środa, 22 sierpnia 2012

DRUGA ZAPOWIEDŹ NOWEGO MUSE

Od kilku dni w sieci można posłuchać drugiej piosenki zapowiadającej kolejną płytę MUSE. 2nd Law zapowiadana jest jako rewolucyjny dla zespołu krążek, na którym brytyjskie trio ma grać m.in. dubstep. Efekty poznamy już za kilka tygodni, na razie posłuchajcie kawałka Madness. Jak Wam się podoba?

Ja mam mieszany uczucia, trochę brzmi to jak strona B singla. Na 2nd Law czekam jednak niecierpliwie.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

SZAFA GRAJĄCA: SCOTT MCKENZIE - SAN FRANCISCO -

Do szafy grającej trafia dziś piosenka, która za każdym razem, gdy ją słyszę sprawia iż chciałbym choć na chwilę cofnąć czas o 50 lat i przenieść się do Kaliforni. Wątpię aby "za naszych czasów" powstał tak spontaniczny, ważny i piękny ruch, w którym wolność ma pełnię znaczenia i niepowtarzalny smak. Prosty tekst do tego utworu ma w sobie coś niesamowitego i sprawia, że możemy poczuć choć namiastkę tamtych czasów.

San Francisco trafia dziś do szafy także w hołdzie dla jej autora, którym zmarł 2 dni temu.

wtorek, 14 sierpnia 2012

KONCERT BLUR - WOLVERHAMPTON 5.08.2012


Civic Hall wielkością i wyglądem przypomina warszawskie Palladium, z tą różnicą, że balkon rozciąga się na 3 strony świata. Sala jest niezwykle kameralna i tym bardziej niesamowity był fakt, iż po 3 latach milczenia zespół zdecydował się na dwa z siedmiu koncertów właśnie tam.

Kiedy podczas zamykającej koncert The Universal z głośników popłynęły słowa„well, here’s your lucky day, it really, REALLY, really COULD HAPPEN” po głowie obijała mi się myśl, że to zdanie, choć wyrwane z kontekstu, idealnie opisuje dwie wcześniejsze godziny, które spełniły jedno z moich największych muzycznych marzeń. Koncert BLUR w Wolverhampton przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Mimo, iż minął od niego już tydzień to nadal przed oczami stają mi liczne flashbacki z tego wydarzenia. Wiele z nich pozostanie w mych wspomnieniach do końca życia.



Koncert miał charakter dużej imprezy dla znajomych, na której goście bawili się równie dobrze jak gospodarze. Reakcją na wrzawę towarzyszącą wyjściu Blur na scenę był wielki, nieskrępowany rogal, który zagościł na twarzach wszystkich czterech muzyków. Miałem wrażenie, iż było to niesamowicie szczere, panowie autentycznie cieszyli się z okazji do ponownego wspólnego grania. Zresztą każda kolejna chwila tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu. Muzycy, a zwłaszcza Damon wielokrotnie gestami i miną „mówili”: „ludzie, ale zarąbista impreza, dajmy jeszcze bardziej czadu, aby na długo zapamiętać te chwile”.
Po udanym koncercie supportujących Blur dwóch, mega pozytywnych dzieciaków z The Boots, rozległy się charakterystyczne dźwięki rozpoczynające Girls & Boys, kawałka idealnego na rozpoczęcie koncertu. Ten numer po pierwsze zmusza wręcz do skakania a po drugie naturalnie wywołuje interakcję z publiką. Przez kilka pierwszych chwil Damon jakby badał kogo ma przed sobą, na ile zgromadzeni maja ochotę na wspólne śpiewanie i zabawę. Po kilkudziesięciu sekundach uspokojony wzniósł tylko ręce w triumfalnym geście kwitując sprawę słowami „all right”, odbiór był niesamowity. Już podczas pierwszego refrenu zgubiłem but. Odnalezienie go wśród skaczącego tłumu było prawdziwym kondycyjnym wyzwaniem, po wykonaniu którego wyrównywałem oddech dobre kilkadziesiąt sekund. Tym bardziej, że wentylacja Civic Hall opierała się jedynie na otwieranych co jakiś czas bocznych drzwiach. Temperatura na sali momentalnie osiągnęła stan wrzenia, tym bardziej, że Blur kontynuował prezentowanie na żywo płyty Parklife. O ile przy London Loves było jeszcze umiarkowanie, to przy kolejnych Tracy Jacks i Jubilee w Civic Hall zaponował istny amok. Skaczący tłumnie ludzie z niesamowita radością wykrzykiwali do siebie słowa piosenek, podobnie zresztą jak Damon, który pochylając się nad barierkami śpiewał prosto w twarz kolejnych znajdujących się w pierwszych rzędach fanów, w tym szczęśliwego autora tego tekstu. 



Wielokrotnie miałem wrażenie, że Blur gra ten koncert specjalnie dla mnie i było to uczucie niesamowite. Albarn starał się zaczepić wszystkich, których ograniał swym wzrokiem, myślę, że kązdy z pierwszych kilku rzędów wyszedł z koncertu z wrażeniem iż właśnie odbył się jego jednoosobowy, najmniejszy koncert świata. Wokalista Blur o prawdziwy sceniczny mistrz, frontman w najlepszym tego słowa znaczeniu, charyzmatyczny a jednocześnie mega sympatyczny i pozytywny. Czułem sie trochę jak na koncertach Kultu czy T.LOVE w najlepszym okresie ich działalności. Było swojsko, bez zadęcia, jak na spotkaniu dobrych znajomych. Jednym z mniej ważnych przejawów tego stanu rzeczy było ciągłe polewanie wodą skaczącego pod sceną tłumu, które pare razy przerodziło się w oblanie z szelmowskim usmiechem siedzących na balkonie.Po energetycznej czwórce z Parklife przyszedł czas na chwilę odpoczynku dla nóg w postaci Beetlebum. Piszę o nogach, bo gardła zgromadzone w Civic Hall rozdarły się do granic mozliwości. Szczerze mówiąc nigdy nie byłem wielkim fanem tego kawałka ale sądząc po reakcjach publiczności byłem w tym względzie odosobniony. 



Chwilę później, podczas wyspiewanego przez Grahama Coxona Coffe & TV, ponownie znalazłem się na orbicie szczęśliwości. Fantastycznie było zobaczyć tego maga gitary, przez większość koncertu skupionego na brzmieniu swojego instrumentu, który w tamtej chwili stał się w najważniejszą postacią na scenie w Wolverhampton.

Każdy kolejny kawałek zagrany tego wieczora niósł ze sobą cudowny element muzycznej magii: gościnny występ grającego na lutni Khyama Allamiego, Happy Birthday zaśpiewane zawstydzonej siedmioletniej dziewczynce siedzącej na balkonie, Country House wykonany przez Damona w podskokach i na leżąco, zabijające energią Parklife i Song 2, w których mimo wyjątkowo głośno ustawionych wzmacniaczy po Civic Hall toczył się ryk wniebowziętych fanów czy wzruszające i intymne This Is A Low kończące pierwszą część koncertu.


Chwilę wcześniej, podczas wykonywania przez zespół Tender miała miejsce chwila, o której marzy każdy zespół na świecie. PO kilku charakterystycznych dźwiękach zagranych przez Grahama i jeszcze przed dołączeniem się reszty zespołu sala została zawładnięta przez ludzi śpiewających „oh my baby...”.Członkowie Blur na pewno słyszeli taką reakcją nie raz, ale wierzcie mi, że widząc ich twarze z bliska nie miałem najmniejszych wątpliwości, iż są w tamtym momencie przeszczęśliwi. Niektórych uczuć nie da się ukryć.



Na bisy postanowiłem przenieść się w końcowe rejony sali. Z przodu było magicznie, ale uszy powoli zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, nagłośnienie nie było najlepsze, głównie z powodu zbyt głośno ustawionego basu i byłem ciekawy jak wygląda to na wysokości dźwiękowca. O dziwo z tyłu było podobnie. W ramach bisów Blur postanowił wyregulować ciśnienie wszystkim zgromadzonym, serwując same spokojniejsze utwory. Sing z debiutanckiej płyty, chwilę później dla kontrastu najnowsze Under The Westway, pełne wygłupów Intermission, przecudne End Of A Century, czy dużo wolniejszą niż na płycie wersję For Tommorow – jednego z 3 moich ulubionych kawałków Damona i spółki. Całość zwieńczyło przywołane na samym początku relacji The Universal.




Czekałem na ten „lucky day” wiele lat i jestem niezmiernie szczęśliwy, że w końcu się wydarzył. Pozostaje niebezpodstawna nadzieja, że jeszcze kiedyś nadarzy się okazja aby go powtórzyć. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję zobaczyć Blur na żywo nie przegapcie jej. W tej formie to jeden z najlepszych zespołów na świecie.

sobota, 4 sierpnia 2012

TO JUZ JUTRO !!!

Jutro spelni sie jedno z moich najwiekszych koncertowych marzen. Caly dzien, zwiedzajac rozna olimpijskie areny w Londynie odliczalem godziny do koncertu BLUR, ktory zobacze jutro w Wolverhampton. Relacja wkrotce. Tymczasem posluchajcie nowej piosenki Damona, Grahama i spolki.

środa, 1 sierpnia 2012

68. ROCZNICA WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO - BARYKADA

Jak co roku 1 sierpnia słuchamy kolejnych utworów z płyty Powstanie Warszawskie zespołu LAO CHE. Dziś czas na Barykadę. Piosenka przedstawia sytuację z drugiej połowy pierwszego tygodnia powstania. Radość z zastrzeleniu kolejnych, poszczególnych wrogów przechodząca w coraz większe wycieńczenie. Piosenka Barykady świetnie oddaje powtarzalność i rosnący trud, z którym zmagali się powstańcy.  Jestem pewny, że archiwalia użyte do zilustrowania tego utworu dodatkowo pozwolą wielu osobom uświadomić sobie co działo się w Warszawie w sierpniu 1944 roku. Za każdym razem, gdy słyszę końcowe wersy tego utworu myślę sobie, że następnego dnia rano inaczej spojrzę w lustro podczas porannego golenia, bardziej doceniając czasy, w których przyszło mi żyć.