Ciało Obce to
przełom w historii grupy Happysad podobny skalą do tego osiągniętego przy
wydaniu trzeciego krążka. W przypadku Nieprzygody w dużej mierze decydował o
tym fakt, iż była pierwszą dobrze nagraną płytą zespołu. Na wydanym miesiąc
temu siódmym studyjnym albumie do fantastycznej realizacji nagrań panowie ze
Skarżyska-Kamiennej dołożyli jednak zestaw 11 fantastycznych kompozycji
osiągając poziom kosmosu.
Chociaż, zgodnie
z informacją umieszczoną na okładce otwierający Ciało Obce kawałek -1 nagrano „późną
nocą przy ognisku” to Happysad pozostałą dziesiątką udowodnił, iż ostatecznie
przestał być zespołem ogniskowym. O ile kawałek Nadzy Na Mróz spotkał się przed
premierą z bardzo przychylnym przyjęciem to już reakcję na forach na drugi singiel
zatytułowany Dłoń można opisać jako mieszankę lęku i „hejtu”. Tymczasem numer ten stanowi bardzo fajny, nieco zadziorny wstęp do kilku smakowitych petard następujących
zaraz po nim. Pierwsza z nich to Nie Umiem Kłamać, początkowo rozedrgana,
następnie delikatna a w refrenie uderzająca mocą gitar i krzyku. Następny w
kolejce Medelin, choć dużo spokojniejszy, kosi równie mocno, zwłaszcza w drugiej, niesamowicie klimatycznej, transowo-tajemniczej części. Czwarty
dzień intryguje długą, początkową partią perkusji oraz ciekawą wokalną artykulacją
w refrenie.
Najbardziej
zaskakujący i zarazem najlepszy utwór umieszczono jednak pod numerem 6. Przy
okazji Długu zespół wybrał się w podróż w wiele nieodwiedzanych dotychczas muzycznych
krain. Sporo tu elementów psychodelii, płaczącej gitary, mrocznego brzmienia
wokalu, wysmakowanych klawiszy oraz niepokojącego brzęku toczącego się przez
cały utwór. Rzecz to prawdziwie genialna, dawno nie słyszałem tak oryginalnej i
dobrej polskiej piosenki. Następujący po nim XXM to porcja ożywczego,
gitarowego czadu w zwrotce napędzanego głównie za pomocą sekcji rytmicznej.
Równie ważną funkcję pełni ona w świetnym, marszowym i zawadiackim Idę, którego
druga część jest piorunującą kakofoniczną improwizacją o mocy lawiny. Najmniej
rusza mnie przedostatnia na płycie Heroina, rzewna ballada, której
najmocniejsze elementy stanowią wybuchające solo na saksofonie oraz „cymbałkowe”
brzmienie klawiszy przywodzące na myśl zespół Lenny Valentino.
Ciało Obce to
płyta fantastyczna a utwór tytułowy pełen jest trudnej do opisania magii. Z
pozoru każdy instrument gra tu jakby swoją, solową, niekoniecznie pasującą do reszty partię. Genialna, niepospolita partia perkusji dodatkowo wzmacnia poczucie
znajdowania się na bujającej się łódce. Utwór oczarowuje i kiedy tylko wybrzmiewa jego ostatni dźwięk odruchowo chce się go posłuchać jeszcze raz. To druga po Długu kompozycja,
przy której szczęka zjeżdża mi do nierozpoczętej jeszcze trzeciej linii
warszawskiego Metra. Brawo Happysad!
PS. Na żywo te
utwory brzmią jeszcze lepiej a dodatkowo zespół zmienił aranżacje kilku
starszych kawałków. Jeśli Ciało Obce Tour nie zawitało jeszcze do Twojego
miasta nie zwlekaj z kupnem biletu.