzęczący bas, wyjątkowo niski, niemal deklamujący głos Damona oraz jeszcze kilka innych aranżacyjnych "majstersztyków". Jeśli miałbym wskazać jeden powód, dla którego warto było czekać na ten krążek 12 lat byłoby to właśnie te niemal 6 minut muzyki, które sprawia, iż chce mi się wyjść na balkon i krzyczeć, że świat jest piękny.
Podobne emocje wywołuje zbliżona w klimacie My Terracotta Heart, którego zwrotka to jakby pięciokrotnie zwolniony trans z zapętlonym, rozłożonym akordem i automatycznym rytmem a wyśpiewany w wysokim rejestrze refren sprawia iż człowiek ma ochotę się rozpłynąć. Dużo mroczniej wypadają Thought I Was a Spaceman oraz There Are To Many Of Us zawierające sporą dozę elektroniki albo w sferze instrumentarium albo w wokalu przepuszczonym przez "efekt". Ciekawy efekt wywołuje też dźwięk używany w kreskówkach do zobrazowania upadku, który wybrzmiewa podczas całego Ice Cream Man, pozytywnego kawałka przenoszącego nas w czasy dzieciństwa.


The Magic Whip to zdecydowanie bardziej propozycja dla tych, którzy lubili BLUR jeszcze w latach 90-tych niż dla tych, którzy mieliby się w tym zespole "zakochać" dopiero teraz. Bez dwóch zdań to płyta dla fanów, coś jakby solowy album nagrany przez kwartet pełen ich połączonych muzycznych fascynacji. Kawał porządnej muzy do uważnego posłuchania, mało przebojowy, momentami dość wymagający w odbiorze ale zdecydowanie godny uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D