Czy to
ostatni Heineken Opener Festival? Od kilku tygodni fama chodzi po
mieście i głosi, że Heineken wycofuje się ze sponsorowania festiwalu a Mikołaj
Ziółkowski sprzedaje Alterart w efekcie czego odbywająca się właśnie dwunasta
edycja gdyńskiego festiwalu może być tą ostatnią. Opinie o końcu festiwalu
można również usłyszeć w tym roku od wielu miejscowych ale myślę, że spokojnie
można tak jak w dowcipie kazać „powiedzieć famie, że jest głupia i vice versa”.
Może zmieni się sponsor tytularny, może festiwal zostanie przeniesiony w inne
miejsce, może nawet zmieni się organizator ale nie wierzę, że tak mocna i
fantastycznie zbudowana marka przestanie istnieć. Dlatego nie zaprzątając sobie
specjalnie głowy spekulacjami zapraszam do relacji z tegorocznego Openera.
Jeszcze przed wejściem na lotnisko usłyszałem przy kasach
ciekawą konwersację. Dziewczyna tłumaczyła koleżankom, które właśnie dostały
książeczki z rozkładem koncertów: „powiem wam co dziś warto zobaczyć, o BLUR
(przeczytane „przez u”), są spoko. Mam zapisane, że są spoko”. Na teren festiwalu
wszedłem więc uśmiechnięty od ucha do ucha.
Przed „spoko zespołem”...
na głównej scenie grali Editors. Wypadli bardzo pozytywnie, aczkolwiek uwierała trochę pora tego koncertu. Gdyby odbył się po zmroku emocje i wrażenia byłyby na pewno o wiele większe. Pod koniec uciekłem pod scenę namiotową posłuchać dzikusek z Savages. Na żywo Brytyjki wydają się jeszcze bardziej dzikie niż na płycie. Zwłaszcza wokalistka, której ruchy sceniczne przypominają czarną panterę miotającą się w klatce lub szykującą do polowania. Było w tym koncercie coś pierwotnego, jakaś dziwna, trudna do okiełznania siła. Muzyka Savages na żywo brzmiała mocniej ale jednocześnie mniej ponuro niż na płycie, a dość trudna w odbiorze maniera wokalistki na koncercie męczyła o wiele mniej. Niestety nienajlepiej spisali się akustycy, nagłośnienie, szczególnie z przodu pozostawiało wiele do życzenia.
na głównej scenie grali Editors. Wypadli bardzo pozytywnie, aczkolwiek uwierała trochę pora tego koncertu. Gdyby odbył się po zmroku emocje i wrażenia byłyby na pewno o wiele większe. Pod koniec uciekłem pod scenę namiotową posłuchać dzikusek z Savages. Na żywo Brytyjki wydają się jeszcze bardziej dzikie niż na płycie. Zwłaszcza wokalistka, której ruchy sceniczne przypominają czarną panterę miotającą się w klatce lub szykującą do polowania. Było w tym koncercie coś pierwotnego, jakaś dziwna, trudna do okiełznania siła. Muzyka Savages na żywo brzmiała mocniej ale jednocześnie mniej ponuro niż na płycie, a dość trudna w odbiorze maniera wokalistki na koncercie męczyła o wiele mniej. Niestety nienajlepiej spisali się akustycy, nagłośnienie, szczególnie z przodu pozostawiało wiele do życzenia.
Najważniejszym wydarzeniem środowego wieczoru miał być
jednak pierwszy polski koncert Blur. Rozpoczęli tak jak podczas zeszłorocznej
mini-trasy od Girls&Boys, które skuteczne zachęciły zgromadzony tłum do
zabawy. W porównaniu do występów z 2012 roku zespół skrócił nieco setlistę
pozostawiając w niej praktycznie same hity i pozmieniał trochę ich kolejność.
Tym samym dość wcześnie bo w okolicach połowy usłyszeliśmy Tender. Bezcennym
było zobaczyć minę Grahama Coxona śpiewającego nieśmiertelne „oh my baby”. Człowiek, który raczej rzadko uśmiecha się na scenie miał na twarzy banana
wielkości głowy. Najpiękniejszym momentem dla mnie było jednak End Of A
Century. Jest w tej piosence coś niezwykle poruszającego, a w towarzystwie
żywej sekcji dętej ta moc tylko się zwielokrotnia. Cudownie wypadły też inne
wolne kawałki – This Is A Low zabiło końcową gitarową partią oraz ekspresją
Damona, a The Universal jak zwykle niosło w sobie pozytywną moc. Na
drugim biegunie prędkości znalazło się wykrzyczane przez wokalistę wchodzącego
między publiczność Country House i kończące całość, piorunujące Song
2, podczas którego miało się wrażenie, że zamiast samolotów z Babich Dołów
odleci samo lotnisko.
Nie jestem obiektywny jeśli chodzi o ten koncert, bo Blur po prostu uwielbiam, a zaprezentowany zestaw był istnym greatest hits. Liczyłem, że uda się tym razem usłyszeć Charmless Man lub Stereotypes, niestety skończyło się na marzeniach. Zastanawiam się czy ta "sztuka" mogła porwać kogoś, kto zespołu wcześniej nie słyszał i pewności nie mam. Miałem wrażenie, że Albarn i spółka są już lekko zmęczeni tegoroczną trasą. Zagrali super ale w oczach wokalisty nie widziałem tej kipiącej energii, którą dane mi było poczuć w zeszłym roku w Wolverhampton. Jakby jednak nie patrzeć środowy, pierwszy polski koncert Blur był wielkim muzycznym wydarzeniem i mam nadzieję, że panowie nagrają nową płytę i pojawią się w Polsce na koncercie klubowym.
Nie jestem obiektywny jeśli chodzi o ten koncert, bo Blur po prostu uwielbiam, a zaprezentowany zestaw był istnym greatest hits. Liczyłem, że uda się tym razem usłyszeć Charmless Man lub Stereotypes, niestety skończyło się na marzeniach. Zastanawiam się czy ta "sztuka" mogła porwać kogoś, kto zespołu wcześniej nie słyszał i pewności nie mam. Miałem wrażenie, że Albarn i spółka są już lekko zmęczeni tegoroczną trasą. Zagrali super ale w oczach wokalisty nie widziałem tej kipiącej energii, którą dane mi było poczuć w zeszłym roku w Wolverhampton. Jakby jednak nie patrzeć środowy, pierwszy polski koncert Blur był wielkim muzycznym wydarzeniem i mam nadzieję, że panowie nagrają nową płytę i pojawią się w Polsce na koncercie klubowym.
Bohaterem dnia okazało się jednak Alt-J. Nie wyobrażam sobie
piękniejszego zestawu dźwięków, które mogą dotrzeć do ludzkiego ucha niż te które usłszeliśmy środową nocą. An
Awesome Wave to numer dwa bonomuzianego rankingu płyt A.D. 2012, ten krążek
robił wrażenie od samego początku, zebrał dziesiątki nagród na całym świecie.
Wykonany na żywo brzmi po tysiąckroć lepiej.Przez cały koncert Alt-J miałem
wrażeniem, że na scenie znajduje się grupa aniołów, które wlewają w dusze
słuchaczy całe dobro i piękno świata. Co roku w openerowym namiocie występuje
zespół-perełka. W zeszłym roku było to Dry The River, wcześniej m.in.
Yeasayer. Alt-J było jakby połączeniem koncertów tych dwóch grup. Nie zapomnę
tej godziny do końca życia...
c.d.n.
Ja tam średnio lubię Opener'a. Oczywiście muzyka świetna, ale teren festiwalu jest za duży i klimat jest nieporównywalny np. z Burn Selectro Festival.
OdpowiedzUsuńOgólnie ciekawy blog.
Polecam też swój blog. Adres:
http://innekierunki.blogspot.com