Sobotnie popołudnie przejdzie do historii polskiego futbolu.
Emocje, które dane mi było przeżyć 3 dni temu we francuskim Saint Etienne
zostaną ze mną na zawsze. W pierwszej połowie, kiedy gra wyglądała super
wydawało mi się, że to przecież oczywiste i awansujemy do kolejnej rundy. Kiedy
w drugiej części straciliśmy bramkę dotarło do mnie z pięciokrotną siłą, jak
ważny jest ten mecz, co tak naprawdę może się wydarzyć i jak bardzo się cieszę,
że w końcu, po latach rozczarowań, mogę przeżywać tak piękne chwile z piłkarską
reprezentacją Polski. To co się działo po ostatnim strzale Grzrgorza
Krychowiaka opisać można tylko jednym słowem, które kiedyś w refrenie
powtarzała Edzia B - "szał". Zobaczcie zresztą sami jak wyglądało to
z perspektywy trybun.
Po meczu poszliśmy do centrum niewielkiego miasteczka,
świętować i przy okazji obejrzeć dwa kolejne mecze. Ku wielkiemu zaskoczeniu w
centrum Saint Ettiene panował klimat jak na polskim weselu. Jedna z knajp
postanowiła wystawić przez okno głośniki i raczyć z nich zgromadzonych Polaków ich
ojczystą muzyką, w dużej mierze disco polo. ZOBACZ KLIKAJĄC TU.
Swojskie dźwięki zrobiły naprawdę świetną atmosferę, zresztą po takim zwycięstwie wybornie było by nawet przy Smerfnych Hitach. Swojskie piosnki przeplatały się z kibicowskimi pojedynkami na okrzyki, Szwajcarów chyba specjalnie nie przejęła przegrana bo przemieszani z Polakami bawili się na maxa. Klima była nieprawdopodobna. Hitem wieczoru bezapelacyjnie zostało Freed From Desire, które usłyszałem chyba pierwszy raz w tym wieku, za to 5 razy pod rząd.
Swojskie dźwięki zrobiły naprawdę świetną atmosferę, zresztą po takim zwycięstwie wybornie było by nawet przy Smerfnych Hitach. Swojskie piosnki przeplatały się z kibicowskimi pojedynkami na okrzyki, Szwajcarów chyba specjalnie nie przejęła przegrana bo przemieszani z Polakami bawili się na maxa. Klima była nieprawdopodobna. Hitem wieczoru bezapelacyjnie zostało Freed From Desire, które usłyszałem chyba pierwszy raz w tym wieku, za to 5 razy pod rząd.
"Nanana nana nana na nana na na" niosła się po Saint Etienne
przez dobre 15 minut. Tłum był w takim amoku, że z uśmiechem przyjąłby i kolejny kwadrans. Największe wrażenie podczas sobotniego wieczora zrobiło na mniej jednak inne
nagranie. Szacun dla autora, który na bank przytulił na nim niezły
"piniądz". Oto ono: