wtorek, 30 lipca 2013

OPENER 2013 - DZIEŃ 3

Trzeci dzień Openera 2013 zapowiadał się jako najciekawszy z całego festiwalu. Rozpocząłem go pod główną sceną, na której zaprezentował się „Kaliber 44”. Bardzo podobny koncert odbył się w tym samym miejscu bodajże 6 lat temu, z tymże wtedy miał miejsce pod szyldem Abradab. Muzyka K44 zdecydowanie przetrwała próbę czasu, koncert brzmiał świetnie a główna scena zanotowała chyba rekord frekwencyjny jeśli chodzi o koncerty o godzinie 18. Super było się pobujać przy dźwiękach znanych z liceum, śmiesznie zobaczyć jak ząb czasu nagryzł rówieśników. W oczy rzucał się szczególnie Joka, którego twarz przybrała kształt owalu i który przy swoich dłuższych partiach czerwieniał niczym truskawka w szczycie rozkwitu. Fajny wyglądały winyle MC z logo K44, całość brzmiała naprawdę super, energia koncertu nie pozwalała na bezruch. Po godzinie z repertuarem Kalibra usłyszeliśmy kilka utworów Abradabu a także Nie Rytmiczny Me How Indios Bravos wyśpiewany przez Gutka. 



Koncert trwał 100 minut ale chcąc zobaczyć choć chwilę grających równolegle Palma Violets musiałem uciec pod koniec pod Alterklub Stage. A tam również działo się pięknie. Staram się unikać frazesów ale ze sceny biła prawdziwa młodzieńcza energia. Dawno nie widziałem tak bezkompromisowo zagranego koncertu, pełnego autentycznej euforii z powodu przebywania na scenie. Prostota piosenek Palma Violets na żywo słyszalna była jeszcze bardziej niż na płycie, z tymże w tym przypadku należy to potraktować jako komplement. Świetnego smaczku dodawały wszelkiego rodzaju niestrojenia czy drobne pomyłki, które sprawiały, iż mimo przebywania w plenerze można było poczuć się jak na małym garażowym koncercie. Dokładnie tak wyobrażam sobie The Clash w pierwszych latach działalności. Całość skończyła się szaleństwem pod scena w wykonaniu dwóch członków zespołu, którzy zeskoczyli z niej podczas trwania Brand New Song.



Z wysoko zawieszoną przez Palma Violets poprzeczką w pięknym stylu poradziło sobie Skunk Anansie, które po raz kolejny udowodniło, że na żywo jest  prawdziwą petardą. Będąca idealnym przykładem żywego ADHD Skin jak zwykle dała czadu miotając się po scenie. Fantastycznie brzmiała gitara basowa. Masakrycznie dobrze wypadło Becasue Of You, do teraz na wspomnienie tamtego wykonania przechodzą mnie ciarki. Równie mocno i pięknie wybrzmiały This Is Not A Game oraz Weak.  Jak dotąd był to obok Alt-JNicka Cave’a zdecydowanie najlepszy koncert tegorocznej edycji



Po jego zakończeniu w ramach energetycznego kontrastu pobiegłem posłuchać These New Puritans. Zdążyłem akurat na ulubione Three Thousands. Purytanie grają bardzo mrocznie, czasem wręcz schizofrenicznie, do ich muzyki potrzeba koncentracji i specjalnej fazy. Ja byłem jeszcze nakręcony koncertem Skunk Anansie, stąd pogrzebowy klimat These New Puritans nie do końca zgadzał się z tym co miałem w duszy. W efekcie wiele wspomnień z tej sztuki mi nie pozostało.



Gwiazdą trzeciego wieczoru Openera 2013 była jednym z głównych powodów dlaczego na pierwszy weekend lipca wybrałem Gdynię zamiast belgijskiego Werchtera. Pierwsze co uderzyło mnie podczas tego koncertu to wygląd Josha, którego ząb czasu nadgryzł w ostatnim czasie w tempie Usaina Bolta. Nie umiem jednoznacznie ocenić tego, co QOTSA zaprezentowała piątkowego wieczora na Babich Dołach. Z jednej strony do uszu wpływał kawał świetnej, mocnej, gitarowej muzy, z drugiej chwilami odnosiłem wrażenie, że ich niektóre kawałki nie wytrzymały próby czasu. Po piorunującym początku w postaci m.in. Feel Good Hit Of The Summer i No One Knows po około kwadransie zespół złapał jakby trwającą 20 minut  zadyszkę, podczas której momentami robiło się nudnawo. Na wysokie obroty koncert wrócił wraz z If I Had Tail i kolejnych miażdżącym Little Sister i pięknie bujającym Make It Wit Chu, podczas którego Josh upomniał ochronę o nieprzeszkadzanie ludziom w zabawie. „Hey security guy, this is fuckin’ Queens Of The Stone Age concert, everybody do whatever they want” – piękna sprawa. Przypomniały mi się chwile, gdy kilkanaście lat temu podobne teksty można było usłyszeć ze sceny bardzo często. Dziś to już rzadkość, gdyż wiele zespołów zdaje się nie zauważać publiczności. Amerykanie z QOTSA zdecydowanie do nich nie należą. Czuć było, że openerowy występ jest dla nich dużą radością. W pewnym momencie Josh wypowiedział słowa „Poland, you are number fuckin’ one. There is no one in the world even close”. Ponieważ muzyk słynie z tego, że nie podlizuje się publiczności można chyba uwierzyć w ich szczerość. Świetnie prezentowała się wizualna część koncertu, pełna klimatycznych wizualizacji i filmowych historyjek łącznie z tą najmocniejszą’”samobójczą” przy I Appear Missing. Podsumowując występ piątkowego headlinera – generalnie było nieźle, momentami fantastycznie, nie będę jednak wspominał tego koncertu do końca życia. Swoją drogą zapis całości możecie obejrzeć TU.

W oczekiwaniu na zamykające główną scenę The National załapałem się jeszcze na końcówkę koncertu
Heya w namiocie. Spontaniczne, niemal oryginalne w surowej wersji gitara plus wokal wykonanie
Zazdrości na jego zakończnie było jednym z najfajniejszych momentów festiwalu. Zagrane  chwilę
wcześniej Nie To Nie również kosiło równo z trawą.



Natomiast zamykający piątkowe występy na głównej scenie koncert The National okazał się największym
rozczarowaniem festiwalu. W mojej subiektywnej ocenie był on koszmarnie zły, przez całość jego
trwania miałem wrażenie, że każdy z muzyków gra oddzielną sztukę, z których wszystkie dźwięki razem absolutnie nie łączą się w całość. Boleśnie uderzał w uszy brak na scenie jakiegokolwiek „flow”, jakiejkolwiek chemii i magii, brzmiało to jak marnej jakości bootleg. Myślałem, że mój zły odbiór tego koncertu wynikał ze zmęczenia lub nie najlepszej fazy w danym momencie. Większość znajomych, którzy go widzieli wypowiadali się o nim pozytywnie. Przed zbyt krytyczną oceną  tego występu postanowiłem przypomnieć sobie jego fragmenty na youtubie. I to, co zobaczyłem, chociażby TU irytuje mnie identycznie jak w ów piątkowy wieczór. Na żywo brzmiało to równie źle jak  odtworzone w jakości HD. Może wynikało to z braku zgrania nowego gitarzysty z resztą, może z błędu dźwiękowca, może ze złego dnia chłopaków ale owo półtorej godzinie było najgorszymi podczas Openera 2013. Najlepsze miało jednak dopiero nastąpić...

c.d.n.

sobota, 27 lipca 2013

LAO CHE GRA PŁYTĘ POWSTANIE WARSZAWSKIE

Już za godzinę i 15 minut rozpocznie się w Muzeum Powstania Warszawskiego specjalny okolicznościowy koncert Lao Che. Jeżeli możecie jeszcze dołączyć to gorąco namawiam. A jeśli nie to polecam transmisję w stacji z trzema literkami i dwiema cyframi w nazwie, z których druga lietra to V a druga cyfra to 4. ;-) Start o o 21, relacja na Bonomuzie w przyszłym tygodniu.

poniedziałek, 8 lipca 2013

OPENER 2013 - DZIEŃ 2 czyli pozory mylą

Patrząc na rozpiskę koncertów drugi dzień tegorocznego Openera wydawał mi się najmniej ciekawy. Oprócz Nicka Cave’a w line upie widniało kilka ciekawostek ale żaden z zespołów specjalnie mojej wyobraźni nie rozpalał. Okazało się, że sponsorem 4 lipca 2013 zostało powiedzonko „pozory mylą”.
Kiedy kilka dni temu ogłoszono przeniesienie występu Tame Impala z namiotu na główną scenę myślałem, iż jest to tzw. strzał w stopę i lekka krzywda dla Australijczyków, których klimatyczna muzyka o wiele bardziej pasuje do małego wnętrza niż w plener, zwłaszcza przed zachodem słońca. I to był pierwszy „pozór”, który tego dnia mnie zmylił – przybysze z wyspy kangurów wypadli rewelacyjnie, ich muzyka na żywo nabrała dodatkowej przestrzeni i głębi. To co na płycie Lonersim momentami zdaje się nieco trudne na koncercie robiło niesamowite wrażenie dźwiękowego tunelu zbudowanego z wysokiego wokalu, psychodelicznych klawiszy i gitarowych ścian. Super klimatu dodawała też oprawa wizualna, na którą składały się wyświetlane na wielkim telebimie z tyłu sceny obraz zespołu  przekształcony komputerowo w kolorowy negatyw  przemieszany z animacjami utrzymanymi w podobnej kolorystyce typowej dla lat hipisowskich 70-tych.
Chwilę wcześniej...

sobota, 6 lipca 2013

OPENER 2013 - DZIEŃ 1

Czy to ostatni Heineken Opener Festival? Od kilku tygodni fama chodzi po mieście i głosi, że Heineken wycofuje się ze sponsorowania festiwalu a Mikołaj Ziółkowski sprzedaje Alterart w efekcie czego odbywająca się właśnie dwunasta edycja gdyńskiego festiwalu może być tą ostatnią. Opinie o końcu festiwalu można również usłyszeć w tym roku od wielu miejscowych ale myślę, że spokojnie można tak jak w dowcipie kazać „powiedzieć famie, że jest głupia i vice versa”. Może zmieni się sponsor tytularny, może festiwal zostanie przeniesiony w inne miejsce, może nawet zmieni się organizator ale nie wierzę, że tak mocna i fantastycznie zbudowana marka przestanie istnieć. Dlatego nie zaprzątając sobie specjalnie głowy spekulacjami zapraszam do relacji z tegorocznego Openera.

Jeszcze przed wejściem na lotnisko usłyszałem przy kasach ciekawą konwersację. Dziewczyna tłumaczyła koleżankom, które właśnie dostały książeczki z rozkładem koncertów: „powiem wam co dziś warto zobaczyć, o BLUR  (przeczytane „przez u”), są spoko. Mam zapisane, że są spoko”. Na teren festiwalu wszedłem więc uśmiechnięty od ucha do ucha.

Przed „spoko zespołem”...

poniedziałek, 1 lipca 2013

SKŁADANKA OPENER 2013

Jak co roku Bonomuza przygotowała specjalne muzyczne składanki zawierające utwory, które za kilka dni usłyszymy na Babich Dołach. Możecie jej posłuchać klikając na tytuły poszczególnych piosenek. W tym roku wybór był wyjątkowo, z tracklisty wypadło wiele kawałków, które normalnie byłyby pewniakami. To najlepiej świadczy o tym, że tegoroczny festiwal ma naprawdę mocny skład. Dobrej zabawy i do zobaczenia pod gdyńskimi scenami.