Chociaż od koncertu PJ Harvey na Torwarze minęły już prawie
2 tygodni to nadal jestem pod jego wrażeniem. Te 90 minut wypełnione
fantastyczną i perfekcyjnie wykonaną muzyką pozostanie mi w pamięci na długo.
Brytyjka wraz z dziewięcioma towarzyszącymi muzykami zaprezentowała coś na
pograniczu muzycznej sztuki i teatru. Rozbudowana sekcja dęta, dwóch
perkusistów i pięć męskich głosów towarzyszących często wokalistce dawały
niesamowity efekt. O ile na płytach pieśni PJ brzmią klimatycznie to w
wykonaniach na żywo zyskują dodatkowo element przejmującego emocjonalnego
napięcia.
Koncert rozpoczął się od Chain Of Keys, któremu towarzyszyło
wspólne wejście na scenę całej dziesiątki muzyków. Po kolejnych czterech
utworach z najnowszego krążka przyszedł czas na pięć propozycji z Let England
Shake. Po niemal każdej piosence wokalistka schodziła na tył lub bok sceny nie
odzywając się ani słowem. Przez ponad godzinę nie odezwała się słowem.
Początkowo nieco mnie to dziwiło ale po przy piątym czy szóstym razem doszło do
mnie, że właśnie ten zabieg dodaje temu koncertowi teatralnego klimatu. Tak
samo zresztą jak umieszczona za muzykami prosta scenografia przypominająca
gofra. W teatrze aktorzy nie kłaniają się po każdej zagranej, choćby
najbardziej brawurowo scenie, a tym bardziej nie mówią "senk ju".
Taki zabieg na muzycznym koncercie ma rację bytu jedynie w przypadku, gdy
jakość warstwy muzycznej prezentowana przez zespół nie podlega najmniejszej
dyskusji. I tak właśnie było tego środowego wieczora na Torwarze wypełnionym
mniej więcej w połowie, za to totalnie świadomą i nieprzypadkową publicznością.
Owacje pomiędzy piosenkami przybierały na sile proporcjonalnie z ciszą panującą
na płycie i trybunach podczas wykonywania kolejnych utworów. PJ dosłownie
czarowała swoim głosem prezentując niesamowitą ekspresję i skalę od mrocznej,
zachrypniętej niczym Marianne Faithful i brzęczący saksofon basowy do
najwyższych, piskliwych rejestrów. Fenomenalnie wypadło The Ministry Of Social
Affairs a zwłaszcza jego końcowa część zwieńczona szalonym solo na białym, małym
saksofonie. Ten utwór wraz z piorunującym Down By The Water były dla mnie dwoma
największymi diamentami w tym wypełnionym dwudziestoma perłami koncercie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)
Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D