Na początek zagadka: jakiego słowa brakuje w zdaniu:
"Nie pozwolę ci mnie opuścić, nawet gdyby miał się ...". Wiem co
odpowiedzieliście, ale Artur wybrał słowo "zgubić". Momentami aż
trudno uwierzyć, że na solowej płycie, na którą czekaliśmy tyle lat pojawiają
się takie tekstowe kwiatki jak: "z braku słów nie lubię w górę lubię w
dół" albo "gdybyś nie zahamował, nie było by mnie". Boli mnie
zwłaszcza ten drugi tigidi-tekst, ponieważ pojawia się w doskonałym, subtelnym
i pełnym pięknych wysublimowanych dźwięków, otwierającym album kawału Lato 76.
W towarzystwie magicznych, zmiennych brzmień i ciekawych chórków takie dosłowne
i prostolinijne stwierdzenia po prostu nie przystoją. Tym bardziej, że
kilkanaście sekund później Rojek udowadnia, że umie poetycko opisać dużo
trudniejsze sprawy, jak choćby rodzinną przemoc.
Na szczęście solowy album Artura Rojka zdecydowanie lepiej
wypada pod względem muzycznym, zwłaszcza...
Hitowy w założeniu twórcy miały być też zapewne wybrane na
drugi singiel Syreny ale ich instrumentalny fragment tuż po refrenie zajeżdża
banałem, który mógłby wyjść z pod ręki kogoś, kto po raz pierwszy trafił
porządnie w klawisz. Lubię prostotę ale ten fragment jest harmonią rodem z
disco polo, prymitywnym gniotem, który nie powinien mieć miejsca. Podobnie jak
To Co Będzie - totalne muzyczne nieporozumienie okraszone kretyńsko-banalnymi
słowami. Wieńczący dzieło Pomysł 2 brzmi, zgodnie zresztą z tytułem, jak
zarejestrowany na próbie szkic, z którego ewentualnie można by stworzyć
piosenkę. Nadający się idealnie na stronę b singla, ale na pewno nie na
zamknięcie longplaya.
Słuchając solowego debiutu Rojka mam wrażenie, że został
wydany pod presją czasu, na zasadzie "już czas najwyższy na tą
płytę". Bardzo żałuję, że Artur nie poczekał jeszcze z rok i nie dopracował
bardziej niektórych kompozycji, bo gdyby wszystkie trzymały poziom wspomnianej na
początku trójki mielibyśmy szansę na album zbliżający się do klasy genialnego
Lenny Valentino. W efekcie otrzymujemy płytę bardzo nierówną, z kilkoma
naprawdę dobrymi momentami, nie mającą jednak szans przejścia do historii
muzyki jako "klasyk".
Chyba warstwa instrumentalna na tyle mnie zauroczyła/zamroczyła, że nie skupiłam się na tekstach utworów. Ten wpis otwarł mi oczy na lekką grafomanię. Szkoda, że Artur nie zamienił tych częstochowskich rymów na jakieś sensowniejsze wersy. Faktycznie się chłopak trochę pospieszył, wystarczyłoby doszlifować płytę i nie byłoby źle.
OdpowiedzUsuńogólnie bardzo zdolny człowiek, jednak uważam podobnie, że nieco pospieszył się z tą płytą...
OdpowiedzUsuń