Po raz pierwszy w historii piłkarska reprezentacja Polski pokonała drużynę Niemiec, którzy w dodatku od dwóch miesięcy noszą tytuł mistrzów świata. "Siemasz Liroy, jak jest? Jest dobrze!" - zapodawał lat temu kilkanaście tigidyś-bobry Scyzoryk. Dziś należy mu tylko przyklasnąć a także pozdrowić wszystkich niemieckich kibiców piosenkę idealnie opisującą to jak teraz czują się ich wschodni sąsiedzi.
Przyznaję, że straciłem wiarę w naszą drużynę narodową po Euro 2012. Karykaturalne występy pod wodzą Fornalika i brak jakiegokolwiek błysku już pod wodzą Nawałki ponownego stania się "wierzącym" nie ułatwiały. Dziś na Stadionie Narodowym znalazłem się tylko dlatego, że przyjaciel, z którym chodzę na mecze od 20 lat namówił mnie do tego jeszcze w sierpniu, kiedy kompletnie nie miałem ochoty obserwować wyczynów polskich Orłów. Dziękowałem mu dziś wielokrotnie, podobnie jak drugiemu koledze, który ów bilet załatwił. Bo jakby na to nie spojrzeć ten mecz przejdzie do historii polskiego futbolu, będzie się o nim mówić przez kolejne pół wieku, tak jak o meczu na Wembley w 1973. Oby nie, obyśmy ten sukces szybko przyćmili kolejnym, jeszcze większym. Najlepiej na Euro 2016.