wtorek, 25 października 2016

PJ HARVEY - TORWAR 12.10.2016

Chociaż od koncertu PJ Harvey na Torwarze minęły już prawie 2 tygodni to nadal jestem pod jego wrażeniem. Te 90 minut wypełnione fantastyczną i perfekcyjnie wykonaną muzyką pozostanie mi w pamięci na długo. Brytyjka wraz z dziewięcioma towarzyszącymi muzykami zaprezentowała coś na pograniczu muzycznej sztuki i teatru. Rozbudowana sekcja dęta, dwóch perkusistów i pięć męskich głosów towarzyszących często wokalistce dawały niesamowity efekt. O ile na płytach pieśni PJ brzmią klimatycznie to w wykonaniach na żywo zyskują dodatkowo element przejmującego emocjonalnego napięcia. 


Koncert rozpoczął się od Chain Of Keys, któremu towarzyszyło wspólne wejście na scenę całej dziesiątki muzyków. Po kolejnych czterech utworach z najnowszego krążka przyszedł czas na pięć propozycji z Let England Shake. Po niemal każdej piosence wokalistka schodziła na tył lub bok sceny nie odzywając się ani słowem. Przez ponad godzinę nie odezwała się słowem. Początkowo nieco mnie to dziwiło ale po przy piątym czy szóstym razem doszło do mnie, że właśnie ten zabieg dodaje temu koncertowi teatralnego klimatu. Tak samo zresztą jak umieszczona za muzykami prosta scenografia przypominająca gofra. W teatrze aktorzy nie kłaniają się po każdej zagranej, choćby najbardziej brawurowo scenie, a tym bardziej nie mówią "senk ju". Taki zabieg na muzycznym koncercie ma rację bytu jedynie w przypadku, gdy jakość warstwy muzycznej prezentowana przez zespół nie podlega najmniejszej dyskusji. I tak właśnie było tego środowego wieczora na Torwarze wypełnionym mniej więcej w połowie, za to totalnie świadomą i nieprzypadkową publicznością. Owacje pomiędzy piosenkami przybierały na sile proporcjonalnie z ciszą panującą na płycie i trybunach podczas wykonywania kolejnych utworów. PJ dosłownie czarowała swoim głosem prezentując niesamowitą ekspresję i skalę od mrocznej, zachrypniętej niczym Marianne Faithful i brzęczący saksofon basowy do najwyższych, piskliwych rejestrów. Fenomenalnie wypadło The Ministry Of Social Affairs a zwłaszcza jego końcowa część zwieńczona szalonym solo na białym, małym saksofonie. Ten utwór wraz z piorunującym Down By The Water były dla mnie dwoma największymi diamentami w tym wypełnionym dwudziestoma perłami koncercie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby zamieścić komentarz:
1) wpisz treść komentarza w białe pole
2) z pola "komentarz jako" wybierz "nazwa/adres URL"
3) wyświetlą sie 2 nowe pola - w polu "nazwa" wpisz imię/ksywę i naciśnij na "dalej"
4) potem klik na "zamiesc komentarz" i gotowe ;-)

Jeśli wyskoczy błąd powtórz krok 4 ;-D